Wiersze - Cyprian Kamil Norwid strona 17

Nerwy

Byłem wczora w miejscu, gdzie mrą z głodu-
Trumienne izb oglądałem wnętrze;
Noga powinęła mi się u schodu,
Na nieobrachowanym piętrze!

Musiał to być cud - cud to był,
Że chwyciłem się belki spróchniałej...
(A gwóźdź w niej tkwił,
Ja w ramionach krzyża!...) - uszedłem cały!

Lecz uniosłem - pół serca - nie więcej:
Wesołości?... zaledwo ślad!
Pominąłem tłum, jak targ bydlęcy;
Obmierzł mi świat...

Muszę dziś  pójść do Pani Baronowej,
Która przyjmuje bardzo pięknie,
Siedząc na kanapce atłasowej - -
Cóż? powiem jej...
                            ...Zwierciadło pęknie,
Kandelabry się skrzywią na r e a l i z m,
I wymalowane papugi
Na plafonie - jak długi -
Z dzioba w dziób zawołają: "S o c j a l i z m!"

Dlatego: usiadę z kapeluszem
W ręku - - a potem go postawię
I wrócę milczącym faryzeuszem
- Po zabawie.

Nie chcę już smutków, nie!...

1
Nie chcę już smutków, nie!... już mi za małe -
Choćby jak świata zepsucie ogromne! -
Cóż - bo tu nic jest na skroś przebolałe?
Cóż?... nie zajęknie mi w ucho... gdy wspomnę?
2
 Dlatego nie chcę smutków... bo nienowe:
Tylko że własnej starości niepomne -
Jakbym nie słyszał wciąż, gdzie wesprę głowę,
Że wszystko jęczy a jęczy... gdy wspomnę!...
3
Pyły - zatartych pod nogą pomników,
I miasta na nich, i twierdze niezłomne.
Aż pójdą, w gruzach czekać budowników...
Wszystko tu jęczy a jęczy... gdy wspomnę!...
4
 Dlatego lubię kwiat nie-zapominek.
Bo rwą go zwykle ręce wiarołomne! -
I lubię nagły w znużeniu spoczynek,
Bo - uprzytomnia śmierć, pierwej... nim wspomnę.
*
 Dlatego lubię kwiat nie-zapominek.
Bo rwą go tylko ręce wiarołomne!...

Noc

             Biada wtenczas poetom: nie będzie      
                                                     przy czym wierszyka wysmażyć, nie
                                                     będzie czym poematu okrasić! wielu
                                                     żałować będzie księżyca!...               
                                                          Aleksander Marliński
 
 
Chmurne niebios sklepienie, szaro cieniowane,
Rozjaśnia się, a księżyc, niby pająk złoty,
Wypełznął z pajęczyny, i spłoszył ciemnoty,
Które lecą w otchłanie okien nie zbadane!
On zaś, jak pogromiciel, ciągle z dumą kroczy,
I buńczuk złotowłosy poza sobą toczy,
I drgającymi nićmi bladawych promieni
Oprzędza drzew wierzchołki, plącze młode liście,
Albo się między trzciną w jeziorze płomieni
I na dnie świeci ogniście!
 
 
Ej! pająku złocony, wstąpże przecie do mnie,
Bo mówią ludzie, żeś jest pociechy zwiastunem,
Więc cię przywitam szczerze, chociaż cicho, skromnie,
Tak, jak można przywitać śród cierpień kolei,
Kiedy człek, skrępowany nieszczęścia całunem,
Nic nie ma prócz łez - wspomnień - i może nadziei.
 
 
Ej! pająku złocony, łzy me już wyssałeś,
Bo w nich nieraz swe nici promienne kąpałeś;
A chcesz wspomnień? to słuchaj... jakże?... czy słyszałeś?
Lecz nie - to nie dla ciebie ta milcząca mowa,
To dla mnie - i - dla Boga! - ludziom zaś i tobie
Dam inne, spowszedniałe, wypłowiałe słowa,
Chłodne, blade jak popiół, co się tuła w grobie.
 
 
Słuchaj - wiem, że przed chwilą widziałeś powoje,
Co wyrosły niedawno, a już czegoś pragną,
Już z lekka wyciągają słabe ręce swoje,
By uchwycić gałązkę, gdy ją wichry nagną.
Biedne powoje! próżno wyciągają ręce,
Bo choć się gałąź schyli - chwycić jej nie zdążą,
I rosnąć bez pomocy, tak się splączą, zwiążą,
Że pewno umrą w męce.
 
 
Księżycu! ty widziałeś nieszczęsne powoje,
Widziałeś pierwszą młodość - pierwsze mary moje.
 
 
Ej, pająku złocony, musiałeś tej nocy
O wzniosłe drzewo przędzę złoconą zawadzić,
Musiałeś widzieć drzewo, co w strasznej niemocy,
Szaloną zawieruchą targane bez końca,
Ledwo kilka gałęzi mogło uprowadzić!
Księżycu - te gałęzie wzdychają do słońca,
Pasują się z chmurami - pękają i giną -
Księżycu! tyś tam widział gałązkę jedyną.
Więc nic ci już nie powiem o ludziach - o sobie -
Bo i tak dość mówiłem: teraz dzięki tobie,
Szczere dzięki - boś smutny, i znać, że me żale
Nie zostały u ciebie jak ziarno na skale.
Lecz odwiedzaj mię czasem, pająku złocony,
Albowiem mówią, żeś jest pociechy zwiastunem,
Odwiedzaj mię, gdy w oknie siadam zamyślony,
A ja cię przyjmę szczerze, chociaż cicho, skromnie,
Tak, jako człek spowity nieszczęścia całunem,
Tak, jako człek ściśnięty powrozem tęsknicy,
Co nie może do druha wyciągnąć prawicy -
Hej! zwiastunie pociechy, pamiętaj tam o mnie.
 

Obojętność

 
1

Jeżliś zdradzony w życiu kilka razy,
Oh! jakiż to wielki ból...
Współczuję skargę twą ponad wyrazy:
Łez moich tyś Pan! Tyś król!

2

Lecz skoro w roku zdradzili cię ludzie
Trzysta-sześćdziesiąty-raz?...
Serca mi nie stać i byłbym w obłudzie,
Nie będąc głuchym jak głaz.

3

Im mniej kto zdradzan, tym srożej zdradzony! -
Lecz kto nie doznał - jak zdrad:
Męczeńskich nie dość mu palm i korony,
Nad które cóż? dawa świat...


 

  
  

Ostatni despotyzm

 
 
"Cóż nowego?" - Despotyzm runął!... wraz opowiem.
Oto depesza..."
"... Jakże, pan cieszy się zdrowiem -
Niech pan siądzie! - depesza?... mówi?... - spocząć proszę.
Ktoś nadchodzi!- to Baron - jakże? cenne zdrowie.
Niech siądzie! - cóż? nowego nam Baron opowie..."

"Depesza ta - co? mówi... może pomarańczę?...
Lub może wody z cukrem?" - "Upadły szarańcze
W Grecji - na Cyprze brzeg się w otchłanie usunął! -
W Cyruliku sewilskim występuje Pitta -
- Pomarańcza, jak widzę, z Malty - wyśmienita!"
"Może drugą?..."

"... i jakże despotyzm ów runął??"

Lecz - właśnie anonsują ex-szambelanowę
Z synem przybranym - "Cóż pan mówisz na nepotyzm?
Chłopiec starszy od matki o rok i o głowę...
Właśnie nadchodzą...
... jakże? runął ów Despotyzm".

‹‹ 1 2 14 15 16 17 18 19 20 21 22 ››