Zwiędłe kwiaty w salonie
Zżółkłe strzępy,
jedwabiste włosy,
jakby w błocie
nurzane, szargane.
Gwoździk tępy,
wynędzniałe kłosy,
w których złocie
strzępi suchość ranę.
Wyschłe dzwony,
których odma klęśnie,
lepkie miody
żegnając na wieki.
Muł zielony,
zwiędłe wiotkie mięśnie,
błotne brody,
kaprawe powieki. -
Zeschłej róży
żółta trupia głowa
przy piwonii,
której płatki rzedną. -
Liść się nuży,
liść zwisa bez słowa,
jak ruch dłoni -
wszystko, wszystko jedno. -
Pocałunek słońca
Pocałunek słońca jałowy jest, choć złoty -
spojrzenie kwiatu cudze, choć rzewne -
szum wody: obce narzecze ni to bełkot idioty -
trawy - jakże dalekie to krewne.
Pies o ileż młodszy i głupszy braciszek,
a co znaczą mrówek nudne kopce?
Co mówi zapach świeżo z nieba spadłych szyszek
i to, że motyl ma na skrzydłach po kropce?
- Ty, człowieku, tyś bliski jeden, tyś przemiły,
tyś mojej duszy żywność słodka -
wolę się, bracie, pełen rozkoszy i siły,
niż srebrnego na wierzbie kotka.
Historia o admirale
Kiedyś mi o tym mówiły
garbate kościelne babki...
W swym locie pstry i zawiły
wpadł motyl raz do pułapki.
I nikt nie myślał go szukać
w pułapce pachnącej myszą,
więc począł o ściany stukać -
krzyczał - lecz było to ciszą...
Przecudny motyl admirał,
w czerni i w czystym karminie,
skrzydło na żółtej słoninie
położył i dogorywał...
Miłość
Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza!
Bratki cmentarne
Umarli wychodzą z ziemi
gromadą bratków;
bratki są martwe i nieme
- niepomne strasznych wypadków.
Życiu i śmierci obce,
żywią się rosą ranną,
bratek, który był chłopcem,
bratek, który był panną.