Wiersze - Rainer Maria Rilke strona 11

Sonety do Orfeusza - XXV

Lecz ciebie chcę teraz, ciebie, którą znałem
jak kwiat niewiadomego mi imienia
raz jeszcze przypomnieć, i w kształcie zmartwychpowstałym
ukazać im, uczestniczkę krzyku nie do zwalczenia.

Tancerka wpierw, która nagle swoje ciało trwożne
zatrzymała, jakby wlano spiż w jej istnienie dziewczęce,
smutna i zasłuchana - kiedy z woli przemożnej
wtargnęła muzyka w jej przemienione serce.

Już bliska była choroba. Już owładnięta jej cieniem
krew napierała mroczna, lecz podejrzliwie i z drżeniem
ku naturalnej wiośnie parła popędem samym,

wciąż hamowana ciemnością, upadkiem, dławionym porywem,
świeciła ziemskim blaskiem. Aż biciem serca straszliwym
weszła w otwartą bez nadziei bramę.

Sonety do Orfeusza - XXVII

Jestże naprawdę czas niszczący wszystko?
Kiedy na górze spokojnej burzy warownię?
To serce, serce bogom oddane niewymownie,
Kiedyż Demiurg stłumi w gwałtownym uścisku?

Czy naprawdę tak łamliwi jesteśmy,
jak los chciałby przedstawić nas dzisiaj?
Czy głęboka zapowiedź w dzieciństwie wczesnym,
u korzeni - później - się ucisza?

Ach, widmo przemija
przez tego, co się nie wzbrania
przechodzi dymem.

My, nieustannie śpieszący,
przy sile wiecznie trwającej
za boski zwyczaj starczymy

Świat był w twarzy ukochanej

Świat był w twarzy ukochanej -
ale nagle wylał się, wypłynął:
świat jest z zewnątrz, świat nie do objęcia.

Czemu nie piłem, gdym podniósł do ust,
czemu nie piłem z pełnej lubej twarzy
świata, co bliski był, pachnący moim ustom?

Ach, piłem. Piłem nie do wyczerpania.
Lecz i mnie przepełnił nadmiar świata,
i gdy piłem, sam przebrałem miarę.

Zgaś moje oczy

Zgaś moje oczy: ja cię widzieć mogę,
zamknij mi uszy, a ja cię usłyszę,
nawet bez nóg znajdę do ciebie drogę,
i bez ust nawet zaklnę cię najciszej.
Ramiona odrąb mi, ja cię obejmę
sercem mym, które będzie mym ramieniem,
serce zatrzymaj, będzie tętnił mózg,
a jeśli w mózg mój rzucisz swe płomienie,
ja ciebie na krwi mojej będę niósł.

Rilke do Andreas-Salome w Monachium

[Monachium, 9 czerwca 1897] Środa wieczorem
 
Ulicami mokrymi od deszczu skradam się
Od Ciebie pośpiesznie i zdaje mi się,
Że każdy przechodzień widzi,
Jak w moich oczach płonie
Szczęściem wyzwolona dusza.
 
Z lękiem staram się ukryć najgłębiej
Swe szczęście przed obcym tłumem.
W pośpiesznym biegu niosę je tajemnie
Do domu i dopiero w ciemnościach nocy
Otwieram je cicho jak szczerozłotą skrzynię.
 
Wtedy wyciągam drogocenne skarby
Z jej ciemnej głębi, jeden po drugim,
I nie wiem, na co wpierw spojrzeć,
Bo każdy kącik w mej izdebce
Pełen jest blasku, pełen szczęścia.
 
Z czymże porównać te bogactwa,
Żadna ich moc nie oglądała,
I żadna noc ich nie zrosiła;
Nigdy cenniejszym miłości znakiem
Nie obdarzono królewskiej wybranki.
 
Bo są po świecie korony rozsiane,
A gwiazdy w nich są jak klejnoty,
Lecz nie przeczuwam tego nikt.
O Ty! Jestem przy skarbach mych jak cesarz
I wiem, kto moją cesarzową.
 
 

‹‹ 1 2 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ››