Góry
Nad wszystkich i nad wszystko ja was miłowałem,
o góry, wieczny szukacz bezwiedny nadżycia -
dziś wiem, czego pragnąłem - z przedczasu ukrycia
wstała dusza i moim oblekła się ciałem.
Ogień, wiatr, mgły i deszcze, zewrzała upałem
płyta skalna, przepastne krze nie do przebycia,
pustynie i otchłanie, burz ciągnących wycia:
wszystko to w moim sercu wyżłobione miałem.
witałem tak dzicz świata, jak znajomą dawną,
jako moje siedlisko jedynie prawdziwe,
nic nie było mi obce, dłonią moją sprawną
chwytałem igłę skały i wicher za grzywę,
ale to było dawno, bardzo, bardzo dawno -
wczoraj mi i lat bezmiar temu - równo żywe.
Granitowa wieża
Wieża z granitu nam przeszkadza,
zasłania widok tu i tam - -
niech więc się zejdzie tłum i władza,
niech ją usunie z drogi nam.
Podkopać chcieli fundamenty,
założyć minę, zatlić lont,
ażeby rozsadzona w szczęty
precz usunęła im się stąd!
Lecz do niczego trud nie zmierza,
nie skruszy fundamentów grom -
bez fundamentu stała wieża,
bo to był rodnej skały złom.
Hymn wspaniałości
Purpury, rozrzucone na złote szafiry,
kaskady dyjamentów ze skał szmaragdowych,
srebrzysto-białych pereł tańcujące wiry,
rubiny, latające na kształt rac ogniowych;
drzewa, w których koronach gnieżdżą się obłoki,
góry, pół oceanu ścielące swym cieniem,
ametystu i tęczy płynące potoki
w jeziora, które całe są blasku kamieniem;
orły, co zasłaniają sięgiem skrzydeł słońce,
lwy, które rykiem piasków kurzawę podnoszą
i straszą nim płomienne na niebie miesiące,
zawieszone, jak zmory ognia, nad pustoszą;
rycerze tak ogromni, jak turm orszak zwiodły,
ich czyny tak olbrzymie, jak ich tarcz koliska,
drwale, jednym zamachem ścinający jodły,
łunę na niebo ślące myśliwskie ogniska;
gniew, od którego mury pękają fortecy,
miłość, która ma słodycz wszystkich miodów świata,
natchnienie, które na kształt Atlasa, na plecy
bierze kołowrót świata i w bezmiar z nim wzlata;
twórczość, która wyrzuca ziemie z oceanu,
odwaga, która samą śmierć napełnia trwogą,
zwycięstwo, które koła swojego rydwanu
z koron królów ma kute i pancerze drogą;
siła, smugę piorunu łamiąca na trzaskę,
męstwo, przypływy morza piersią wstrzymujące,
mądrość, co Tajemnicy odsłoniła maskę,
jak w pieczarę podziemną wpadłe świetne słońce:
to jest ciche marzenie geniuszu poety - -
błądzi on z nim po ziemi, samotny szaleniec,
nudzi świat gorzkim słowem swej wargi: niestety!....
i zdobywa po śmierci wymuszony wieniec.
I
Na jakichś pustyń niezmiernych ogromie,
co w cichych mroków oceanie toną,
cień w długiej szacie stoi nieruchomie
z głową bezładnie na piersi zwieszoną.
Miesięczna jasność, co na twarz mu pada,
rysy jej rzeźbi i oświetla chwiejna --
ach! Chrystusowa to chyba twarz blada,
taka bolesna, taka beznadziejna.
II
Życie - to zwykłe życie, ciche, szare -
kiedy mnie w swoje chwyciło ramiona,
jak wampir z duszy mej wyssało wiarę,
tę krew, bez której dusza schnie i kona.
Nie ową wiarę dziecka, co się z trwogi
przed mściwym bóstwem w modłach prochu
ściele,
lecz tę, co każe wierzyć w dobre bogi
w olbrzymim życia władnące kościele.
.....................................