Wiersze - Julian Tuwim strona 9

Właściwie

Co ja właściwie czynię, tak cierpiąc, tak się ciesząc,
Tak życia niecierpliwy ku pewnej śmierci spiesząc?

Co czynię, czyniąc wszystko? U kogo służba moja?
Kto są ci wszyscy wokół? Skąd jestem tu i kto ja?

Te smutki, te radości - cóż one im powiedzą?
O, Boże, Boże, Boże, ci ludzie nic nie wiedzą!

Te smutki, te radości - zasępią czy ukoją?

O, Boże,
Boże, Boże, ześlij mi łaskę swoją!

I o co ja właściwie, o Panie, Ciebie proszę,
Gdy ku niebiosom Twoim stęsknione oczy wznoszę?

Z podróży

I przywita cię rozpachniona,
Pełna słońca - ciepła Italia,
Gdzie na niebie lśni roztopiona
połyskliwa, modra emalia.

Nad twą złotą promienną głową
Nimb szafiru niebo roztoczy:
Szafirowo i lazurowo
Zajaśnieją twe słodkie oczy.

Zatrzepoce w nich szczęście żywe:
Miłość, słońce i kwietne fale,
I popłyną oczy szczęśliwe
W przezroczyste błękitne dale...

O przyniosą radość kochania
Z bezgranicznej jasnej przeźroczy:
Ramion sploty, ust całowania
Obiecują miłosne oczy...

...A wieczorem - tkliwą pieszczotę
Ześle dolce chiaro di luna.
Drzewa szepczą: \"Bouna notte\"
Gdzieś zadzwoni trącona struna...

I zaszemrze - rozkołysana,
Jak aksamit dźwięczny pianina,
La canzona napolitana,
Che si canta con mandolina.

Zima

O ciemnej szóstej
W mroźny poranek
Bębni w ulice
Jazgot blaszanek.

Juczący po bruku
Wolno, daleko.
W sinych blaszankach
Bulgoce mleko.

Konie parują,
Ludzie się chwieją,
Wozy skrzypiące
Ciężko kuleją.

O ciemnej szóstej
W mroźny poranek
W sen mój się wbłąkał
Werbel blaszanek.

W grubym kożuchu
Drzemię na koźle,
Chucham jak matka
W sny moje zmrożone.

Żywot mój senny,
Znieruchomiały,
Zalewa bełkot
Mleczny i biały.

Biały i ciepły
Bulgot matczyny
Tuli mnie w łonie
Pod burką zimy.

Już mnie poczęło,
Już się zaczynam,
Tchnieniem się błąkam
We śnie matczynym.

W mleku dalekim
Echo kołysze,
Dudnią furmanki
Wciąż dalej, ciszej.

Sitowie

Wonna mięta nad wodą pachniała, 
kołysały się kępki sitowia, 
Brzask różowiał i woda wiała, 
wiew sitowie i miętę owiał. 

Nie wiedziałem wtedy, że te zioła 
będą w wierszach słowami po latach 
i że kwiaty z daleka po imieniu przywołam, 
zamiast leżeć zwyczajnie nad wodą na kwiatach. 

Nie wiedziałem, że się będę tak męczył, 
słów szukając dla żywego świata, 
nie wiedziałem, że gdy się tak nad wodą klęczy, 
to potem trzeba cierpieć długie lata. 

Wiedziałem tylko, że w sitowiu 
są prężne, wiotkie i długie włókienka, 
że z nich splotę siatkę leciutką i cienką, 
którą nic nie będę łowił. 

Boże dobry moich lat chłopięcych, 
moich jasnych świtów Boże święty! 
Czy już w życiu nie będzie więcej 
pachnącej nad stawem mięty? 

Czy to już tak zawsze ze wszystkiego 
będę słowa wyrywał w rozpaczy, 
i sitowia, sitowia zwyczajnego 
nigdy już zwyczajnie nie zobaczę? 

O wielki Boże et cetera,
Cóż to się ze mną stało nagle,
Że "duch" "sam siebie" już nie"zbiera",
Że opuściłem nagle żagle.

Tak mi coś...psiakrew, braknie słowa,
Tak mi się "poziom" duszy zsunął...
Że gdybym wiedział, gdzie się chowa,
Tobym jej w pysk z przekleństwem plunął...

Julian Tuwim
bardzo zły!

w ostatnich dniach czerwca 1912 roku

‹‹ 1 2 6 7 8 9 10 11 12 33 34 ››