Wiersze - Julian Tuwim strona 11

Berlin 1913

 
 
O, smętne, śnieżne nevermore!
Dni utracone, ukochane!
Widzę cię znów w Café du Nord
W mroźny, mglisty poranek.
 
Strach, słodki strach od stóp do głów,
Dygot błękitnych, czułych nerwów,
I sen był znów, i list był znów:
Mgła legendarnych perfum.
 
Lecz nie ma mnie i nie ma mnie,
I nigdy w życiu mnie nie będzie.
Zostanę w liście, zostanę w śnie,
W tkliwej, śnieżnej legendzie.
 
Nic o tym nie wiesz. Czekasz, drżąc.
Dzień sennie sypie się i szepce.
Ach, serce moje i młodość mą
W srebrnej nosisz torebce.
 
Wczoraj? A co to było? Tak:
Carmen, kareta, wino, walce...
Mignęło w oczach. Nie – to ptak,
Wyszyty na woalce.
 
Pusto i ciepło w tym Café.
Zima się w oknie szronem perli.
Nie przyjdę. Idź. Nie spotkasz mnie.
...Wielki, wielki jest Berlin.

Biblia cygańska

 
 
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetlila łuna świetojańska.

I aromat w niej, jak mirt rozdarty,
Leśny szum i gwiazdarska kabała,
Cień mogilny, pięćdziesiąt dwie karty,
Podkościelny dziad i mara biała.

Kto tę księgę odkrył? My uczeni,
Szperający w starzyźnie pamięci,
Węchem gnani i przeczuciem tknięci,
Pod spód zmysłów i myśli wpatrzeni.

Dolinami zapadłej wiedzy
Klechda kręta nurtuje jak rzeka:
I nie w życiu i nie śmierci, lecz między,
A na śmierć i na życie urzeka.

Na tę księgę woskowymi łzami
Kapią nocą żałobne gromnice,
W tej to księdze ułudnymi domysłami
Przewracają się sny jak stronice.

Migające wibrują wersety,
Nie uchwycisz, co się w nich ukrywa...
Coś jak gdyby: męczeństwo poety...
...że coś zbawić ma...
I księga się rozpływa.

Czereśnie

 
 
Rwałem dziś rano czereśnie,
Ciemno-czerwone czereśnie,
W ogrodzie było ćwierkliwie,
Słonecznie, rośnie i wcześnie.

Gałęzie, jak opryskane
Dojrzałą wiśni jagodą,
Zwieszały się omdlewając,
Nad stawu odniebną wodą.

Zwieszały się, omdlewając
I myślą tonęły w stawie,
A plamki słońca migały
Na lśniącej, soczystej trawie.

Czyhanie na Boga

 
 

Kto on zacz - nie wiem, lecz wszędzie Go czuję...
Błąkamy się po gwiazdach, po wichrach, po ziemi,
Każdy z nas przeciwnika wiecznie prześladuje
I ciągleśmy związani myślami tajnemi.

Nie wiem, czyli w Nim znajdę druha czy też wroga,
Czy do stóp Mu się rzucę, czy też Go ukorzę,
Czy na Jego spotkanie ogarnie mną trwoga,
Czy On mnie się przestraszy, gdy Mu drzwi otworzę.

Szukamy siebie wzajem... I każdy się troska,
Każdy się boi wiecznie strasznego spotkania...
Więc błądzimy, wędrowce... Miasto, lasy, wioska
Na naszej drodze... Wszędzie te same pytania.

"Przechodził tu?" - Tak, przeszedł, lecz miał twarz zakrytą.
"A tu był?" - Kto? - "Ten Tajny"... Idź dalej... nie wiemy...
"A może tutaj?" - Skrył się pod cmentarną płytą...
Biegnę!!! Odwalam płytę!... ...Grób pusty... grób niemy...

I tak lata już chodzę, i szukam bez celu...
A wiem, że i On, Straszny, szuka mnie... zlękniony...
Że i On, przeczuwany, pytał o mnie wielu
I przebiegł nadaremno wszystkie świata strony...

Ale dziś, jak szpieg nędzny, wyśledziłem skrycie,
Że będzie tu przechodził... Więc się przyczaiłem,
Czekam... Albo mu oddam wszystko, całe życie,
Albo Go przeklnę za to, że życie strwoniłem...

Wypadnę nań znienacka! Z twarzy Mu zasłonę
Zedrę! Zobaczę, kto On - i On mnie zobaczy!
Staniemy twarz przy twarzy... Oczy spłomienione
Rzucimy sobie wzajem - w szczęściu lub rozpaczy!

Czyham!!! Będzie przechodził... już słyszę krok cichy...
Iść z Nim razem? Nie!!! Ktoś z nas zdobędzie dziś władzę:
Albo za Nim podążę, jak niewolnik lichy,
Albo, jak mocarz władny - sam Go poprowadzę!
 
1 XI 1914

Do Marii Pawlikowskiej

 
 
O, staroświecka młoda pani z Krakowa!
Strzeż się ! Biskup pieni się i krzyczy: horrendum!
Na łąkę wychodzisz nocą po kwitnące słowa,
Tajne czynisz praktyki, aby pachniały ambrą i lawendą.

Czy to prawda, że warzysz wrotycz i nasięźrzał
W księżycowej, źródłosłowej wodzie?
Już w to pono synod krakowski wejrzał
I wieść gruchnęła w narodzie.

W fiołkowych olejkach i w różanych
Warzysz słowa-hiacynty i słowa-akacje,
W jakim to grimoirze, w jakich księgach zakazanych
Wyczytałaś owe inkantacje?

Co tak szepczesz słodko w wierszach kolorowych,
Że się lud bogobojny wzdryga?
Ach, na stos cię weźmie mistrz ogniowy,
Quia es venefica et striga !

Ćmy czartowskie, powiernice twoje,
Znoszą miód, kwiatom wyczarowany,
A potem barwią się, szumią, pachną trujące miłosne napoje
W wierszach, jak w retortach szklanych.

‹‹ 1 2 8 9 10 11 12 13 14 33 34 ››