Trzy ciupagi
Stalowe moje trzy ciupagi,
w ich stali cudna baśń jest klęta:
ta jak harfa, ta jak gęśle,
ta jak myśliwska trąba kręta.
Każda swojego ma pieśniarza,
idą od dawnych gdzieś druidów
i przedwiekowych mają głosy
i piersi pełne klechd i zwidów.
W mroku z pomroku oni idą
i w jasnowidzie staja przy mnie
i starych Lechów dawne czasy
w herficznie brzmiącym pieją hymnie.
Prastare chramy i bugje,
święcone dęby i bożnice,
cud-bohatery spod mogiły,
z runnych kurhanów cud-dziewice;
ich króle zdobne w rysie skóry
i w długie złotem kute rogi,
jak idą po miód do pasieki
błogosławiący szeptem bogi -
i koła dziewic na lewadzie,
co dotykaja ledwie ziemi,
czyste jak źródła, w rytm biodrami
wiejące z obsłon śnieżystemi - -
i dziwne księżycowe wieści
po gajach, lasach i moczarach
błądzące, jako mgły poranne,
lśniące, jak tęcze na oparach - -
i bohaterskich cnót legendy,
męstwa, odwagi i stałości,
wysokiej dumy, świetej woli,
jakie ci ludzie mieli prości:
to wszystko snuje się w tym hymnie,
pełne piękności i powagi - -
taka jest stara pieśń lechnicka,
zaklęta w moje trzy ciupagi.
Myslę, że stal, z której są kute,
stal zimna jak lodowa kora
na górskiej wodzie: jest przekuta
z harfy druida lub z topora.
Ty nie giń marnie
Ty nie giń marnie...
Ty nie giń marnie, gdy w serce cię rani
zabójczy grot:ty nie uciekaj do cichej przystani,
gdy ryknie grzmot.
Niech się uczucia po uczuciach kruszą!
W kraj myśli idź -z umarłym sercem, ale z żywą duszą
wszak można żyć.
Niech na bałwany piętrzą się bałwany!
Niech pęka łódź!Na jednej desce łodzi zdruzgotanej
toń można pruć.
Dumny zwycięzca w walce z sercem swojem,
wyższy nad gmindzielnie z losami prowadzonym bojem,
sięgaj po czyn.
Raz powalony, ty się nie poddawaj -
jak ranny lew,tym potężniejszy, tym zuchwalszy stawaj
wszystkiemu wbrew
V
Szalone słonie przed się pędzą,
nie wiedząc dokąd ani po co?
Nie dbając, co obalą piersią,
co pod nogami podruzgocą?
Tak i konieczność przed się pędzi
i próżną wszelka tu obrona --
ni ją Prometeusza rozum,
ni Heraklesa moc pokona.
VI
Czasem nagle uczuwam naokoło siebie
taką straszną samotność, że wzrok kryję w dłonie,
by nie widzieć tej pustki na ziemi, na niebie,
a w oceanie smutku dusza moja tonie.
I żadne mi już ziemskie nie starczy kochanie:
pragnę nad śmierć silniejszej, mistycznej miłości,
a dusza moja, tonąc w smutku oceanie,
dzieciom u stóp Chrystusa uśpionym zazdrości.
VII
Idzie na pola, idzie na bory
na łąki i na sady,
na siwe wody, na śnieżne góry,
na miesiąc idzie blady,
idzie w niezmierną otchłań wszechświata,
skąd blask dróg mlecznych prószy,
idzie błękitna, cicha, skrzydlata
muzyka mojej duszy.