Wiersze - Leopold Staff strona 3

Asceta

Z miłości dla cię,
Boskiej dobroci samej,
Siedząc w popiele,
Na twojej szacie
Gorliwie szukam plamy,
Skazy na dziele.

Dla żądz poczętych
Łaskawą twą wszechmocą
`Mam potępienie;
Wśród sokiem wzdętych,
Dojrzałych twych owoców
Trawię kamienie.

I wśród gałązek
Twej wiosny rozkwieconej
Co wszystko brata,
Mam obowiązek
Być niezadowolony
Z całego świata.

Po latach

Po długich latach pierwszy raz
Idę jesienną tą aleją.
Jak mija czas, jak mija czas.

Pożółkłe liście lip się chwieją
I drży na ścieżce modry cień.
Z dwu stron dwa rzędy pni czernieją.

Na ławkę, o stuletni pień
Wspartą, rzuciłem nagle okiem...
Tutaj siedzieliśmy w ów dzień...

Przeszedłem mimo szybkim krokiem.

List

Pytasz mnie, jak sie czuję. Tak, jak czuć się może
Człowiek dość pełnoletni w końcu listopada,
Gdy w niebie zmierzch pochmurny i błoto na dworze,
A za oknem bez przerwy deszcz ze śniegiem pada.

Lecz zbyt o dnia i roku nie troszcząc sie porę,
Bo po słocie pogoda idze wieczną zmianą,
Więc też o wschodzie słońca wiersz piszę wieczorem,
A nokturny w słoneczne grywam tylko rano.

I jestem zawsze ufny i pełen pewności
Czekając niezachwianie tej chwili jedynej,
Gdy ujrzę, że na świecie są same radości,
I zegar na raz wszystkie wskazuje godziny.

Capri

Na morzu wyspa górska: miniatura Tatr,
Jeno że Morskie Oko, miast w środku, jest wkoło
I miast smreczków, tyrsami winnic wstrząsa wiatr,
Jak niewidzialny tancerz, co pląsa wesoło.

Musiał spocząć pod drzewem, bo wachlarze palm
Chłodzą go; snadź zarzucił za nimfą pościgi.
Pojednawcze oliwki w sen nucą mu psalm,
A nagość swych owoców odsłania liść figi.

Łyskliwy, wonny cytryn i pomarańcz sad,
Które się przeplatają z sobą na przemiany,
W liściach swych jednocześnie chowa śnieżny kwiat
I owoc: cytryn złoty, pomarańcz miedziany.

Pinia niby parasol roztacza swój szczyt,
Janowce jak poduszki złote lśnią wśród trawy.
Kaktusy, do zielonych placków na swój wstyd
Podobne, między siwe kryją się agawy.

Jak pełen cudnych kwiatów i zieleni kosz,
Gdzie łańcuch domów niby kostki cukru skrzy się,
Leży wyspa, ujęta pod niebiosów klosz,
Na morzu jak na gładkiej, szafirowej misie.

I cudnie jest, gdy w morzu tonie słońca krąg
I jaskółki w nieb cichym świegocą błękicie,
Zupełnie jak nad senną równią naszych łąk,
A w trawie świerszcz tak samo gra jak w polskim życie.

Astrolog

Astrolog zamknął na klucz wieżę:
Poobcinał kometom ogony,
Wyrzucił oknem klepsydrę i czaszkę
I poszedł na maskaradę,

Tam spotkał jeźdźca czarnego,
Który rzekł: "Bracie,
Życie ubiegło mego konia.
Sprzedałem go w karczmie Cyganom.
Spłać swoje długi jego złotą uzdą "

Potem astrolog tańczył z dogaressą
I grał w kości z grubym kardynałem,
Zasztyletował czterech. Borgiów
I wypił rzekę małmazji.

Świt zastał go przy swędzie świecy.
Aby odczadzie ciężką głowę,
Zarzucił płaszcz na ramię
I mruknął: "Przejdźmy się na chwilę
Po Wiekach Srednich."

Nikt tam dla niego nie miał czasu,
Wszyscy byli bardzo zajęci:
Bertold proch właśnie wynajdywał,
Krzysztof na mapie szukał Ameryki...

Astrolog wrócił.
Mijając ogród i sadzawkę,
Chciał podpatrzyć Zuzannę w kąpieli,
Lecz dostrzegł tylko białego kucharza
I dziewkę; która przy kurniku
Oskubywała gęś na obiad.

Idąc w zadumie na mszę ranną,
Wstąpił do sklepu antykwarza,
Gdzie się zasiedział do wieczora.

Szukaj palety świętego Łukasza,
Pieść elzewiry i aldyny,
Owijaj w czarny jedwab skrzypce.

Wenecja, patrząc na laguny,
Odpływa z okrętami w dal.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 34 35 ››