Wiersze - Rainer Maria Rilke strona 13

Widzący

Ja wypatruję drzewom drogę
burz, co drętwotę dni przerosły,
i w okna moje biją na trwogę,
i w przestrzeniach słyszę rzeczy mowę,
której znieść bez przyjaciela nie mogę,
nie mogę kochać jej bez siostry.

Idzie przekształcicielka burza,
idzie przez las i poprzez czas,
wszystko w wieczności się zanurza
jak Psałterza wiersze, wzgórza
powagą przygniatają nas.

To, z czym walczymy, jak jest małe,
jak wielkie to, co walczy z nami.
Gdybyśmy burzy się poddali,
tobyśmy rzeczom bliżsi sami
wielcy i bezimienni stali.

Małe jest to co zwyciężamy,
pomniejsza nawet powodzenie,
i nie chce ugiąć się przed nami
wiecznie i wielkie nieskończenie.
To Anioł, co wśród zapaśników
stanął Starego Testamentu,
on, gdy cięciwy przeciwników
już w ton metalowy napięte,
czuje ich w palców swych dotyku
melodie w struny harf zaklęte.

Komu on skroń do ziemi skłoni,
Anioł, gdy tłum porzuca zbrojny,
ten sprawiedliwy i spokojny
wychodzi z jego twardej dłoni,
co gięła go jak w kształt gliniany.
Już go zwycięstwa nie pomniejszają.
Rośnie - głęboko zwyciężany
przez moc - coraz to potężniejszą.

Wstęp

Ktokolwiek jesteś: wyjdź dzisiaj wieczorem
z twego pokoju, w którym wszystko znasz;
najbliższy dla oddali jest twój dom:
ktokolwiek jesteś.
Oczami zmęczonymi, które ledwie
uwalniają się od startego progu,
podnosisz z wolna czarne drzewo
i stawiasz je samotne, smukłe na tle nieba.
I uczyniłeś świat. I ten jest wielki
i jak słowo, co jeszcze w milczeniu dojrzewa.
I w miarę jak sens jego obejmujesz,
oczy twe czule odłączają się od niego...

Wyjście

Ktokolwiek jesteś: wyjdź nad wieczorem
z pokoju twego, w którym wszystko znasz;
już dal przed tobą stanęła otworem,
przed dalą tylko dom twój trzyma straż:
ktokolwiek jesteś.
A wzrokiem swoim, co ledwo leniwie
opuszcza juz zużyty próg pod bramą,
podnosisz wolno czarny kadlub drzewa
i stawiasz je przed niebem: smukłe, samo.
I uczyniłeś świat. A świat przyziemny
jest jak to słowo, co milcząc dojrzewa.
A gdy twa wola pojmie sens tajemny,
oczy go twoje porzucają tkliwie...

(tł. Witold Hulewicz)

WYSEPKA cz.II

Ważne- co tu; co tam- dalekie nazbyt.
A owo tutaj- skrzetne, zaprzątnięte,
zajęte sobą, całkiem niepojęte.
Wyspa podobna jest do małej gwiazdy,
której okrutny przestwór (że zbyt drobna)
nie zauważa nawet, gdy ją burzy.
Ona zaś opuszczona w swej podrózy,
osobna,
by wszystko to dobiegło jednak kresu,
na oślep- wzdłuż samoobranych torów-
próbuje brnąć, wymknąwszy się z zakresu
systemów, planet, słońc i gwiazdozbiorów.

Z odległych, swobodnych przestrzeni

 
 
Z odległych, swobodnych przestrzeni
Zaciągnęli swego Boga i wtrącili
Przemocą w swój własny czas...
I siedzieli, i śpiewali na jego cześć,
Aż On w końcu niemal zniknął
Pogrążony w ich ciemnościach.
 
Zapalają jasne świece,
Tysiące świec, i błagają,
By ich światła nie zagasły,
Zanim w sercach nie odkryją
Śladów swego Boga...
                   *
Ludzie, co znają głębokie milczenia,
Są jak chłopcy, co mają skrzypce
Jeszcze po swoim praojcu;
Ale nigdy nie budzą ich strun,
Ciężkie bowiem stały się ich dłonie,
Gdyż za długo służyły w ciemnościach.
 
Lecz drewniane pudła skrzypiec są jak lasy,
I szum powstaje w gałęziach,
A wnukowie wtedy czują: poza nimi
leży morze...
 
                                                      16 VII 1898, Sopot
 
Takie są smętne, wieczorne dramaty:
Postaci zrodzone w jasne dni
Szukają gdzieś drogi donikąd,
I naraz ciężkie stają się wszelkie nazwy,
I obłaskawione rzeczy.
 
Czujesz, jak trudno odnaleźć drogę
Od jednego istnienia do drugiego ?
Oto słońca były jako pieśni...
I nagle góry stoją zasłuchane,
A tyś samotny został ze swym lękiem.
 
                                                      23 VII 1898, Oliwa
 

‹‹ 1 2 10 11 12 13 14 15 16 ››