Wiersze - Leszek Wójtowicz strona 6

Malarz i cisza

Niedaleko – parę domów stąd
Mieszka malarz o wielkich rękach
Co pędzelkiem cieniutkim jak włos
Kolorowe maluje piosenki…

Jeszcze parę pieśni jeszcze parę wódek
I kobiet także parę zostawionych nad ranem
Zdychają motyle marzeń gna superekspres złudzeń
Szatanie – bracie zza stołu od lat tutaj jesteś panem

Ciągle próbując zagłuszyć jazgot znajomych haseł
Słucham tej samej płyty – umarli krzyczą najgłośniej
Choć w górze czasem się błyska miasto wciąż kurzem pokryte
W pokoju co z łaski urzędu więdnie róża miłości

A tymczasem niedaleko stąd
Mieszka malarz o wielkich rękach
Co pędzelkiem cieniutkim jak włos
Kolorowe maluje piosenki

Odwiedzają go czasem dzieci
Kradną z drzwi wizytówki–obrazki
I smarują na ścianach pokoju
Co im przyśni się i co się marzy

Koło szafy pociąg z plastiku
Ciągle w trakcie jakiejś podróży
Malarz dostał go na Mikołaja
Choć już dawno w niego nie wierzy

I nie taki on znowu święty
Pił jak szewc komuś tam dał po mordzie
Lecz u niego obłąkana cisza
Swój rezerwat znalazła pogodny

Jeszcze parę pieśni jeszcze parę wódek
Parę porywów gniewu kilka ataków złości
Dalej na przekór wszystkiemu gna superekspres złudzeń
Licznik dawno się zepsuł – gdzie jest granica prędkości

Słuchajcie mnie więc teraz strzeżcie ostatnich motyli
Niech wszyscy co dobrej woli głos mojej pieśni usłyszą
Bo przecież może się zdarzyć że kiedyś niepostrzeżenie
Odejdą od nas na zawsze – malarz ze swoją ciszą…

Malownicza wyliczanka

Wolność w głowach zaszumiała
Byle dureń zęby szczerzy
Krążą czarne scenariusze
Niby stada nietoperzy
Hulaj dusza bez kontusza
Ale wciąż przy karabeli
Atakujmy co się rusza
To wezwanie naszych elit

Siedzi diabeł na cmentarzu
Trzyma ogon w kałamarzu
Tak uroczo na kanapach
Politycy sobie gwarzą
Nic że w różnych punktach ziemi
Plują ogniem paszcze armat
Nas obroni bez problemu
Świeżo katolicka armia

Głosiciele nowej wiary
Ogłaszają różne dziwy
Kup człowieku lepszą pralkę
A poczujesz się szczęśliwy
I koniecznie wiadro proszku
Który w mig jak z bata strzelił
Przy okazji prania koszul
Jeszcze duszę ci wybieli

Pan redaktor ze stolicy
Zadał ważnych pytań szereg
Czy na przykład Michał Anioł
Byłby dziś copywriterem
I czy zamiast kuć w marmurze
Albo też malować freski
Stukałby na komputerze
Reklamowe makabreski

Płynie sobie rzeka forsy
Nieprzerwanie i cichutko
Nastolatka opowiada
Jak została prostytutką
Historyjka pospolita
Takie oto piękne czasy
Ojciec pijak brat bandyta
Matka ciągle nie ma kasy

Historyczne zawijasy
Wykreślają wszyscy święci
Za komuny było lepiej
To najprostszy test pamięci
Obcy wszystko tu wykupią
Nam przypadną podłe role
Po co było walczyć głupio
O mrożoną Coca-colę

Jeszcze Polska nie zginęła
Ryknął facet na przystanku
Potem z trudem wybełkotał
Malowniczą wyliczankę
Wszyscy kradną dookoła
Wszędzie bydło i hołota
Trzeba orła i sokoła
By wyciągnąć ludzi z błota

Na spotkaniu monarchistów
Wiatr historii się rozhulał
Co tam panie parlamenty
Wybierzemy sobie króla
Damy berło i koronę
I garnitur od Cardina
Wszystko już postanowione
Innej drogi bracia nie ma

Ksiądz wygłosił taką mowę
Że anieli osłupieli
Mają teraz o czym gadać
Od niedzieli do niedzieli
Dobry Bóg zapłakał w chmurach
Nad głupotą swego służki
Znowu będzie awantura
Święty Piotr go tu nie wpuści

Coś dziwnego się zrobiło
Ni to jarmark ni kabaret
Nie ma dnia bez wiadomości
Że ktoś znowu przebrał miarę
A jedyny z tego morał
Baju baju będziesz w raju
Baw się dalej do oporu
Najwspanialszy w świecie kraju

Baw się dalej!

