Wiersze - Leopold Staff strona 16

Zachód jesienny

Przeszłość jak ogród zaczarowany,
Przyszłość jak pełna owoców misa.
Liści opadłych złote dywany,
Winograd ognia strzępami zwisa.

Zmierzch, jak dzieciństwo, roztacza cudy,
Barwne muzyki miast myśli przędzie.
Nie ma pamięci i nie ma złudy.
Wszystko jest prawdą. Wszystko jest wszędzie.

Sok purpurowe rozpiera grono
Na dni jesiennych wino wyborne.
Wszystko dziś piękne było. Niech płoną
Rudoczerwone lasy wieczorne.

Melodie zmierzchów

Autorowi Melodii mgieł K. Tetmajerowi
 
Porzućmy groty głuche, gdzie dzień nas zepchnął złoty, Na świat biegnijmy, chyże na ziemię zwróćmy loty! Zapada jasne słońce. Szybko jak błyskawice Lećmy dłoniami mroku zakrywać słońcu lice. W przepaści je zepchniemy, na złoty pył potłuczem I wzlecim popod niebo żurawi ciemnych kluczem. Potem się rozpierzchnijmy na wszystkie świata strony I cicho rozwiewajmy zmierzchowych szat welony. Obleczmy w czarny jedwab jeziora szybę gładką, Biegnijmy czoła szczytów obrzucać cieniów siatką. A gdy spotkamy słońca promień lub blask zbłąkany, Tropmy go przez gór grzbiety, lasy i śpiące łany; A gdy ścigany w wody zwierciadło ciemne wpadnie, Gońmy go wśród fal cichych i w muł zagrzebmy na dnie; Gdy w jar się skryje, wpędźmy w najgłębsze go szczeliny I zasnuwajmy szarą tkaniną pajęczyny. Lećmy, wiotkie i ciche, w sioła, w uśpione chaty, Z serc ludzkich smutków gorzkich wykradać plon bogaty I po błękitów bladej rozrzućmy je roztoczy, Aż od nich całe nieba sklepienie się zamroczy. Potem, znużone, senne, milcząco i powoli Połóżmy się, by spocząć, w bruzdy zoranej roli I patrzmy, jak noc idzie siać ziarna gwiazd złociste, Z których dla marzycieli wzrosną snów kwiaty czyste. 
 
 
 
 

Pójdziemy razem...

Patrzysz mi w oczy moim snem o tobie
Milczysz milczeniem, co jest mą tęsknotą.
A jak dwa wrogi --- nasze dłonie obie,
Z dala od siebie, w uścisk się nie plotą.

W jedną nam drogę iść: w miłość! A oto
Ni ty, ni ja się w drogę nie sposobię...
Słowo --- a spadną więzy, co nas gniotą;
Jednak stoimy niemi w szat żałobie.

Bo tam w kwiecistym szczęścia uroczyszczu
Dziki o ciebie wiodłem bój... Dziś w zgliszczu
Spalone, martwe, puste moje właście.

Musim zaludnić sobą straszne głusze,
A droga wiedzie tam przez dwie przepaście;
Przez moją duszę i przez twoją duszę....

Patrzyli z oczu ogromną dziwotą
Pasterze, owiec porzuciwszy straże,
O, trzej królowie, gdyście Panu w darze
Przynieśli mirrę, kadzidło i złoto,
 
Lecz o Melchiorze, Kasprze, Baltazarze,
Tajnej mądrości słynęliście cnotą
I z swych uczonych ksiąg doszliście oto,
Że się w Betlejem cud boski ukaże.
 
Cóż to wielkiego, Magowie ze Wschodu,
Żeście odkryli po roku podróży
Pana na sianie, między bydłem, gnojem,
 
Gdy ja, bez gwiazdy szczególnej przewodu,
Znalazłem Boga — błądząc wiele dłużej —
W jeszcze podlejszej stajni: w sercu swojem.

Kto szuka Cię, już znalazł Ciebie
Już Cię nie ma, komu Ciebie trzeba,
Kto tęskni w niebo Twe, jest w niebie,
Kto głodny go, je z Twego chleba.
 
Nie widzą Ciebie moje oczy
Nie słyszą Ciebie moje uszy
A jesteś światłem w mej pomroczy
A jesteś śpiewem w mojej duszy.
 
 
 
 

‹‹ 1 2 13 14 15 16 17 18 19 34 35 ››