Wiersze - Leszek Wójtowicz strona 3

Jak cicho umiera pieśń

 
 
Na ulicy którą tak kocham
Tej wyśnionej ze starych zdjęć
Aniołowie o zimnych oczach
Naszym dzieciom sprzedają śmierć
 
Złoty promień pełznie po murze
Złota szyba złociście drży
Złoty uśmiech za złotą różę
Ile złotych za złote sny
 
Jak cicho jak cicho jak cicho
Jak cicho jak cicho jak cicho
- umiera ta pieśń
 
W sercu miasta które tak kocham
Tam gdzie przestrzeń kolor i blask
Stary żebrak o pustych oczach
Chce się napić ostatni raz
 
Święty gotyk w niebo się wspina
Święte błoto dla świętych nóg
Święta kara i święta wina
Święte słowa o święty bruk
 
Jak cicho jak cicho jak cicho...
 
W moim kraju który tak kocham
Tu gdzie jestem i pragnę być
Jacyś goście o chytrych oczach
Nauczają jak trzeba żyć
 
Wielkich mitów fantasmagorie
Wielkie bitwy o wielkie nic
Wielkie klęski wielkie wiktorie
Wielki zapał i wielki wstyd
 
Jak cicho jak cicho jak cicho...
 
Przez planetę którą tak kocham
Przez ten cudny od Boga dar
Obłąkańcy o wściekłych oczach
Niosą strasznych idei żar
 
Nowe światy błyszczą przed nami
Nowy układ dla nowych gwiazd
Nowe miejsca dla nowych drani
Nowe szczęście i nowy strach
 
Jak cicho jak cicho jak cicho...
 
grudzień 1998

Jak trawa

Pośród roślin co zdobią nasz szalony glob
Jedna zwłaszcza mnie wzrusza – wciąż słońca ciekawa
Nie jest to smukła róża ni potężny dąb
Ale trawa – zielona trawa
Mogą przejść po niej czołgi bezlitosnych wojsk
Może tłum ją stratować w radosny karnawał
Ale ona podźwignie wątłą postać swą
Dzielna trawa – zielona trawa
Nawet pożar co niszczy wszystko co się da
Co jak mówią za sobą nic już nie zostawia
Kiedy zgaśnie to z deszczem znowu życiem gra
Zwykła trawa – zielona trawa
Jeszcze jedną właściwość ta roślina ma
Taką która na jawną bezczelność zakrawa
Gdy ją przystrzyc to w górę uparcie się pcha
Właśnie trawa – zielona trawa
Ciągle szukam w śmietnisku wieloznacznych słów
Takich które brzmieć będą prawdziwie
Bywa czasem że pęka rozpalony mózg
Myśl się gubi – sens nagle urywa
Dookoła prześmiewców zaślinionych tłum
Którzy wiersze nicują jak szmaty
I rzecz jasna fachowcy od czystości dusz
Szukający w piosenkach rozpaczy
Póki jeszcze gitara wiernie słucha mnie
Odpowiada na palców wezwanie
To choć czasem niełatwo ale jednak chcę
Wasze serca poruszyć i pamięć
Kiedy widmo zwątpienia zacznie nękać was
Gdy się skończy z sumieniem zabawa
Wtedy właśnie spróbujcie chociaż jeden raz
Być tak mocni – tak mocni jak trawa
październik 88’

Jaki jesteś mój kraju?

Złoty sen
Nowy dzień
W górze niebo jak len
Tęcze marzeń leciutko fruwają
W radio słów rdzawy zgrzyt
Potem kac, potem wstyd
Taki jesteś od rana mój kraju

Jeszcze raz
Pełny blask
Polecimy do gwiazd
Może jutro już nas przekonają
Ktoś powiedział, że wie
Inny warknął, że nie
Taki jesteś codziennie mój kraju

My na stos
Życia los
Szczęście było o włos
W minorowych tonacjach śpiewają
Grafomanią to brzmi
Choć prawdziwe są łzy
Taki jesteś od święta mój kraju

