Wiersze - Andrzej Waligórski strona 6

Hamowanie

 
 
Poczciwiejemy, mój stary, poczciwiejemy,
Marzą nam się podmiejskie dworce,
Nie nam stawiać na ostrzu problemy
I nie nam się ustawiać sztorcem.
Marzą się nam dworce podmiejskie,
Dzikie wino, w oknach begonie,
Nie nam trasy europejskie.
Coraz mądrzej, mój stary, coraz wolniej
Hamujemy, mój stary, na wirażach,
Nie kochamy już tak żarliwie,
Nie wierzymy w świątki na ołtarzach
Choć patrzymy na nie życzliwie.
Przystajemy pod dębem lub klonem,
Na ławeczkach siadamy sennie,
Marzą nam się stacyjki zielone
Z jednym pociągiem dziennie,
W województwie - powiedzmy - białostockim,
A w powiecie - powiedzmy - suwalskim.
Zawiadowca, żeby był Kwiatkowski,
A dyżurny, żeby był Kowalski.
Żeby obaj mieli ładne córki,
Żeby cieszył nas widok tych córek,
Jakaś krówka żeby, żeby kurki,
Piesek żeby, koniecznie Burek.
Żeby groszek się wspinał po kijkach,
Żeby wdzięcznie, żeby poręcznie,
Żeby taka mała stacyjka
Z jednym tylko pociągiem miesięcznie,
A pociąg z jednym wagonem
A ten wagon z jednym przedziałem,
Starzejemy się, mój stary, z fasonem,
Wymieramy, mój stary, z nabiałem,
Trochę-śmy jak kresowa warta,
Trochę-śmy jak kanarek z ciocią,
A właściwie, to raz na kwartał
Też wystarczyłby dla nas pociąg,
Za to więcej udanych pasjansów,
Za to bardziej odległa sceneria -
Marzą nam się stacje dyliżansów
Zagubione na niebieskich preriach,
Ułożone mrocznie, ubocznie,
Oblężone przez upały lub zimy,
Żeby jeden dyliżans rocznie,
Żeby nikt nie pytał, co myślimy...

Hydraulik dźwięku

  
 
A jeśli przyjdzie kiedyś po mnie
Hydraulik dźwięku Fioletowy
Żeby mi odbić szajbę w głowie,
To będę czysty i różowy,
Otworzę lufty i lufciki,
Spłoną hydranty i nocniki,
Na wszystko jeszcze raz popatrzę
I wyjdę, ale nie na zawsze!
 
A jeśli przyjdzie innym razem
Gazownik uczyć Znakomity
Żeby mnie napompować gazem -
Będę umyty i utyty,
Wycisnę wągry, spuszczę wodę,
Minister wręczy mi nagrodę,
Prasa mi zrobi analizę,
I wtedy na sam szczyt wylizę!
 
A jeśli zjawi się osiołek,
Strażak postępu Uśmiechnięty
By mnie znienacka kopnąć w tyłek,
To będę czujny i wypięty -
Otworzę wszystkie drzwi na przestrzał,
Nabiorę światła i powietrza,
Wystrzelę jak z korkowca korek
I poszybuję wprost do Tworek!
 

Inspekcja

 
 
W nocy nieoczekiwanie zgoła
Przyszedł do mnie święty Mikołaj.
Stanął w progu, przyjrzał się Mani
I zapytał: - A co to za pani?
Mania ślicznie zarumieniona
Powiedziała z wdziękiem: - Narzeczona...
Dociekliwy jak większość staruszków
Święty na to: - Czegoż ona w łóżku?
Uszy mi zapłonęły z gorąca
I odrzekłem głupio: - A bo śpiąca...
Ten argument wcale mi nie pomógł:
- Czemuż nie śpi u siebie w domu?
Chytra Mania szepnęła słodko:
- Bo ja jestem bezdomną sierotką...
Dobry święty się podrapał po nosie:
- W takim razie gdzież ty śpisz, młokosie,
Jeśli łóżko odstąpiłeś pannie?
- Na słomiance proszę pana, albo w wannie!
Święty brodą ze wzruszeniem porusza:
- Ot, szlachetna jakaś z ciebie dusza,
Obydwoje warciście prezentów...
Tutaj sięgnął do worka z brezentu.
Wręczył Mańce kawałek piernika,
A mnie dał popiersie Kopernika.
Spojrzał jeszcze na Mańki nogę,
Którą właśnie opuściła na podłogę,
I powiedział wychodząc za dźwierze:
- Pax vobiscum. Cześć, ciężki frajerze!

