Wiersze - Charles Bukowski strona 29

Zamieszki (riot)

zamieszki wybuchły ponieważ wciąż dostawaliśmy fasolę
i strażnik chwycił jednego kolorowego gościa i powalił go na podłogę
i ktoś wcisnął guzik
i zaraz już wszyscy chwytali wszystkich;
skitrałem za uchem mojego najlepszego przyjaciela
ktoś chlapnął mi kawę na twarz
(cholera, nie mogłeś jej wypić)
i wyszedłem na plac
i usłyszałem strzały
i wyglądało na to, że każdy garujący, oprócz mnie, ma nóż
i jedyne co mogłem zrobić to modlić się i uciekać
i nie miałem boga i przytyłem od grania
w pokera za grosze z kumplem spod celi,
i głos naczelnika zaczął wydobywać się z głośników
i dowiedziałem się póżniej, zmieszany,
że kucharz zgwałcił marynarza,
i straciłem krem do golenia, ramkę
i egzemplarz New Yorkera;
ponadto 3 zostało zastrzelonych,
sześciu pchniętych nożem,
35 wpakowano do karceru,
wszystkie przywileje na placu zostały zawieszone,
klawisze tak rozstrzęsieni jak szulerzy z L.A.
zlikwidowano więzienne radio,
nastała prawdziwa cisza,
odwiedzających odesłano do domów,
ale następnego dnia
dostaliśmy swoją pocztę---
list z St. Louis:
Drogi Charlesie, bardzo mi przykro że jesteś w więzieniu,
ale nie mogę łamać prawa
i był tam jeszcze przyklejony goździk,
perfum, przedsmak wolności,
pocałunki i figi,
śmiech i piwo,
a wieczorem znów pomaszerowaliśmy
na kolacje zjeść
fasolę.

przełożył Jacek Szafranowicz
bandini21@go2.pl

Zapamiętaj

wierzyć temu, co mówią albo Pisza
jest
niebezpiecznie
zwłaszcza jeśli mówią albo Pisza
o tobie
niemożliwie
wspaniale rzeczy
a ty
jesteś dość głupi
żeby im wierzyć.
 
 
możesz wtedy rozbić
aparat komuś, kto spróbuje
cię publicznie
sfotografować.
a możesz się upić
u siebie w domu
i strzelić przez okno
do sąsiada
z potężnej
spluwy.
 
 
możesz kupić bardzo
drogi wóz
i złościć się
na mniej zamożnych
którzy swoimi starymi autami
tarasują ci drogę
na
autostradzie.

Znaczy chcesz być pisarzem?

jeżeli samo nie wyrywa się z ciebie
na przekor wszystkiemu,
nie rób tego.
póki nie wylania się nieproszone z twojego
serca, umysłu, ust
i bebechów,
nie rób tego.
jeżeli musisz godzinami
wgapiać się w monitor
albo garbić nad
maszyna do pisania,
szukając słow.,
nie rób tego.
jeżeli robisz to dla forsy albo
sławy,
nie rób tego.
jeżeli robisz to, bo chce ci się
kobiet w łóżku,
nie rób tego.
jeżeli musisz wysiadywać,
przepisując wciąż od nowa,
nie rób tego.
jeżeli sama myśl, ze masz to robić,
jest mordęga,
nie rób tego.
jeżeli usiłujesz pisać jak ktoś
inny,
odpuść sobie.
 
 
jeżeli musisz czekać, aż z ciebie
wybuchnie,
czekaj cierpliwie.
jeżeli w końcu jednak nie wybucha,
rób co innego.
jeżeli najpierw musisz przeczytać to żonie,
swojej dziewczynie albo chłopakowi,
rodzicom czy komukolwiek,
nie jesteś gotów.
 
 
nie bądź jak tylu innych pisarzy,
nie bądź jak tyle tysięcy
pisarzy- samozwancow,
nie bądź drętwy, nudny i
zżerany samo-
uwielbieniem.
biblioteki całego świata ziewały,
ziewały, aż
usnęły
nad takimi jak ty.
nie dokładaj się do tego
chyba ze samo wyrywa ci się
z duszy rakieta,
chyba ze dalszy bezruch
kazałby ci oszaleć,
zabić siebie lub kogoś,
nie rób tego.
chyba ze słonce w tobie
pali ci bebechy,
nie rób tego.
 