Krótka smycz
Forsę licz
Nie narzekaj na kicz
Do znudzenia wciąż to powtarzają
Wszystko proste jak cep
Kto nie pojął ten kiep
Taki jesteś zbyt często mój kraju

Idzie mrok
Ciężki krok
Jakoś przeżyć ten rok
Szklane oczy w ciemności migają
Jeśli zjawi się strach
To gorzałą go ciach
Taki jesteś nocami mój kraju

Boży lud
Święty trud
Każdy czeka na cud
Czarodzieje błyskotki rozdają
Dajcie ludzie rząd dusz
Dajcie zaraz i już
Taki jesteś od dawna mój kraju

Czarnych zmór
Pełen wór
Tłum solistów i chór
Dziwną sztukę znów tu wystawiają
Ja nie liczę twych wad
Ale pytam od lat
Jaki jesteś naprawdę mój kraju?

Jakie pomniki zdążymy postawić

Co pozostanie po naszych modlitwach
Po niepokornych chwilach uniesienia
Czy naszej wiary rozświetlony witraż
Będzie się dalej w brudne szyby zmieniać
Jakie pomniki zdążymy postawić
Jaki trybunał nas za to osądzi
Z jakich słów gorzkich ułożymy pieśni
Aby zagłuszyć jadące czołgi
Czy musiał spełnić się kolejny koszmar
Gdy w przyszłym brązie zastygł znowu grudzień
To nie złowrogie bóstwo grom podniosło
Tutaj jak zawsze zawinili ludzie
Nasi wodzowie o sercach ze stali
Znający drogę od władzy do zbrodni
Udowodnili że dla nich socjalizm
Jest obserwacją kraju przez celownik
Oni nam dali to dziwne delirium
O którym łatwo można się przekonać
Gdy na ekranie widzimy codziennie
Żywe symptomy w zielonych ubiorach
My tancerze upiornej maskarady
Gdy wodzirej wezwał wszystkich do walca
W takt fałszywie grającej orkiestry
Przypominamy słowa marsza…
My jesteśmy jak wielka skała
Jak najtwardszy szlifowany granit
Więc nie było i nigdy nie będzie
Żadnych zdrajców pomiędzy nami
Jeszcze tylko spojrzymy w niebo
By  po drodze nie zabrakło wiary
Naszych kroków nikt już nie powstrzyma
W górę serca i w górę sztandary
Jakie pomniki zdążymy postawić
Jaki trybunał nas za to osądzi…

grudzień 81’   

Jechali chłopcy

Jechali chłopcy na nieprawdziwą wojnę
Była godzina ósma dziesięć
Każdy miał bilet bezpłatny w kieszeni
I każdy wiedział że musi się spieszyć
Chociaż nie mieli jeszcze mundurów
Byli już jakoś do siebie podobni
Jak wyciosani z jednego kamienia
Już teraz bardzo zapomnienia głodni
Butelki w dłoniach migotały zimno
W głowach rozpętał się upał szalony
Pili pospiesznie ostatnie toasty
Na oblężonych stopniach wagonów
Śpiewali chórem że w wojsku dobrze
Śpiewali chórem że się nie boją
Aż cały dworzec trząsł się w posadach
Aż się opóźniał odjazd pociągu
W powietrzu stała chmura płaczu
Konduktor machał bezradnie latarką
Na rozstrojonej taniej gitarze
Ktoś grał uparcie smętne tango
A ty poeto stałeś na boku
Z białym goździkiem w zaciśniętej dłoni
I próbowałeś mówić kochanej
Jakoś to będzie – nie martw się o mnie
Będę do ciebie pisał często
Wiersze o miejscach które znamy
Zobaczysz jak czas szybko biegnie
Niedługo znów się tutaj spotkamy
Ona mówiła – tak kochany
Uważaj zimno nie przezięb się czasem
A potem jeszcze szybki pocałunek
I drzwi wagonu zamknięte z hałasemA wy potężni tego świata
Co budujecie dla nas piekło
Do listy grzechów jeden dopiszecie
Gdy ten z goździkiem nie wróci poetą

‹‹ 1 2 3 4 5 6 13 14 ››