Interpretacja

 
 
...a kiedy żona w kącie kanapy
Tusz roniąc, co jej spływa po rzęsie,
Chwyci wątłego męża za klapy
I niczym brudną ścierką nim trzęsie,
I rozdzierając sukienki kreton
Płacze w zazdrości nagłej porywie:
- Nie byłam twoją pierwszą kobietą!!!!!
... to ten nieszczęśnik jąka cierpliwie:
 
A skąd ja mogłem wiedzieć
Że kiedyś się poznamy?
Raz owszem, byłem z Edziem
U jednej takiej damy...
Już prawie zapomniałem
O co chodziło tam...?
Lecz wtedy cię nie znałem,
A teraz cię już znam...
 
Zaręczam państwu, nim minie doba,
Już sytuację ujrzymy nową,
Bo żonie zacznie się to podobać
Że Heniek takim był Casanovą,
Więc zamiast jęku, zgrzytu i płaczu
Żąda by wyznał jej swój występek:
ona: - No, jak to było, ty podrywaczu????
... a na to mówi ów ludzki strzępek:
 
No cóż, nie mogłem wiedzieć
Że z tobą się poznamy,
Więc owszem, byłem z Edziem
U jednej takiej damy...
Już prawie zapomniałem
O co chodziło tam....
Lecz wtedy cię nie znałem,
A teraz już cię znam...!
 
Czas niby rzeka płynie nad nami,
Noc po dniu, zima nad nami,
Noc po dniu, zima zaś po jesieni,
Już obydwoje są staruszkami
I już są mocno sobą znudzeni...
Więc ona, senna i nieruchawa
Drzemie, coś czyta, i mruczy potem:
- Heniutek... może znasz jakiś kawał...?
... a dziadzio Henio mówi z chichotem:
 
Raz, jak nie mogłem wiedzieć
Że kiedyś się poznamy,
To byłem... chyba z Edziem?
U jednej... takiej... damy!
Już całkiem zapomniałem
O co chodziło tam....
I czy cię wtedy znałem...?
Bo teraz, to cię znam...!
 
Kiedyś, gdy ona robiła sweter,
On zaś znudzony drapał się w ramię,
Umarli nagle, i święty Pieter
Wnet przy niebieskiej witał ich bramie...
- Wszystkie rozkosze, tudzież uciechy,
Czekają tutaj na zacnych ziemian,
Jeśli wyznają mi swoje grzechy!!!!
Przeto wyznali, mówiąc na przemian:
 
Raz Heniuś nie mógł wiedzieć
Że kiedyś się poznamy, i...
... i poszedłem z Edziem
Do jednej takiej damy...
Więc czy nas spotka łaska
I raju cud niezmierny...?
... a święty ich pogłaskał
I rzekł: - Właźcie, ofermy!!!!

Ja mam czas...

 

 
Po ulicach Wrocławia chodzą śliczne dziewczyny,
Moim zdaniem w trzech czwartych składające się z nóg.
Człowiek patrzy i wzdycha, w gardle braknie mu śliny,
I rozmyśla, że dużo później na świat przyjść mógł...
A dziewczęta przechodzą postrojone w sweterki
Czarne, złote, brunatne albo rude jak lis,
By się spotkać z chłopcami, którzy noszą farmerki,
I wystarczy im skuter, bułka z masłem i twist.
 
To nic, poczekam trzydzieści lat,
Mnie, kochanki, nigdzie nie spieszno...
Siedemdziesięcioletni będę dziad,
A wy będziecie mieć po pięćdziesiąt...
Inaczej będziecie patrzeć, na świat,
Piękne dziewczęta, jakby zdjęte z reklam...
Do widzenia za trzydzieści lat,
Ja mam czas, ja poczekam!
 
Znów was spotkam w kawiarni, u znajomych, w teatrze,
W takich miejscach, gdzie spokój bardziej cenią niż ruch.
Z biegiem czasu różnica między nami się zatrze,
Henio włoski pogubi, Kazio będzie miał brzuch...
Zosia będzie się brzydko sztuczną szczęką uśmiechać,
Basia będzie się krzywić, bo uwiera ją pas,
To jest moja malutka, bardzo smutna pociecha,
Nie mam na co już liczyć, a więc liczę na czas...
 
Cóż, trzeba czekać trzydzieści lat,
Mnie po prawdzie nigdzie nie spieszno...
Siedemdziesięcioletni będę dziad,
A wy będziecie mieć po pięćdziesiąt...
Lecz nowa młodzież przyjdzie na świat
Z jakimś nowym skuterem i twistem,
A następnych trzydziestu lat
Nie wytrzyma mój słabiutki system...
 

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 9 16 17 ››