Wiersze - Julian Tuwim strona 5

Nauka

Nauczali mnie mnóstwa mądrości,
Logarytmów, wzorów formułek,
Z kwadracików, trójkącików i kółek
Nauczali mnie - nieskończoności.

Rozprawiali o cudach przyrody,
Poznawałem różne tajemnice:
W jednym szkiełku - życie w kropli wody,
W drugim zaś - kanały na księżycu.

Mam tej wiedzy zapas nieskończony:
2(pi)r, H2SO4,
Jabłka, lampy Crookesy, Newtony,
Azot, wodór, zmiany atmosfery...

Wiem o kuli napełnionej lodem,
O bursztynie, gdy się go pociera,
Wiem, że cialo zanurzone w wodzie
Traci tyle, ile ... et cethera.

Ach, wiem jeszcze, że na drugiej półkuli
Słońce świeci, gdy u nas jest ciemno.
Różne rzeczy do głowy mi wkuli,
Tumanili nauką daremną.

I nic nie wiem, i nic nie rozumiem,
I wciąż wierzę biednymi zmysłami,
Że ci ludzie na drugiej półkuli
Muszą chodzić do góry nogami.

I do dziś mam taką szkolną trwogę.
Bóg mnie wyrwie, a stanę bez słowa.
Panie Boże - odpowiadać nie mogę,
Ja - wymawiam się, mnie boli głowa.

Trudna lekcja, nie mogłem od razu,
Lecz nauczę się, po pewnym czasie.
Proszę, zostaw mnie na drugie życie,
Jak na drugi rok w tej samej klasie.

O Gazecie Warszawskiej

Dość dużo rozumiem i wiem jak na \'wieszcza\',
Lecz jedno wyjaśnić mi proszę:
Dlaczego \'Gazeta Warszawska\' zamieszcza
tak dużo żydowskich ogłoszeń?

Dlaczego na wszystkich stronach \'Gazety\'
Są Żydzi złodzieje i dranie,
A na osiemnastej - już mają zalety
I w miłej gazetce mieszkanie ?

I jaka jest tego ukryta przyczyna,
I co z tego faktu wynika,
Że pismo ogłasza Gelbfisza, Fajncyna
I nawet Szyllera-Szkolnika?

Gelbfisza, Fajncyna, Szyllera-Szkolnika,
Bursztyna, Cajtlina i Katza,
I (Żyd!) Dobrzyńskiego, Zyberta, Grosglika -
- to pewno się dobrze opłaca.

I Muszkatblit jest, gdy kto chce Muszkatblita,
I endelman - gdy Endelmana,
gazetka nie pyta, kto swój, kto zrajlita,
Bo forsa to forsa, prosz\' pana.

Wiadomo: nono olet, wiec olens i volens,
W żydowskiej niewoli cirpiaca,
Gazetka złaczyła żydowską niewole z
Gudałajską miłością pieniądza.

Więc miesza się w głowie: Kozicki z Dobrzyńskim,
A Grosglik i Stroński z Zybertem,
I Gelbfisz z Rybarskim, i Katz z Remblińskim,
A Szkolnik po prostu z Neuwertem.

Heil Adolf! Pod twoją aryjską opiekę
Oddaję kochanych gelbfiszów,
Neuwert erwache! Juda verrecke!
A giten cześć! Pisz na Berdyczków.

O jednym

Och, ten straszliwy dłubinos,
Eunuch puskliwy, albinos,
Kanalia, nieuk nachalny
Z redakcji prowincjonalne!

W nosie nie znalazł inwencji,
Więc ze łbam z brudnych wyskrobów,
Pazurek szuka sposobów
Na podniesienie potencji.

Smarule cuchnącą maścią
Swoje kurierskie kolumnym,
Już widzi kraj nad przepaścią,
Już go pakuje do trumny.

Ryszy z patosem, że Polak!
Forsę pożycza od dziwek,
Kelnerów straszy! Pikolak
Węszy od rządu napiwek.

O Panu Tralalińskim

W Śpiewowicach, pięknym mieście,
Na ulicy Wesolińskiej
Mieszka sobie słynny śpiewak,
Pan Tralisław Tralaliński.
Jego żona - Tralalona,
Jego córka - Tralalurka,
Jego synek - Tralalinek,
Jego piesek - Tralalesek.
No, a kotek? Jest i kotek,
Kotek zwie się Tralalotek.
Oprócz tego jest papużka,
Bardzo śmieszna Tralalużka.

Co dzień rano, po śniadaniu,
Zbiera się to zacne grono,
By powtórzyć na cześć mistrza
Jego piosnkę ulubioną.

Gdy podniesie pan Tralisław
Swą pałeczkę - tralaleczkę,
Wszyscy milkną, a po chwili
Śpiewa cały chór piosneczkę:

\'Trala trala tralalala
Tralalala trala trala\'
Tak to pana Tralisława
Jego świetny chór wychwala.

Wyśpiewują, tralalują
A sam mistrz batutę ujął
I sam w śpiewie się rozpala:
\'Trala trala tralalala!\'

I już z kuchni, i z garażu
Słychać pieśń o gospodarzu,
Już spiewają domownicy
I przechodznie na ulicy:
Jego szofer - Tralalofer
I kucharka - Tralalarka
Pokojówka - Tralalówka,
I gazeciarz - Tralaleciarz,
I sklepikarz - Tralalikarz,
I policjant - Tralalicjant,
I adwokat - Tralalokat,
I pan doktor - Tralaloktor,

Nawet mała myszka
Szara Tralaliszka,
Choć się boi kotka,
Kotka Tralalotka,
Siadła sobie w kątku,
W ciemnym tralalątku,
I też piszczy cichuteńko:
\'Trala-trala-tralaleńko...\'

O pewnym pieńku

Zacietrzewiona w głupiej złości
Z byle redakcji byle gnida,
Co w mojej Poetyckiej Mości
Umiała dostrzec tylko Żyda;

Nadęty bałwan nad bałwany,
Impertynencik, impotencik,
Na żółć swą w braku spermy zdany,
Świętej pamięci ćwierćtalencik.

Bóstwo żandarmów, klech, dziedziców,
był, co już tępym rogiem bodzie,
A imponuje wdziekiem wiców
Swej ciotce albo golibrodzie.

Pieczeniarz, amant dwóch Żydówek,
Kiep, krytykaster, estetetryk,
Który, nim skrobnie kilka słówek,
Zagląda w spodnie i do metryk.

Grafomanowa zgrana płyta
Skryba, skrobiący na odcinek,
Arcykanalia, abderyta,
kramów i jatek beniaminek;

Ten sam, ten sam, co ze mną wojnę
Prowadzi tym sposobem nowym.
Że mnie imieniem ochrzcił \'Jojne\',
A sam jest srulem - zawodowym.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 33 34 ››