Wiersze - Jorge Luis Borges strona 8

Złoto Tygrysów - Pałac

Pałac jest nieskończony.
Mury, szańce, ogrody, labirynty, schody, tarasy,
balustrady, bramy, galerie, koliste lub prostokątne dzie­dzińce, krużganki, rozwidlenia, cysterny, przedsion­ki, komnaty, alkowy, biblioteki, strychy, lochy, cele bez wyjścia i krypty nieprzebrane są jak ziarnka piasku w Gangesie, lecz ich liczba ma swój kres. Z dachów, kierując wzrok ku zachodowi, dostrzec można kuźnie, stolarnie, stajnie, drwalnie i chaty niewolników.
Nikomu nie jest dane przemierzyć więcej niż nie­skończenie mały fragment pałacu. Niektórzy znają tylko piwnice. Postrzegamy twarze, głosy, słowa, ale to, co postrzegamy, jest nieznaczne. Nieznaczne i za­razem cenne. Data wyryta stalą na kamiennej płycie i zapisana w księgach parafialnych jest późniejsza od naszej śmierci; jesteśmy martwi, gdy nic już nas nie porusza, ani słowo, ani pragnienie, ani wspomnie­nie. Ja wiem, że nie jestem martwy.

Złoto Tygrysów - Początek

Ja jestem ten, który był o świtaniu
Wybrany spośród mojego plemienia.
Leżąc w odległym zakątku jaskini,
Z trudem pogrążałem się w mroczne wody
Snu. Ranione grotem strzały, widmowe
Zwierzęta budziły trwogę w ciemnościach.
Coś - być może spełniona obietnica,
Śmierć nieprzyjaciela w górskim pustkowiu,
Być może miłość lub magiczny kamień
­Zostało mi dane. I utracone.
W nadwątlonej przez wieki pamięci trwa
Tylko tamta noc. O, jakże pragnąłem
Wówczas, jakże lękałem się poranka.
Aż nagle usłyszałem głuchy tętent
Niezliczonych stad, pędzących poprzez świt.
Porzuciwszy dębowy łuk i strzały,
Pomknąłem ku rozpadlinie u wyjścia.
I wtedy je ujrzałem. Rdzawy płomień,
Nieubłagane rogi, grzbiet zwalisty,
Złowroga grzywa, rozwścieczone ślepia
Budzące trwogę. Były ich tysiące.
Bizony, rzekłem. Słowa tego nigdy
Przedtem nie wypowiedziały me wargi,
Ale wiedziałem, że to jest ich imię.
Było tak, jakbym widział po raz pierwszy,
Było tak, jakbym ślepy był i martwy,
Zanim ujrzałem bizony jutrzenki.
Wybiegły z jutrzenki. Były jutrzenką.
Nie chciałem, by ktoś ręką świętokradczą
Tknął ten wzburzony żywioł boskiej siły,
Niewiedzy, pychy, nieczuły jak gwiazdy.
Stratowały biegnącego drogą psa;
To samo uczyniłyby z człowiekiem.
Ich wizerunek na ścianach jaskini
Utrwalę ochrą i czerwienią. Były
Bogami ofiar i zdobyczy. Nigdy
Me usta nie rzekły - Altamira.
Wiele było mych wcieleń i mych śmierci.

Złoto Tygrysów - Poemat o Ilości

Myślę o skromnym, purytańskim niebie,
Niebie samotnych, zagubionych świateł,
W które Emerson patrzył tyle razy,
Stojąc w śniegu i mrozie Concordu.
Zbyt wiele jest tu gwiazd. Ludzi zbyt wielu.
Niezliczone pokolenia owadów
I ptaków, jaguarów w cętki, gadów,
Splecionych i rozplecionych gałęzi,
Liści, ziarn kawy, piasku przytłaczają
Poranki, pomnażając swój daremny,
Drobiazgowy labirynt. Może każda
Zdeptana mrówka jest jedyna w oczach
Boga, który ją to właśnie przeznaczył,
By wypełniły się do końca prawa,
Rządzące Jego osobliwym światem.
Bo gdyby tak nie było, wszechświat cały
Okazałby się błędem i chaosem.
Hebanowe zwierciadła, lustra wody,
Lustro snów, pełne zmyślonych obrazów,
Mech i porosty, ryby, madrepory,
Szeregi żółwi wędrujące w czasie,
Świetliki tej jedynej, jednej nocy,
Dynastie długowiecznych araukarii,
Księgi pełne cyzelowanych liter,
Których noc zatrzeć nie zdoła, są jak ja,
Jedyne i zagadkowe, choć dla mnie
Niejasne. Nigdy bym się nie ośmielił
Osądzać, czym jest trąd lub Kaligula.




