Wiersze - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska strona 3

Butterfly

Biała Mistress Pinkerton czeka przy sztachecie,
lecz już Butterfly po ścieżce kroczy:
"Niech się przyjrzą moje smutne oczy
najszczęśliwszej na ziemi kobiecie".

Do komendanta "Ondine"

Poznałam cię w dzienniki "Le Matin",
komendancie łodzi podwodnej.
Piękny jesteś. Masz w oczach słodką mgłę
i męski smutek łagodny.

Twarzą zwrócony do mnie,
nieznajomy, ale najbliższy -
z powagą, prosty niezłomnie
stoisz w drukowanej niszy.

Nie dzieli nas żadna odległość -
ani jedna mila rejsu w falach sinych -
życie twoje blisko do mnie podbiegło,
bo nie żyjesz od tygodnia, komendancie "Ondyny".

Zaciekawiasz mnie nieskończenie,
ty, samotny w śmiertelnej dumie...
Milczysz, lecz mam wrażenie
że ten, który nie żyje, lepiej mnie rozumie.

Szukałam od dawna, zmęczona okropnie,
idąc po niezliczonych schodach wzwyż za tobą,
podczas gdy ty już zbiegłeś na ostatnie stopnie,
by runąć w zimne fale szumiące żałobą.

Wchodzę jednymi drzwiami
i pytam się o ciebie świata jak portiera -
gdy ty, bez litości nad nami,
bocznym wyjściem w noc gwiezdną wbiegasz i umierasz.

A miałeś silne ramiona,
dumne czoło i marzyłeś skrycie...
Czemuś oddał to wszystko śmierci? przecież ona
nie ceni nic poza życiem.

Nadjechała wspaniale pod imieniem greckiem
"Ekateriny Goulandris" i wbiła cię w morze.
Ach, chylę się nad tobą jak nad własnym dzieckiem...
Lecz cóż ci to pomoże?

Dzień twój minął - nowy się zaczyna.
"Matin" krzyczy o jakimś zbrodniczym amancie
- a serce moje tonie jak twoja "Ondyna",
najechane przez wieczność, komendancie

Gdy pochylisz nade mną twe usta pocałunkami nabrzmiałe,
usta moje ulecą jak dwa skrzydełka ze strachu białe,
krew moja się zerwie, aby uciekać daleko, daleko
i o twarz mi uderzy płonącą czerwoną rzeką.
Oczy moje, które pod wzrokiem twym słodkim się niebią,
oczy moje umrą, a powieki je cicho pogrzebią.
Pierś moja w objęciu twej ręki stopi się jakby śnieg,
i cała zniknę jak obłok, na którym za mocny wicher legł.-

Świat jak mydlana bania,
na słomce wisząc Bożej,
drży, chwieje się i kłania,
kręcąc się w barwach zorzy.

Potrąciło o mą duszę
ze siedmiobarwnym śmiechem,
świat jak mydlana bania
w złociste pióropusze,
wydęta Bożym dechem.

A cup of tea

Któż nad wami zapłacze? Nie John i nie MAry
Ni też Percy lub Wiliam, Nie Gladys, nie Sybil,
W zimnie zahartowani i twardzi jak mewy,
Lecz smutna krakowianka, rodem spod Wawelu,
Z kraju, gdzie bujnie płakać uczyły nas brzozy,
Raszki w parkach i Chopinm i czeremchy sypkie,
Z kraju wielkiej kultury łez, z kraju rzewności...

Filiżanką herbaty wznosząc Wasze zdrowie,
Służę Wam moim żalem - czym kraj mój bogaty!

‹‹ 1 2 3 4 5 6 81 82 ››