 
kiedy naprawdę przyjdzie pora
i jeśli zostałeś wybrany,
zrobi się
samo i odtąd już będzie się robiło
póki nie skonasz ty albo ono w
tobie.
 
 
innej drogi nie ma.
 
 
i nigdy nie było.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Żal bez zmrużenia powiek

wypalono już ostatnie papierosy, pokrojono bochenki
a żeby te słowa nie trąciły kąśliwym smutkiem
utop pająka w winie
 
 
powiedzieć, ze nie żyjesz, to grubo za mało:
jestem naczyniem na twoje popioły,
garścią na twoje znikłe powietrze.
 
 
w życiu najstraszniejsze to
stwierdzić, ze uszło

Żelazo

wszyscy miewamy takie okresy
kiedy postanawiamy gniewnie rzucić rękawice wszystkim
                                                                                    i wszystkiemu
najpierw stwierdzamy, ze trzeba dojść do formy.
znowu machamy hantlami, targamy żelazo,
a nasze zwiotczale mięsnie z ociąganiem na to reagują.
potem znów zaczynamy
pokazywać się w najgorszych
mordowniach,
cichutko sobie siedzimy, czekamy
aż napatoczy się kłopot, wyzywamy
go, żeby pokazał twarz
no i wreszcie zjawia się pod
postacią jakiegoś nędznego
pijanego
flejtucha
z piachami jak młoty.
wynika
nieporozumienie,
wychodzimy na dwór, no i jazda:
pieść o kość,
wciągamy brzuch,
walimy prostym
z barku,
stękamy
wciągamy powietrze,
strząsamy z siebie ciosy,
zarywamy się stopami w ziemie,
a pijany wrzesz cacy tłum
dyszy, spragniony czyjegoś
czyjegokolwiek
końca.
sprawdzasz tych młotów
jednego po drugim
i u niektórych stwierdzasz
braki, ale
na szczęście nie u
wszystkich.
 
 
upadłe damy uwielbiają
walecznych
mężczyzn.
w półmroku twojego
pokoju
będę się wślizgiwać
podniecone twoim
tępym
męstwem
ale wkrótce
zaczną
wysysać z ciebie
niezależność;
cierpliwością
podstępem
będą próbowały zawładnąć tobą
na zawsze
i w końcu ci młotowaci pijacy
wypadną
w porównaniu z nimi
nieszkodliwie i
blado.
no i pewnej nocy
siedzisz
w swoim tanim pokoju
hotelowym
z
ta czy tamta
i ona ci opowiada
jakie miała nieszczęśliwe dzieciństwo albo
jak kiedyś
sama jedna przejechała stopem
przez
nieujarzmiona Amazonie
i nagle uderza cię jak
z kopa w bebech:
 
 
w co ja się w ogóle wpuszczam
i dlaczego?
 
 
no i przestajesz targać
żelazo a te
czy tamta rzucasz albo jeszcze
lepiej pozwalasz, żeby to ona
cię rzuciła.
 
 
a potem rzucasz w diabły ten swój chybiony plan.
 
 
schodzisz z areny, na której
cos widocznie chciałeś sobie udowodnić;
na takiej arenie
nie udowadnia się
niczego istotnego.
to tylko
próżność napycha swoje
własne opuchnięte
ja.
wycofujesz się,
przegrupowujesz.
 
 
to łatwe.
 
 
miesiąc później w
publicznym miejscu
jakiś bykowaty cham
szturcha cię
łokciem, się
pcha.
dokądś się spieszy
a ty
trochę mi
zawadzasz.
ściągasz na siebie
jego wzrok.
„przepraszam, stary”
mówisz. „nic ci się nie stało?”
 
 
ma zagwozdkę, nie
rozumie, co jest
grane.
 
 
no i dobra.
 
 
Czlowiek musi zatoczyć koło,
w końcu wrócić tam, gdzie
był przedtem.
czasem chwile to
trwa.
a czasem może w ogóle nie da się
zrobić.
 
 
ale odkąd
wreszcie tego dopiąłem, odkąd
wrócił mi rozsadek i przestałem świrować,
kobiety
są piękniejsze,
pokoje większe i bardziej widne,
a ja ani jednych, ani drugich właściwie nie
szukałem
same mnie w końcu
znalazły.
 
 
oczywiście wciąż jeszcze
zdarza mi się rzadka
od przypadku do przypadku
targać żelazo;
stare nałogi miewają
równie twardy żywot
jak
starzy faceci.
 

‹‹ 1 2 26 27 28 29