Wiersze - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska strona 77

Zielone miasto

Kraków cały jest w liściach,
błyszczących po letnim deszczu
- podwójnie zielonych w ksieżycu
i w szmaragdowej latarni,
wiszącej przy Zwierzynieckiej...

Kraków, cienisty ogrójec...
Jaśminów gąszcz, las kasztanów,
inwazja drzew. Ptaków - roje!
W tym lesie - szepty tajemne,
w tym lesie łzy, pocałunki,
zduszone w objęciach westchnienia...

- gromkie echo komendy niemieckiej.


Maria Pawlikowska - Jasnorzewska

Złota łódź

Gdzie czarna wzbiera północ,
wąski nów jest jak czółno,
jak złota
yola.
Płynie nad gwarem miasta,
kędy noc się rozrasta
w czarnych pókolach...
Siedzi w niej mój kochanek
i ręce posrebrzane
opiera
na wiośle -
Wzdycha moim westchnieniem,
marzy moim marzeniem
w tej samej wiośnie...
Czekałam tu na niego,
lecz nie przyszedł,
dlatego że wiosłuje
w niebie.
Obłoki jak bałwany
owijają go w pianę
w mglistym pogrzebie -
Lecz on, zawsze zwycięski,
wypływa z bladej klęski,
wiosłując niezłomnie -- -- --
na ramię swe
stalowe
przechyla
senną głowę
i śpiewa o mnie.
O moich ustach, rękach,
smutku, przed którym klęka,
westchnieniach,
które zlicza -- -- --
i czeka, by raz w nocy
przybyć mi ku pomocy
jako łódź
ratownicza...


Maria Pawlikowska - Jasnorzewska

Złota stronica

Porywczy wiatr historii, o niezwykłej sile,
W otwartej Księdze Świata, ciężkiej od stuleci,
Przewrócił nagle jedną, drugą, trzecią stronę,
Aż się w oczach litery mącą - a treść liter
Płynie szybciej od życia - i któż jej nadąży?

Bluszcz wieńczy brzeg tych stronic, wiążąc się w girlandy,
I straszą nas ryciny: krzyż, płacząca brzoza,
Dziecko skryte wśród mogił i bombą zabite,
Tuż obok cichej, z ziemi wydartej martwicy,
Zadomowionej dotąd w śmierci ciemnoziemnej
I uśmiechniętej sucho ust swych pergaminem
Na myśl, że raz się żyje, lecz i raz umiera...

Wichrze, wzmóż się i szarpnij ten obraz! Błagamy
O następną stronicę! Winna być słoneczna,
Barwna jak świat po burzy, niewinnie wesoła,
Z wielką tęczą, z gołębiem lecącym pod tęczą,
Jak pod łukiem kwitnącej, jabłonnej gałęzi,
Z dwiema rękami, mocno zwartymi w uścisku:
Boską: białą, promienną - i ludzką: roboczą.


Maria Pawlikowska - Jasnorzewska

Złote myśli kobiety

Zalotność jest pachnąca i różowa,
a mądrość żółta i sucha.

Wolałabym, by mnie Mickiewicz chciał całować,
niż by mnie chciał słuchać.

Jeśli Serafinowie, Potęgi i Trony
nie patrzą na kobietę męskimi oczyma,
nie warto iść do nieba po gościńcu stromym:
nic tam nie ma.

Niechaj śmierć mi nie będzie niewiastą w całunach,
lecz mężczyzną o bujnych ramionach;
a pęknę w jego ręku jak dzwoniąca struna
roześmiana i rozmarzona.

Życie zaś niech mnie niesie ku złotej Cyterze
na tęsknym, rozkołysanym okręcie:
chcę na pokładzie bezsilnie leżeć
w nie kończącym się święcie...


Maria Pawlikowska - Jasnorzewska
"Skamander", 1923 z.31-33

Zmierzch

Zmierzch z nocnym mrokiem zaplatają matę,
matę szeroką, półciemną, półjasną,
na czarne pasmo kładą srebrne pasmo,
na pasmo miękkie dwa pasma włochate...

Tkają w nią róże białe, jakieś iskry,
ram pozłacanych mrący uśmiech ryży,
uparte światło kryształowej miski
i niebieskawy blask okiennych krzyży...

Przez próg do parku idą i wciąż plotą,
i dalej wiążą włochate przędziwa -
nietoperz, księżyc goniący z tęsknotą,
skrzydłem zamiata i splot im przerywa...

‹‹ 1 2 74 75 76 77 78 79 80 81 82 ››