Wiersze - Jorge Luis Borges strona 2

Moje Książki

 Moje książki (które nie wiedzą, że istnieją)
są cząstką mnie tak samo jak twarz
o siwych skroniach, z dwojgiem szarych oczu,
których daremnie szukam w głębi lustra,
których dotykam wklęsłością mej dłoni.
Nie bez gorzkiej logiki
myślę, że słowa istotne,
które mnie wyrażają, kryją się wśród stronic
nie wiedzących, kim jestem, a nie wśród kart mych książek.
Tak jest lepiej. A głosy umarłych
wypowiedzą mnie całego na zawsze.

Rzeczy jakie mogły być

Myślę o rzeczach, jakie mogły być, a nie były.
O traktacie saksońskiej mitologii, którego nie napisał Beda.
O niepojętym dziele, które może Dantemu dane było dostrzec,
Gdy poprawił już ostatni wers Komedii.
O historii bez wieczora Krzyża i bez wieczora cykuty.
O historii bez twarzy Heleny.
O człowieku bez oczu, które nam zesłały księżyc.
O zwycięstwie Południa w trzech dniach Gettysburga.
O miłości, której nie dzieliliśmy.
O rozległym imperium, którego Wikingowie nie zechcieli założyć.
O świecie bez koła czy bez róży.
O opinii Johna Donne'a na temat Szekspira.
O drugim rogu jednorożca.
O baśniowym ptaku Irlandii, co jest w dwóch miejscach na raz.
O synu, którego nie miałem.

Samobójca

Nie zostanie wśród nocy ani jedna gwiazda.
Nie zostanie noc.
Umrę, a wraz ze mną cały ciężar
nie dającego się znieść wszechświata.
Unicestwię piramidy, stare monety,
kontynenty i twarze.
Unicestwię pokłady przeszłości.
Obrócę w proch historię, w pyl obrócę pyl.
Patrzę na ostatni zachód słońca.
Słucham ostatniego ptaka.
Zapisuję nicość - nikomu.

Sława

Widzieć, jak rosło Buenos Aires, rosnąć i sędziwieć.
Pamiętać patio z wilgotną ziemią, pnącza winorośli, przedsionek
 i cysternę z wodą.
Odziedziczyć znajomość angielskiego i rozgryzać staroangielski.
Deklarować miłość do niemieckiego i tęsknotę za łaciną.
Gawędzić w Palermo ze starym nożownikiem.
Czuć wdzięczność dla szachów i jaśminu, dla tygrysów i heksametru.
Czytać Macedonio Fernandeza na głos, który był jego głosem.
Poznać te słynne wątpliwości, które tworzą metafizykę.
Oddawać cześć mieczom i rozsądnie miłować pokój.
Nie pożądać wysp.
Nie wychodzić z własnej biblioteki.
Być Alonsem Ouijano i nie mieć odwagi, aby stać się Don Kichotem.
Dzielić się własną niewiedzą z tymi, którzy wiedzą więcej ode mnie.
Dzięki składać za dar księżyca i Paula Verlaine'a.
Od czasu do czasu utkać jakiś jedenastozgłoskowiec.
Wciąż na nowo opowiadać stare historie.
Ułożyć pięć, sześć metafor w dialekcie współczesności.
Unikać przekupstwa.
Być obywatelem Genewy, Montevideo, Austin, i (jak wszyscy) Rzymu.
Żywić kult Conrada.
Być czymś, czego nikt nie jest w stanie zdefiniować: Argentyńczykiem.
Być ślepcem.
Nic z tego nie jest niezwykle, a jednak suma tych rzeczy
przyczynia mi sławy, której ani rusz nie mogę zrozumieć.

Sprawiedliwi

Jakiś człowiek, który uprawia swój ogródek, tak jak chciał Voltaire.
Ten, który dziękuje za to, że na ziemi jest muzyka.
Ten, który znajduje przyjemność w odkrywaniu etymologii.
Dwóch urzędników, którzy w milczeniu grają w szachy w kafejce
przy Południowej ulicy.
Artysta-ceramik, który w zamyśle widzi kolor i formę.
Drukarz, który potrafi zakomponować tą stronicę, chociaż może
mu się wcale nie podobać.
Kobieta i mężczyzna czytający końcowe tercety pewnej pieśni.
Ten, co głaszcze uśpione zwierzę.
Ten, co usprawiedliwia lub chciałby usprawiedliwić krzywdę,
którą mu wyrządzono.
Ten, który dziękuje za to, że na ziemi zdarzył się Stevenson.
Ten, który woli, aby inni mieli racją.
Te wszystkie osoby, które między sobą się nie znają, one właśnie
                                                zbawiają świat.

‹‹ 1 2 3 4 5 10 11 ››