San Pablo, 1970

Złoto Tygrysów - Poszukiwanie

Dziś, gdy trzy pokolenia przeminęły,
Powracam do dawnej siedziby rodu
Acevedo, moich przodków. Szukam ich,
Błądząc po tym starym domu o białych
Ścianach w czworobok zamkniętych, w głębokim
Chłodzie krużganków, wśród rosnących cieni
Kolumnady, w odwiecznym krzyku ptaka,
W deszczu, co mgłą posępną kryje taras,
W zmierzchu luster, w odbitym wizerunku,
Echu, co kiedyś było twoim, a dziś
Do mnie należy, chociaż o tym nie wiem.
Spoglądam na żelazne pręty kutej
Kraty, która powstrzymała napór lanc
Barbarzyńców z pustkowia; spoglądam
N a pień palmy strzaskanej przez piorun,
Na czarne byki z Aberdeen, na wieczór
I na kazuaryny, których widok
Na zawsze miał im pozostać nieznany.
Tu miecz był, tu walka była zacięta,
Twarde nakazy, bohaterskie czyny;
Niezłomni na swych koniach, stąd władali
Równiną bez początku i bez końca
Dziedzice tych niezmierzonych przestrzeni.
Pedro Pascual, Miguel, Judas Tadeo...
Któż mi zaprzeczy, że w tajemny sposób,
Pod dachem, co na jedną noc mnie przyjął,
Gdzieś poza czasem, co w proch się obraca
Marny, gdzieś poza zwierciadłem pamięci,
Spotkaliśmy się, stopiliśmy w jedno,
Ja z nimi we śnie, oni ze mną w śmierci.

Złoto Tygrysów - Przeszłość

Dziś sądzimy, że wszystko było łatwe
W nieodwracalnej, choć giętkiej przeszłości:
Sokrates, który w pośpiechu wypija
Cykutę, po czym rozprawia o drogach
Ludzkiej duszy, gdy tymczasem śmierć sina
Ogarnęła już chłodem jego stopy;
Nieubłagany zgrzyt miecza o wagę;
Rzym, który oporny marmur tej mowy,
Co wciąż nam służy, choć tylko w okruchach,
Ujarzmia śpiewnym rytmem heksametrów;
Piraci Hengista, którzy przebyli
Srogie Morze Północne na swych wiosłach,
By stworzyć trudem krzepkich rąk i męstwem
Dumne królestwo, kolebkę Imperium;
Saski władca, który przyrzeka siedem
Stóp ziemi królowi Norwegii i nim
Słońce zachodzi, spełnia obietnicę
W twardej, męskiej walce; pustynne hordy,
Które rozlały się po krajach Wschodu,
By zagrozić kopułom ruskich cerkwi;
Bezimienny Pers, który snuje pierwszą
Z Tysiąca i Jednej Nocy, lecz nie wie,
Że rozpoczyna księgę, którą wieki
Uchronią przed milczącym zapomnieniem;
Snorri, który na zagubionej Thule,
W świetle zmierzchów opieszałych i nocy
Sprzyjającej pamięci, wskrzesza pismo
I bogów ludu pradawnej Germanii;
Młody Schopenhauer, który odkrywa
Powszechne prawo rządzące wszechświatem;
Walt Whitman, który w brooklyńskiej redakcji,
Przesiąkniętej ostrą wonią tytoniu
I farby drukarskiej, marzy, by stać się
Wszystkimi ludźmi i napisać książkę,
Która stanie się wszystkimi książkami;
Arredondo, który w Montevideo
Zabija o świcie Idiarte Bordę
I oddaje się w ręce sędziów, mówiąc,
Że działał sam, bez niczyjej pomocy;
Żołnierz, który umiera gdzieś w Normandii;
Żołnierz, który umiera w Galilei.


Ale to wszystko mogło się nie zdarzyć.
Niemal się nie stało. Wymyśliliśmy
To sobie w nieuniknionej przeszłości.
Nie ma czasu innego niż obecny ­
Styk tego, co już było i co będzie,
Chwila, gdy kropla spada do klepsydry.
Iluzoryczne wczoraj jest galerią
Woskowych figur stojących bez ruchu
Albo może literackich odniesień,
Które czas gubić będzie w swych zwierciadłach.
Eryk Czerwony, Karol XII, Brennus,
Ów nieuchwytny wieczór, co był twoim,
Trwają w wieczności, ale nie w pamięci.

‹‹ 1 2 5 6 7 8 9 10 11 ››