Wiersze - Leopold Staff strona 7

Alea iacta est

Kości rzucone,
Skóra i kości,
Przekraczam siebie.

Poza mną przeszłość:
Dzwonnica bez głosu.
Przede mną ogród:
Woń jest konaniem kwiatów.

Alfabet morza

Tęskniąc za ziemią fala głosi swe rozpacze
Surm i trąb wrzawą, skrzypiec żalami i fletu,
Szumi, szemrze, szeleści, szepcze, łka i płacze,
Jęczy, wzdycha wszystkimi dźwięki alfabetu.

Aż gdy na śmierć znużona przewlekłą rozłąką,
W objęciach lądu wreszcie omdlała przylega,
Kona wzdłuż brzegu długą pian srebrnych koronką,
Pisząc w piasku: omega, omega, omega.

Apokalipsa żyje!

Apokalipsa żyje! Nad głuchym Patmosem
Widziane Objawienie twe iści się, Janie!
Bijcie we wszystkie dzwony, krzyczcie wielkim głosem,
Niechaj echo napełni przestwór i otchłanie!
Cała ziemia się pali! Los zmaga się z losem
l sierp zapalczywości tnie wszystko pokosem!

Godzina każda zdarzeń największych śle posła,
Wieść każda niesłychane przynosi orędzie!
Chwila nad samą siebie w bezmiary wyrosła!
Ludzie pługa i brony, rzućcie prac narzędzie,
Ludzie młota i kielni, ciśnijcie rzemiosła,
Gdy nawet przeznaczeniu wypadły z rąk wiosła!

Gwiazdy pocisków lecą z nieb w krwawej pożodze,
Trzęsienie ziemi z posad wzrusza wszystkie lądy,
Pioruny stali miażdżą, cokolwiek na drodze,
Gradobicie kuł sprawia bezlitosne sądy,
Mury miast się zachwiały, w igruz walą się w trwodze
I teraźniejszość w mękach woła: "Przyszłość rodzę!"

Ludy przeciwko ludom, przeciw krajom kraje
Powstały idąc na się jak potworne .ściany!
Zaludniły się mordem drogi i rozstaje,
Zieją zabójczym ogniem spiżowe wulkany,
Śmierć na polach okropne zbiera urodzaje
I przyszłość z łona czasów woła: "Zmartwychwstaję!"

Apokalipsa żyje! Chwila grozy, jakiej
Nie widział świat i ledwo przeczul szał proroczy!
Niesamowite z dawna wróżyły ją znaki:
Jak dziwne krzyże pośród błękitów przezroczy,
Zjawiające się nagle powietrznymi szlaki,
Tajemne samoloty, zło wieszczące ptaki.

Na czterech węgłach ziemi, w cztery świata strony,
Na gniewu dzień, z mosiężnych gardeł ryczą trąby!
Szczelinami głęboko rozpękły zagoiny,
Otwarły się przekopów czarne katakomby
I wyszły z nich śmiertelne, podziemne Plutony,
Nieboszczyki jutrzejsze, siejące dziś zgony.

Znamiona Czterech Zwierząt, Pismem z dawnowiecza
Przekazane, złączonym ukazali splotem
Męże zbrojni: Człek każdy, bowiem twarz człowiecza,
Lew siłą. Wół wytrwaniem i Orzeł polotem...
Jak Księgę, co pieczęci siedm ją zabezpiecza,
Serca swe otwierają wzajem kluczem miecza!

Pośród skłonów płoniących niczym kłąb kądzieli
Jakby hufiec upiornie błyszczących szkieletów
Porwał się i wzniósł w górę las trupich piszczeli:
Ruszył się obóz w kozły złożonych bagnetów
I pokrajał, poszarpał żelazem, co dzieli,
Potargał ziemię jako kartę Ewangelii.

Wytężcie słuch, gościńce i sioła, i miasta!
Kto uszy ku słuchaniu ma, niech słucha czujnie!
Choć pada mąż, choć płacze dziecię i niewiasta,
Jednoczy się w zbudzeniu, co spadło potrójnie!
Padła na zagon żyzna czarnej krwi omasta
I ziemia cięta stalą przez cięcia się zrasta!

Czuj! Pragnij! Wierz! W straszliwych ognia błyskawicach
Oczyszcza się los nowy! Czas przyszedł jak złodziej
I fałszywe bałwany burzy na granicach,
I rzeczy coraz większych co chwila się spodzie j!
Zdumienie w wszystkich ludzkich przygląda się licach,
Ze historia, Historia chodzi po ulicach!
A czym śniono, marzono, by dożyły wnuki,

Co aż niepodobieństwem nam dożyć się zdało,
Co było, jak tęsknoty widmo, żywe, póki
Śni się, lecz jawa wątpi, by oblokło ciało:
Dzisiaj pomiędzy dymy i grzmiącymi huki
Naocznie, dotykalnie zamieszkuje bruki!

Dla upojenia chwili tej, Jutrem ciężarnej,
Sto lat oczekiwania nie było za długo!
Zadeg ból wycierpiany nie był za ofiarny
I dostateczną żaden trud nie był zasługą,
W tej dobie naprężonej, gorącej i parnej,
Gdy wolność więź rozsadza, bucha w słup pożarny!

Piekło: ruiny, zgorzel, dym, huk, krwawe jatki!
Na ziemię spadły dzikie, siedmiorakie plagi!
Miecz rozcina dziś węzeł wiekowej zagadki!
Na niebie zawieszone są dziejowe wagi!
Prześcigają się w pędzie zdyszanym wypadki
I my tej przejedyncj chwili żywe świadki!

Sprawiedliwość podaje nam w zwycięskim kasku
Zbawienie! Krzyże inasze zamienia w kotwice!
Alleluja! - raz po raz bije grom wśród trzasku!
Amen! - w łoskotach echa huczą błyskawice!
Słowo "Już" nie do wiary, w nieprzeczutym blasku
Dzwoni, jak triumfalny huragan oklasku!

Arkana

Gdy beztroskie jak kwiaty, lekkie jak ptaków loty
Zachwyty serca mego wyśpiewać chcę radośnie,
Daj mi jak rzeka giętkie, tęczowe jak klejnoty,
Najrzadsze porównania, obrazy i przenośnie.

Twoje sprawy są trudne, ich waga myślom ciąży
Jak twarde, ostre jarzmo, co kark ugniata wołu,
I człowiek im nie sprosta, i orzeł nie nadąży,
I lew nad księgą przy nich omdlewa od mozołu.

Więc kiedy się twój obłok nad duszą mą rozpostrze,
Podaj natchnieniu memu, co mówić się ośmiela,
Słowa najpokorniejsze, najlichsze, najprostsze,
Bo nimi napisana została Ewangelia.

Ars poetica

Echo z dna serce, nieuchwytne,
Woła mi: "Schwyć mnie, nim przepadnę,
Nim zblednę, stanę się błękine,
Srebrzyste, przezroczyste, żadne!"

Łowię je spiesznie jak motyla,
Nie, abym świat dziwnością zdumiał,
Lecz by się kształtem stała chwila
I abyś, bracie, mnie zrozumiał.

I niech wiersz, co ze strun się toczy,
Będzie, przybrawszy rytm i dźwięki,
Taj jasny jak spojrzenie w oczy
I prosty jak podanie ręki.

‹‹ 1 2 4 5 6 7 8 9 10 34 35 ››