Wiersze - Władimir Wysocki strona 5

Mgła

popatrz na mgłę, ileż cudów ukrywa mgła!
Chcesz do nich dojść, lecz niewiele masz szans,
mgła cię pochłonie, ale wiedz - kiedy przegrasz z nią,
zęby zaciśnij i idź jeszcze raz!
ref.: Zawsze i wszędzie,
nawet we śnie,
pamiętaj, że
wygrać potrafisz,
byle we mgle
wiary nie stracić,
byle we mgle
odnaleźć się!
Przez tysiąclecia mgła pomagała nam,
w jej mleczną toń nie śmiał wejść żaden wróg,
dzięki ci, mgło, ale czas dziś już nie ten sam:
tajgę nam daj, daj nam klucz do jej wrót.
ref.: Zawsze i wszędzie... itd.
Kłęby oparów mącą myśli i wzrok,
oślizgły knebel wpychają do ust,
skarby w zasięgu rąk, ale spowite mgłą -
milcząca mgła strzeże tajgi jak stróż.
ref.: Zawsze i wszędzie... itd.
Więc wszystko na nic, wszystko zostać ma tak jak jest?
Mgła będzie górą i radę nam da?
Nigdy bo wiem, że od ciepła człowieczych serc
topnieje mgła, i coś więcej niż mgła...
ref.: Zawsze i wszędzie... itd.

Moja cygańska

We śnie mym - żółte ognie,
i krzyczą przez sen:
'Poczekaj, poczekaj -
ranek jest mądrzejszy!
Ale rankiem znów nie tak,
nie ma tej radości:
albo palisz na czczo,
albo leczysz kaca.

W knajpach - tam zielone szkło,
i białe serweteczki -
raj dla żebraków i błaznów,
dla mnie jest to klatka...
W cerkwi smród i półmrok w krąg.
diacy kadzą kadzidłami...
Nie, i w cerkwi wszystko nie tak,
wszystko nie tak jak trzeba!

W pośpiechu wbiegam na górę,
oby się tylko nic nie stało, -
a na górze stoi olcha,
a u jej podnóża wiśnia,
gdybyż zbocze owinąć bluszczem -
byłaby to radość,
gdybyż jeszcze zrobić coś...
Wszystko nie jak trzeba!

Biegnę po polu wzdłuż rzeki:
więcej światła - ciemno, nie ma Boga!
W szczerym polu rośnie bławatek,
długa droga.
A wzdłuż drogi gęsty las
z babami-jagami,
a na końcu drogi tej -
szafot z toporami.

Gdzieś konie tańczą w takt,
od niechcenia, płynnie,
Wzdłuż drogi wszystko nie tak,
a na jej końcu podobnie,
I nie cerkiew i nie knajpa -
nie ma nic, chłopcy...

Moja cygańska

Żółty ogień mi się śni
kiedy słońce wstaje.
Powiedz mi, ach powiedz mi
czy mi się wydaje,
że i rano jest nie tak
nie tak, jak być powinno
albo palisz na głodniaka
albo pijesz wino
I tak jeszcze raz
i jeszcze raz
i jeszcze jeden, jeden, jeden, jeden raz
I jeszcze raz,
jeszcze jeden, jeden raz

W knajpach nudą wieje znów
Wszędzie identycznie
Raj dla biednych, pełno much
To jest idiotyczne
W cerkwi smród, i straszny chłód,
mrok i czuć kadzidło
Nie, i w cerkwi jest nie tak
nie tak, jak powinno
I tak jeszcze raz
i jeszcze raz
i jeszcze jeden, jeden, jeden, jeden raz
I jeszcze raz,
jeszcze jeden, jeden raz

Tak więc w góry coś mnie gna
uciec chcę od świata
lecz na górze sięgam dna
i znów w dół się staczam
Teraz tonę w białej mgle
Źle mi tu i zimno
Znowu, znowu wszystko źle
nie tak, jak powinno
I tak jeszcze raz
i jeszcze raz
i jeszcze jeden, jeden, jeden, jeden raz
I jeszcze raz,
nie tak jak powinno