Mała rewolucjonistka

Co się z tobą porobiło
Mała rewolucjonistko
Co się z tobą porobiło przez ten czas
W twoich słowach tyle było
Wzruszających ciepłych iskier
Jakbyś niosła w sobie niegasnący blask

Skąd ta szklanka spirytusu
Której wypić nie potrafisz
Skąd ta gorycz co w kącikach oczu tkwi
I ten grymas chorej duszy
Brzydki ślad na fotografiach
I ta nuta co fałszywie w śmiechu brzmi

Na początku było prosto
Wolność działa jak narkotyk
Uwierzyłaś że nareszcie umarł strach
Ale potem poszło ostro
Przesłuchania i powroty
Na ulicach śmierdział milicyjny gaz

Zacisnęłaś mocno dłonie
Powiedziałaś – nie ma sprawy
To przeminie to nie może długo trwać
To na Boga nie jest koniec
Starczy wiary i odwagi
A poza tym patrzy na nas cały świat

Tak nadeszły czasy dziwne
W kolorycie czarno-białym
Ty poznałaś aż do bólu kto jest kto
Ten na przykład zwykłe bydlę
Tamten godzien jest pochwały
Dookoła czai się podstępne zło

Ktoś zaczynał robić forsę
Ktoś wyjechał niespodzianie
Ktoś apele dramatyczne słał zza krat
Ktoś powiedział – ja tu rządzę
Ktoś wyszeptał – zawracamy
A tymczasem tobie przybywało lat

System pękał delikatnie
Kto by zresztą się spodziewał
Że tak wiele można zmienić tu bez krwi
Zaśpiewali – „bój ostatni”
Ty słuchałaś tego śpiewu
I zaczęłaś śnić od nowa dobre sny

Sny wyblakły bardzo szybko
Tak to bywa z marzeniami
Rzeczywistość ukazała krzywą twarz
Najpierw diabli wzięli wszystko
Potem słowa jak dynamit
Ty naiwna powiedz sama skąd to znasz

Co się z tobą porobiło
Mała rewolucjonistko
Co się z tobą porobiło przez ten czas
Coś po prostu się skończyło
Krystaliczne źródło wyschło
Jak uwierzyć że wytryśnie jeszcze raz

Bardzo proszę otrzyj oczy
Tusz paskudnie się rozmazał
Na te łzy od dawna czeka głupców stu
Pomyśl jak na przekór nocy
Świt uparcie się rozjarza
I pamiętaj w razie czego jestem tu…

Modlitwa na trudne czasy

Gdy ostatnia z dobrych gwiazd
Spłonie na popiół
Kiedy braknie sił by wstać
I walczyć w mroku

Wtedy nie każ Panie nam
Do zamkniętych stukać bram
Daj odpocząć i dłoniom i oczom

Gdy najświętszą z wszystkich cisz
Zabije wrzawa
Kiedy pożre wszystko zły
Głupi karnawał

Wtedy pozwól aby gniew
Eksplodował wielkim nie
Wszystkim durniom od lewa do prawa

Gdy obłudy szczurzy pysk
Pokaże zęby
Kiedy wszechobecne nic
Uderzy w bębny

Wtedy daj nam taką pieśń
Która w zakamarkach serc
Nieodkryta uparcie się kłębi

Gdy spomiędzy gładkich słów
Wypełznie groza
Kiedy wróci wilczy głód
Siły i wodza

Wtedy ślij aniołów swych
Niech uleczą chore sny
Co pulsują purpurą jak pożar

Gdy kolejna z dziwnych prawd
Zabrzmi jak dyktat
Kiedy zacznie milknąć w nas
Czuła modlitwa

Wtedy zechciej sprawić cud
By się pojawiła znów
Mała tęcza co była i znikła

Gdy ostatnia z dobrych gwiazd
Spłonie na popiół
Kiedy braknie sił by wstać
I walczyć w mroku

Wtedy nie każ Panie nam
Do zamkniętych stukać bram
Daj odpocząć i dłoniom i oczom

Modlitwa o spokój

Daj nam Boże trochę więcej spokoju
Daj nam Boże trochę więcej uśmiechu
Dni jak piłka złocista
Noce jak dymny kryształ
                                Daj nam Boże daj
Władców mądrych daj nam Panie
Władców dobrych jak Ty sam
Dni jak piłka złocista
Noce jak dymny kryształ
                                Daj nam Boże daj
Zabierz wojny od nas na zawsze
Niech odejdą w przeklętą dal
Dni jak piłka złocista
Noce jak dymny kryształ
                                Daj nam Boże daj
Chleba nie szczędź nam już więcej
Postu dość było przez parę lat
Dni jak piłka złocista
Noce jak dymny kryształ
                                Daj nam Boże daj
Daj poetom serca i daj wiersze
Niech obdzielą nimi cały świat
Dni jak piłka złocista
Noce jak dymny kryształ
                                Daj nam Boże daj
Ochroń nas swoją potężną mocą
Od głupoty tej najgorszej z plag
Dni jak piłka złocista
Noce jak dymny kryształ
                                Daj nam Boże daj
Może mówię do Ciebie zbyt śmiało
Bez kadzideł padania na twarz
Ale daj nam trochę więcej spokoju
Daj nam Boże daj…

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 9 13 14 ››