Wiersze - Kazimierz Przerwa-Tetmajer strona 23

Góry

Nad wszystkich i nad wszystko ja was miłowałem,
o góry, wieczny szukacz bezwiedny nadżycia  -
dziś wiem, czego pragnąłem - z przedczasu ukrycia
wstała dusza i moim oblekła się ciałem.
 
Ogień, wiatr, mgły i deszcze, zewrzała upałem
płyta skalna, przepastne krze nie do przebycia,
pustynie i otchłanie, burz ciągnących wycia:
wszystko to w moim sercu wyżłobione miałem.
 
witałem tak dzicz świata, jak znajomą dawną,
jako moje siedlisko jedynie prawdziwe,
nic nie było mi obce, dłonią moją sprawną
 
chwytałem igłę skały i wicher za grzywę,
ale to było dawno, bardzo, bardzo dawno -
wczoraj mi i lat bezmiar temu - równo żywe.

Granitowa wieża

 
Wieża z granitu nam przeszkadza,
zasłania widok tu i tam - -
niech więc się zejdzie tłum i władza,
niech ją usunie z drogi nam.
 
Podkopać chcieli fundamenty,
założyć minę, zatlić lont,
ażeby rozsadzona w szczęty
precz usunęła im się stąd!
 
Lecz do niczego trud nie zmierza,
nie skruszy fundamentów grom -
bez fundamentu stała wieża,
bo to był rodnej skały złom.

Hymn wspaniałości

 
Purpury, rozrzucone na złote szafiry,
kaskady dyjamentów ze skał szmaragdowych,
srebrzysto-białych pereł tańcujące wiry,
rubiny, latające na kształt rac ogniowych;
 
drzewa, w których koronach gnieżdżą się obłoki,
góry, pół oceanu ścielące swym cieniem,
ametystu i tęczy płynące potoki
w jeziora, które całe są blasku kamieniem;
 
orły, co zasłaniają sięgiem skrzydeł słońce,
lwy, które rykiem piasków kurzawę podnoszą
i straszą nim płomienne na niebie miesiące,
zawieszone, jak zmory ognia, nad pustoszą;
 
rycerze tak ogromni, jak turm orszak zwiodły,
ich czyny tak olbrzymie, jak ich tarcz koliska,
drwale, jednym zamachem ścinający jodły,
łunę na niebo ślące myśliwskie ogniska;
 
gniew, od którego mury pękają fortecy,
miłość, która ma słodycz wszystkich miodów świata,
natchnienie, które na kształt Atlasa, na plecy
bierze kołowrót świata i w bezmiar z nim wzlata;
 
twórczość, która wyrzuca ziemie z oceanu,
odwaga, która samą śmierć napełnia trwogą,
zwycięstwo, które koła swojego rydwanu
z koron królów ma kute i pancerze drogą;
 
siła, smugę piorunu łamiąca na trzaskę,
męstwo, przypływy morza piersią wstrzymujące,
mądrość, co Tajemnicy odsłoniła maskę,
jak w pieczarę podziemną wpadłe świetne słońce:
 
to jest ciche marzenie geniuszu poety - -
błądzi on z nim po ziemi, samotny szaleniec,
nudzi świat gorzkim słowem swej wargi: niestety!....
i zdobywa po śmierci wymuszony wieniec.

I

Na jakichś pustyń niezmiernych ogromie,
co w cichych mroków oceanie toną,
cień w długiej szacie stoi nieruchomie
z głową bezładnie na piersi zwieszoną.
 
Miesięczna jasność, co na twarz mu pada,
rysy jej rzeźbi i oświetla chwiejna --
ach! Chrystusowa to chyba twarz blada,
taka bolesna, taka beznadziejna.

II

Życie - to zwykłe życie, ciche, szare -
kiedy mnie w swoje chwyciło ramiona,
jak wampir z duszy mej wyssało wiarę,
tę krew, bez której dusza schnie i kona.
 
Nie ową wiarę dziecka, co się z trwogi
przed mściwym bóstwem w modłach prochu
                               ściele,
lecz tę, co każe wierzyć w dobre bogi
w olbrzymim życia władnące kościele.
.....................................

‹‹ 1 2 20 21 22 23 24 25 26 45 46 ››