Wiersze - Gabriel Leon Kamiński strona 8

List V

Zagryzam wargi do krwi,
rozrzedzam farby,
czerwień mieszam z miazgą słów,
opuchnięte drobiny pamięci
na końcu pędzla, aż do
z a m i l c z e n i a.

Przecieram łokciem oczy, za oknem
żebracy okupują
przydomowy śmietnik. Kolory
zmieszane ze sobą
wyczerpują zmierzch. Nanizuję
paciorki wspomnień
na pasek szkolnego świadectwa.
Zawrócony z drogi.
brodzę po szyję
w czerwonoszarym pyle

Rozbieram ruiny mego domu
od środka.




c

List VII

Nanizuję na pustą szpulę
pozrywane więzi, nici
niczego już nie wiążą.
Krążę nad pustym płótnem,
zmieszane kolory wyrażają
wszystko i nic. Wiem, że i ty
nie rozwiązałeś żadnej ze swoich spraw
do końca. Czas upływa mi
na końcu. Pogubiłem wątki,
nie wiem jak zacząć.

Szpachla kaleczy blejtram, ponownie
ceruję spodnie, wszywam łaty
jedna na drugą. Wspinam się
na palce, ostatnie pigmenty
nakładam po ciemku. Zamieniam
błękit berliński
na ołowianą glejtę. Pustka
dźwięczy mi w uszach
zagłuszając wszystko
to co miałem do powiedzenia.

Zawsze powtarzałeś, że każdy ma
takie piekło na jakie zasługuje.

List XI

Nad moim polem nie krążą już ptaki,
sąsiedzi zostawiają w nim
chodziki, laski i swoją starość.
W mgnieniu powiek
czas ucieka przed samym sobą.
Zacierają się rysy twarzy, imiona.
Pamięć zacięta przy goleniu
wykrapla się na podłogę
ginąc między deskami.
Nie wiem już w którym życiu
byłem lepszy, a w którym
nie liczyłem nawet dni.

Nie można ocalić
wszechświata
zamykając się
w czterech ścianach
nagiego szarego płótna.

List XII

Mówię do siebie,
omijam język z daleka
kluczę między słowami,
przenoszę obrazy
tam i z powrotem
w zaciśniętych ustach.
Zostawiam sobie
tylko tyle miejsca
by wpuścić odrobinę
światła do wnętrza obrazu.
Sam pisałeś do brata, że
to jedyny sposób na ocalenie.

List XVIII

Gauguin wyjechał do Paryża
zabierając ze sobą morski granat,
głębię kobaltu i ultramarynę.
Ja również mój bagaż doświadczeń
oznaczam na palecie ciemnymi kolorami.
Szczególnie
rdza na suficie
i sinoniebieskie plamy na ścianie
pogłębiają we mnie
uczucie déjà vu.

Jestem pewien,
że kiedyś już to przeżyłem. To ciągłe
przepychanie się przez
stosy nieprzydatnych rzeczy,
krzyki ludzi
uwiezionych we własnych domach,
zgiełk zaułków. Żebracy
malujący o tej porze twarze
noszą w sobie nadzieję,
na przetrwanie
w barwach ochronnych.
do następnej nocy.

Zakładam na poręcz krzesła
błazeńską
papierową maskę
i siadam naprzeciw.

‹‹ 1 2 5 6 7 8 9 10 11 27 28 ››