Wiersze - Władysław Broniewski strona 38

Słońce września

Wrócę do Polski, i znów będą wrześnie,
będą spadały z drzew grusze i śliwy,
w niebo popatrzę i będzie boleśnie:
pod słońcem września nie będę szczęśliwy.

To słońce stało ponad horyzontem,
błogosławiące wrogim samolotom,
to słońce biło nas żelaznym frontem,
dział hukiem, czołgów złowrogim łoskotem.

A czołgi w bagnach wyschniętych nie grzęzły,
szły armie, szybsze niźli polski piechur,
bomby waliły w kolejowe węzły,
płonęły miasta, rzucane w pośpiechu,
szli Niemcy...
                         Któż to niegdyś wstrzymał słońce?
Czemu nie zgasło nad warszawską bitwą?
Ono świeciło - okrutne, palące -
w oczy żołnierza, który trwał i wytrwał.

Słońce wspaniałe!... Słońce nad Warszawą,
nad Westerplatte, nad Helem, nad Kutnem,
wschodzące krwawo, zachodzące krwawo,
nie nasycone widokiem okrutnym!

I już go odtąd nie ujrzę inaczej
niż w krwi oparach, brzemienne przekleństwem,
w dymach ze stosu męstwa i rozpaczy,
rozpaczą krwawe i promienne męstwem.

O słońce! Słońce Września! Miną lata,
zdeptany będzie przez Prawo łeb węża,
może we wrogu odnajdziemy brata,
może sercami będziemy zwyciężać,

może tak będzie... Ale słońce Września,
dni naszej chwały i krwi, i cierpienia,
przeklęte będzie w legendach i pieśniach,
aż nowe wzrosną po nas pokolenia.

Słowik

W pieśni słowika
jaką muzyka...
I nie śpię. Sobie na złość.
Jak to wysłowić,
co mówi słowik,
i jak to w ogóle nazwać?

Ja bym słowika
nazwał strumyczkiem,
który ku sercu płynie,
a śmierć po sercu
pocina smyczkiem:
niech się zatraci,
niech zginie!

I słowik zginie,
i umrze serce.
Dobrze. Nich się zatraci.
Ta noc majowa,
to nocne scherzo...
Dobrze.
To się opłaci.

Spacer prehistoryczny

W przedpotopowym ogrodzie,
jeszcze przed zachodem słońca,
paprocie, paprocie bez końca
odbijają się w jasnej wodzie.

Jest tam ptak, którego nazwy
nie mogę przypomnieć z jakiegoś snu,
i ogromną tęczę znalazły
papugi! papugi!
żeby ją snuć!

Cyklopy na koturnach
przechadzają się po bujnej trawie.
(To nie jest noc Walpurgi,
ale prawie.)

Na Drzewie Wiadomości
Dobrego i Złego
drzemie Wąż (poczciwości
gad, nie robi nic złego).

Ale na Jabłoni,
na okrutnej Jabłoni
(czy z jabłek robią alkohol?)
rośnie, rośnie
groźnie, powoli
okrutne słowo: kocham.

Szczęście

Rozmyślam coraz częściej
od pewnego wieczoru,
że chyba moje szczęście
jest zielonego koloru.
 
Więc niech ta zieleń we mnie rośnie
i niech mnie zewsząd otoczy
drapieżnie, zachłannie, miłośnie-
zieleń, jak twoje oczy.
 
Niechaj mi będzie życie
oceanicznym dnem,
gdzie pływają morskie straszydła
o włosach z wodorostów
- zielone! zielone niesamowicie! -
i gdzie wszytko jest snem.
 
Przeczytaj tę bajkę, nim uśniesz,
jeśli chcesz.
Szczęście? -
to co dzień dostać jeden uśmiech
i zwrócić jeden wiersz.

Ściana płaczu

Kilka starych kamieni
i płacz - przez tysiące lat...
Gdybym mógł to zamienić
na Wierzbową i Nowy Świat,

szedłbym z "Ziemiańskiej" do "Ipsu"
płacząc rzewnymi łzami,
a we mnie Apokalipsą,
babilońskimi rzekami

łkałoby i szlochało
Jeremiaszową pieśnią
serce, to znaczy: chaos,
warszawskie serce po Wrześniu.

Ten wiersz, który krwawi i szydzi,
te słowa nic już nie znaczą:
przyszedłem tu płakać, Żydzi,
pod Ścianą Płaczu.

‹‹ 1 2 35 36 37 38 39 40 41 ››