Wiersze - Jonasz Kofta strona 28

Ostinatio Determinare III

Ach
Gdyby tak
Być jak mały anioł
Lalką ze szmat
Brudną, potarganą
Czy tego brak
Żeby świat był prosty
Lalka ze szmat
W rękach młodszej siostry

Ach
Gdyby tak
Być jak mały anioł
Lalką ze szmat
Wiecznie cerowaną
Patrzą na świat
Z koralików oczy
Lalka ze szmat
Nie boi się nocy

To na wznak
Upadnie
To ją kot
Ukradnie
To na szwie
Popęka
Zawsze jest
Przepiękna

Ach
Gdyby tak
Zrzucić ciężar bytu
Lalka to ja
Z tanich kretoników
Ach, gdyby tak
Świat był znowu prosty
Lalka ze szmat
W rękach młodszej siostry
Ach
Gdyby tak
Uciec w przedmiot żywy
Lalka ze szmat
Czy to przedmiot żywy
A może czas
To jest także lalka
Lalka ze szmat
Cierpi, że jest lalką

Trocin
Kurz
Ze środka
Uśmiech
Jak idiotka
W ciemny kąt
Rzucona
Długie lata
Kona

Ostinatio Determinare IV

Raz, dwa, trzy
Niech patrzy
Kto chce i
Kto nie chce
Jak biegnę
Uciekam
Wiruję
Na ścieżce

To ścieżka
Donikąd
Przez półmrok
Do mroku
W bezdroża
Umyka
Zdyszany
Niepokój

To ścieżka
Zarosla
Tymiankiem
I ostem
Tu wszystko
Cierniste
Bezwiedne
I proste

To ścieżka
Pachnąca
Piołunem
I rdestem
Umykam
Uciekam
I czuję
Że jestem

Od drogi
Od tłumu
Od gwaru
Od traktu
W bezdroża
Rozumu
Wirując
Do taktu

Raz, dwa, trzy
Niech patrzy
Kto zdoła
To dostrzec
Jak biegnę
Uciekam
Ku gwieździe
Ku siostrze

Uciekam
Umykam
Gdzie chaszczy
Muzyka
Gdzie dzikie
Jabłonie
W ustroniu
Się schronię

Tam płonne
Są grusze
Od ziół się
Uduszę
I w trawy
Stuletnie
Upadnę
Bezwiednie

Na ścieżce
Donikąd
Dziewanny
Iglice
Przez półmrok
Do mroku
Po swą
Tajemnicę

Raz, dwa, trzy
Niech patrzy
Tutejszy
I przybysz
Jak śmiercią
Się bawię
Na serio
Na niby

Od drogi
W bezdroża
Ku gwieździe
Ku siostrze
Gdzie serce
Promienne
Przebija
Mi ostrze

Raz, dwa, trzy
Niech patrzy
Kto chce i
Kto nie chce
Jak biegnę
Uciekam
Wiruję
Po ścieżce

Ostinatio Determinare VI

Zobaczyć
Dostrzec
Zdarzenia
Najprostsze

Na nowo
Skojarzyć
Bez ciała
Bez twarzy

Tu jestem
I wszędzie
Co będzie
To będzie

Ten walc
I ten temat
Już nie ma
Mnie nie ma

Zdziczałe
Ogrody
Zetlałe
Zachody

I mnożą się
Słońca
Bez końca
Bez końca

Księżyce
Zbyt jasne
Oddale
Przepastne

Bez ciała
Bez twarzy
Skojarzyć
Skojarzyć

Raz, dwa, trzy
Niech patrzy
Kto chce i
Kto nie chce
Jak tańczę
Umykam
Wiruję
Na ścieżce

To ścieżka
Donikąd
W jałowe
Pustkowie

Tam prawdy
Jedynej
O sobie
Się dowiem

Przebacz!

Ona: Przez moje noce zamieszkałe
Zawsze pragnącym czyimś ciałem
Nie miałem czasu
Nie wymyśliłam
Ciebie
Kochany
On: Nie trzeba
Ona: Przebacz
On: Przez moje drogi kołowate
Gdzie szukam dobrej zgody ze światem
Nie byłem święty
Niejeden kwiatek
Wgniotłem
W murawę
Ona: Nie trzeba
On: Przebacz
Ona: Sprzeniewierzyłam wiele twego
Dobra w mych oczach zamkniętego
Czas dla kobiety
Nie jest kolegą
Tylko odźwiernym
On: Nie trzeba
Ona: Przebacz
On: Niejedno we mnie już umarło
I nieraz głośno się zaparłem
Twego istnienia
Suchym gardłem
Moja
Miłości
Ona: Nie trzeba
On: Przebacz!

Renoir

Na imię mi Gabriela
Jestem troszeczkę za duża
Pan mówi, gdy mnie rozbiera
Że jestem jesienna róża
Pan jest zepsuty
Pan jest artysta
Pana nic we mnie
Nie onieśmieli
Lecz Gabriela
Na tym skorzysta
Wejdzie do grona anielic

Będę dla pana dobra
Kochany monsieur Renoir
Podoba się panu linia
Moich dolinek i wzgórków
Pan mówi, że jestem brzoskwinia
A pan ma oczy jak turkus
Gdyby nie tyle ciepła
Co każe być pana bliżej
Pewnie bym i uciekła
Bo odrobinę się wstydzę
A pan ma taki czar
Kochany monsieur Renoir

Milczę i patrzę na pana
A pan mnie nie zauważa
Zamienił się pan w tyrana
Albo w wielkiego malarza
Cień jest błękitny
A dzień jest złoty
Kolor mi pana
Znowu zabiera
Czy pan w tej chwili
Pamięta o tym
Na imię mi Gabriela

To będzie piękny obraz
Kochany monsieur Renoir
Pan lubi moje biodra
Kochany monsieur Renoir
Musiał pan kiedyś przeżyć
Chłodne, samotne piekła
Więc teraz pana cieszy
Że jestem duża i ciepła
I taka już pozostanę
W tych pana słynnych półtonach
Na wieki trochę zaspana
Na wieki trochę znudzona

‹‹ 1 2 25 26 27 28 29 30 ››