Wiersze - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska strona 2

Zwiędłe kwiaty w salonie

Zżółkłe strzępy,
jedwabiste włosy,
jakby w błocie
nurzane, szargane.

Gwoździk tępy,
wynędzniałe kłosy,
w których złocie
strzępi suchość ranę.

Wyschłe dzwony,
których odma klęśnie,
lepkie miody
żegnając na wieki.

Muł zielony,
zwiędłe wiotkie mięśnie,
błotne brody,
kaprawe powieki. -

Zeschłej róży
żółta trupia głowa
przy piwonii,
której płatki rzedną. -

Liść się nuży,
liść zwisa bez słowa,
jak ruch dłoni -
wszystko, wszystko jedno. -

Pocałunek słońca

Pocałunek słońca jałowy jest, choć złoty -
spojrzenie kwiatu cudze, choć rzewne -
szum wody: obce narzecze ni to bełkot idioty -
trawy - jakże dalekie to krewne.

Pies o ileż młodszy i głupszy braciszek,
a co znaczą mrówek nudne kopce?
Co mówi zapach świeżo z nieba spadłych szyszek
i to, że motyl ma na skrzydłach po kropce?

- Ty, człowieku, tyś bliski jeden, tyś przemiły,
tyś mojej duszy żywność słodka -
wolę się, bracie, pełen rozkoszy i siły,
niż srebrnego na wierzbie kotka.

Historia o admirale

Kiedyś mi o tym mówiły
garbate kościelne babki...
W swym locie pstry i zawiły
wpadł motyl raz do pułapki.

I nikt nie myślał go szukać
w pułapce pachnącej myszą,
więc począł o ściany stukać -
krzyczał - lecz było to ciszą...

Przecudny motyl admirał,
w czerni i w czystym karminie,
skrzydło na żółtej słoninie
położył i dogorywał...

Miłość

Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza!

Bratki cmentarne

Umarli wychodzą z ziemi
gromadą bratków;
bratki są martwe i nieme
- niepomne strasznych wypadków.

Życiu i śmierci obce,
żywią się rosą ranną,
bratek, który był chłopcem,
bratek, który był panną.

‹‹ 1 2 3 4 5 81 82 ››