Idę tedy w pole, chcę wyjść z mgły
Widzę jakąś drogę
Biegnę do niej, chcę nią iść
Chcę, ale nie mogę
Droga wiedzie w cieny bór
z babami jagami,
a tam już anielski chór
stoi nad trumnami
Gdzieś tam konie tańczą w takt
Wiatr im czesze grzywę
Znowu wszystko jest nie tak
to jest obrzydliwe
ani cerkiew, ani bar,
nie ma nic świętego
Znowu wszystko jest nie tak,
znów nie tak kolego
I tak jeszcze raz
i jeszcze raz
i jeszcze jeden, jeden, jeden, jeden raz
I jeszcze raz,
znów nie tak kolego!

tłumaczenie: Stanisław Kamiński

Mój czarny człowiek

Mój czarny człowiek w szarym garniturze,
nomenklaturze, biurze i w cenzurze...
Złowrogi clown w coraz to innych maskach,
uderzał celnie, mocno i znienacka.
Jakże mi skrzydła podcinali chętnie,
bolało tak, że czasem chciałem wyć,
bezsilnym gniewem dławiąc się i wstrętem
szeptałem tylko: trzymaj się, to nic..."
Myślałem sobie: ,,To się da przeczekać,
może odmieni się za jakiś czas",
i przyrzekałem w ważnych gabinetach,
że ja już nigdy, że ostatni raz...
A wokół mnie wzbierały jadem głosy:
Na Zachód jeździ taki, kiedy chce!
Najwyższy czas wypędzić toto z Rosji!"
Nie wypędzili... Czemu Czort ich wie.
Na ręce mi patrzyli i liczyli:
dacza, samochód - żyje jak ten król!
Zazdrości ktoś? To oddam w każdej chwili
trzypokojowy apartament mój!
A przyjaciele, twórcy zapoznani,
ciut pobłażliwie w górę wznosząc brew,
cedzili zwolna: - W wierszu, mój kochany,
trzeba unikać rymów "krew" i "gniew".
Wreszcie przelała się goryczy czasza
i śmierć mnie w serce uderzyła wprost.
chciała już wcześniej, tylko ją odstraszał
zadyszany i ochrypły głos.
Przed Stwórcą stanę z podniesionym czołem,
do ukrywania nie mam nic a nic,
dobrze czy źle, ale swój wóz ciągnąłem
i żyłem tak, jak się powinno żyć.
Rozróżniam też, co święte, a co podłe -
przynajmniej w to mnie wyposażył Bóg,
i jedną mam, lecz za to prostą drogę,
i nie chcę szukać żadnych innych dróg.

Na szczyt

Idziesz po krawędzi lodowca,
oczu nie odrywając od szczytu.
Góry śpią, wdychając obłoki
wydychając górskie lawiny.

Ale one nie spuszczają z ciebie oka.
Jak gdyby obiecany ci był spokój,
za każdym razem ostrzegają
spadającymi kamieniami i wyszczerzonymi szczelinami.

Góry wiedzą, przyszło tu nieszczęście:
Przełęcze zasnuł dym.
Nie odróżniałeś jeszcze wtedy
od górskich lawin, wystrzałów.

Gdy prosiłeś o pomoc -
górskim echem odzywały się skały,
wiatr roznosił po wąwozach
echo gór, jak radiowe sygnały.

A gdy trwał bój o przełęcz,
aby wróg Ciebie nie zauważył,
Każdy kamień własną piersią cię zasłaniał,
skały podstawiały swoje plecy.

Kłamstwo, że nie pójdzie mądry w góry:
ty poszedłeś - nie uwierzyłeś plotkom!
I miękł granit, i topniał lód,
i mgła wokół ścieliła się jak puch...
A jeżeli w wieczny śnieg na wieki ty
legniesz - nad tobą jak nad bliskim nachylą się górskie grzbiety
najtrwalszym na świecie obeliskiem.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 9 ››