Wiersze - Władysław Broniewski strona 36

Pokłon rewolucji październikowej

Kłaniam się rosyjskiej rewolucji
czapką do ziemi,
po polsku:
radzieckiej sprawie,
sprawie ludzkiej,
robotnikom, chłopom i wojsku.

Ta w ukłonie czapka - nie hetmańska,
bez czaplego nad otokiem piórka,
lecz więzienna, polska, kajdaniarska,
Waryńskiego czapka z Schlüsselburga.

My mamy sztywne karki,
kłaniać się uczono nas długo,
aż urwał się kańczug carski
aż wyleźliśmy spod kańczuga.

Kłaniam sie prochom Rylejewa,
kłaniam się prochom Żelabowa,
kłaniam sie prochom wszystkich
rewolucjonistów.

Grób Lenina - prosty jak myśl,
myśl Lenina - prosta jak czyn,
czyn Lenina - prosty i wielki
jak Rewolucja.

Kłaniam sie mogiłom Stalingradu,
mogiłom Berlina i Moskwy -
my, po latach stalowego gradu,
 na nich w przyszłość mościmy mosty.

Na rosyjskiej i na polskiej ziemi,
na ziemi krwi i miłości,
rosną kwiaty
- my je znajdziemy -
pośród poległych kości.

Pole

Topole, topole, topole
i zryte rowami pole,
koń gniady, kopyta do góry,
topole, topole i chmury,
i przybłąkała się wierzba,
w chustce kraciastej baba przeszła,
potem szły dęby, olchy,
dalej i dalej,
i szli żołnierze polscy,
poumierali.

Prawodawcom

Pamięci Sacca i Vanzettiego


Tobie mój gniew i pogarda,
kulturo krzywdy i zbrodni!
Religio krwi i miliarda,
jakąż mnie pieśnią zapłodnisz?

Krwią zachłyśnięty śpiewam,
krew śpiewam i krwi pożądam,
bo raziło mnie serce gniewem
jak kat elektrycznym prądem!

Ameryko syta i tępa,
Europo ślepa i krwawa,
długoż mnie będzie potępiać
kłamstwo wolności i prawa?

Pokonały przestrzeń rekordy,
przeorały kontynent traktory,
ale wiecznie mi grozi mordem
śmiertelny fotel historii.

Położono fundament z kości
pod kamienne triumfy pionu,
ale żywe ciało ludzkości
wdeptał w ziemię beton Bostonów.

Śmierć nas woła: kto pierwej?
dwóch i milion umarło,
miasta wzrosłe na ścierwie
dławią, duszą za gardło.

Ziemio, syta padliną
pobojowisk pracy i wojny,
przepowiadam ci: będziesz inną,
omytą żywą krwią wolnych!

Historio, jutro od nowa!
Gwałt niech się gwałtem odciska!
Witaj, chmuro gradowa!
Błogosławię piorun, co błyska!

Przez ścianę

List piszę z bardzo daleka,
z sąsiedniego pokoju,
zza ściany, za którą czeka
tyle trwogi i niepokoju.

Piszę do ciebie przez ścianę,
i choćby świat miał sie walić,
te słowa - parciane, słomiane -
jak na kliszy pragnę utrwalić.

Że - domek, że kot, że pies,
i tyle było szczęścia wszędzie.,
że - czemu? - ach! trzeba łez,
że bez nich się nie obejdzie.

Z tego domu mnie wzięli gwałtem
- to wspólna męka!
I tego wiersza kształt ten
tobie zawdzięczam.

Psy policyjne w Łucku

Zamień na kamień łzy,
wytęż oczy i słuchaj:
wyją, wyją policyjne psy
przeciągle, ochryple, głucho.

Czemuż je słychać aż tutaj,
gdy noc zapadła nad Polską,
choć dudnią buty podkute,
maszeruje policja i wojsko?...

Psia tresura, żmudna i mądra,
to zasługa komisarza Zaremby:
psy potrafią targać za jądra
więźnia, który zaciska zęby.

Pan komisarz Zaremba bada,
słychać sznurów naprężonych skrzyp:
"W psyk go, Postowicz! No co, gada?
Chcesz jeszcze, ścierwo? Tkaczuk, syp!

Won z nim. Następny" - "Panie komisarzu,
są tu dziewczynki, jedna niczego...
Niech pan komisarz tylko rozkaże,
znajdzie się sposób... Można by... tego..."

Naga, bezbronna, obca męczarni,
nogi i ręce związane w kij...
Oczy! oczy! - wilki wśród psiarni!
"Teraz bykowcem! Tkaczuk, rżnij!"

Pies policyjny długo wył
na więziennym podwórku w nocy,
bo poczuł krew z otwartych żył,
skamlał i wył: pomocy!

Wył długo, przeciągle, głucho,
przeraźliwie, prawie po ludzku...
Uwiązano go na łańcuchu
i znów była cisza w Łucku.

Słyszałem to wycie i słyszę.
Serce, do walki się krzep!
Przyjaciele mówią coraz ciszej,
lecz daleko słychać mój szept,

bo szeptem o siłę pyta
i szeptem gniew przypomina
moja pieśń, gwałcona i bita,
jak Ty, towarzyszko Nino.

‹‹ 1 2 33 34 35 36 37 38 39 40 41 ››