Wiersze - Władimir Wysocki strona 2

Konie narowiste

Wzdłuż urwiska, nad przepaścią, po samym jej brzegu
Pędzę w saniach bijąc konie by zatracić je w biegu.
Piję wiatr i mgłę połykam, strach mi w płucach dech zapiera.
Czuję ze śmiertelną trwogą, jak przemijam, jak umieram!


Trochę wolniej moje konie! Ach, nie spieszcie się!
Nie zwracajcie uwagi na bat!
Ach, co za konie narowiste, trafiły się mnie!
Chciałem śpiewać i żyć, ale kończy się czas...

Ja me konie napoję, ja tą pieśń dośpiewam
Chociaż chwilę postoję nad przepaści brzegiem

Zginę, wiem, jak płatek śniegu zimny wiatr mnie zmiecie z dłoni
Moje konie, mnie galopem będą niosły wzdłuż urwiska.
Ach ciągnijcie wolniej sanie! Ach nie spieszcie się tak konie!
Choć o chwilę, lecz przedłużcie drogę do cmentarzyska.

Trochę wolniej moje konie! Ach, nie spieszcie się!
Nie zwracajcie uwagi na bat.
Ach, co za konie narowiste, trafiły się mnie!
Chciałem śpiewać i żyć, ale kończy się czas...

Ja me konie napoję, ja tą pieśń dośpiewam!
Chociaż chwilę postoję nad przepaści brzegiem!

Zdążyliśmy - tam gdzie jadę, spóźnień nigdy, nigdy nie ma.
Więc dlaczego chór aniołów gniewnym głosem pieśń swą śpiewa?
Czy to może dzwon gdzieś bije, bo się zaszedł od szlochania?
Albo ja na konie krzyczę, by ciągnęły wolniej sanie!

Trochę wolniej moje konie! Ach, nie spieszcie się...
Nie zwracajcie uwagi na bat.
Ach, co za konie narowiste, trafiły się mnie!
Chociaż mija mój czas, chcę zaśpiewać choć raz...

Ja me konie napoję, ja tę pieśń dośpiewam!
Chociaż chwilę postoję nad przepaści brzegiem.

tłum. Stanisław Kamiński

Kozioł ofiarny

Był raz sobie las, nie pamiętam gdzie,
otóż w lesie tym pewien kozioł żył,
taki zwykły cap, ot - ni be, ni me,
wzorem wszystkich kóz śmierdział, jadł i pił,
snuł się kozioł po ostępach rozsiewając kozi smród,
czasem meczał, jak to kozioł, coś głupiego,
z oczu starał się zejść, słowem, robił co mógł,
żeby tylko nie czepiano się do niego.
Cicho sobie żył, cały czas się pasł,
nie potrafił ni wierzgać, ni bóść, ni gryźć,
lecz któregoś dnia zdecydował las,
że ofiarnym kozłem ma kozioł być.
Kiedy czasem wilk owcę sobie zje,
albo kilka kur zdusi cichcem lis,
kozła wzywa się, i za grzechy te
kozłu daje się parę razy w pysk,
nie sprzeciwiał się przemocy i cierpliwie znosił los,
zawsze cichy był, ofiarny i pokorny,
nawet niedźwiedź mawiał: ,,Chłopcy, kozioł to jest ktoś,
przywiązałem się do tej paskudnej mordy!"
Orzekł leśny sejm: kozioł to nasz skarb,
choć przygłupie to, odkupuje zło,
trzeba kozła strzec, kozioł tego wart,
i poza nasz las nie wypuszczać go!
A on sobie żył jakby nigdy nic,
tylko poczuł chęć do niewinnych psot,
zającowi chciał rogi w tyłek wbić,
Z krzaków krzyknął raz, że niedźwiedź jest łotr,
a gdy znowu brał po pysku za to, co nabroił wilk,
bo faktycznie wilk naturę ma dość podłą,
nagle spiął się kozioł w sobie i niedźwiedzi wydał ryk,
choć nie zwrócił nikt uwagi na ten odgłos.
Wkrótce cały las naszła taka myśl:
skoro wilk i lis się ze sobą żrą,
to niech rządzi ten, kto nie umie gryźć,
kozioł, jasna rzecz, kozioł, tylko on!
Kozioł słysząc to wypiął dumnie pierś,
wrzasnął: Poszli won, teraz ja tu pan,
teraz każdy mi będzie z ręki jeść,
teraz, wasza mać, mordy skuję wam!
Poodbieram przywileje, zaprowadzę nowy ład,
porozstawiam was po kątach jak należy,
żaden ssak mi nie podskoczy, żaden płaz i żaden gad,
ja ze wszystkich najważniejsze jestem zwierzę!
Oj, niejeden z was będzie ziemię gryźć,
jeśli tylko coś strzeli mu do łba,
co do grzechów zaś, wiedzcie, że od dziś
o tym, co jest złe, decyduję ja!
Był raz sobie las, nie pamiętam gdzie,
kozioł twardo w nim dzierżył rządów ster,
ostre rogi miał i spojrzenie złe,
zasmakował mu krwawy wilczy żer,
a koźlęta poszły dziarsko młodym wilkom wycisk dać,
żaden wilczek bić się z nimi nie odważy,
skoro tatuś rządzi w lesie, no to czego tu się bać,
fajnie mordę komuś skuć pod okiem władzy!
Tak to kozioł wszedł na tak zwany szczyt,
niech więc dalszy ciąg nie zaskoczy was,
niedźwiedź, ryś i dzik, borsuk, lis i wilk...
dziś ofiarnych kozłów pełen las.

Gimnastyka poranna

 
 
Szykujemy ekspandery, wdech i wydech, trzy i cztery,
Dziarskość ciała, gracja, gestów plastyka
Pompująca krew do żył, dodająca rankiem sił jeśli w ogóle je masz
Gimnastyka!

Czyś niemowlę, czyś emeryt po sto pompek, trzy i cztery,
My pompkami pokonamy słabość ciał!
Na knowania wrogich kół, odpowiemy zwisem w dół,
Choćby nawet pot się z czół strumieniami lał!

Krąży gorszy od cholery wirus grypy, trzy i cztery,
Krzywa zachorowań w górę wciąż się pnie,
Tylko silny szanse ma, poświęcajcie więc co dnia
Chociaż parę chwil na nacieranie się!

Jeszcze kilka ćwiczeń jogi, podnosimy obie nogi,
Niech każdemu gimnastyka wejdzie w krew,
Dzisiaj nikt już nie zaprzeczy, że od wódki i tych rzeczy
Znacznie zdrowszy oraz lepszy jest WF!

Nie rozpraszać się, nie gadać, skupić siły na przysiadach,
Rześki uśmiech niech rozjaśni każdą twarz,
Gdy ubogi z ciebie człowiek, to nacieraj się czymkolwiek,
Ale dbać o swoje zdrowie stale masz!

Wszelki opór nie ma sensu, zaczynamy biegać w miejscu.
Taki bieg pomoże zwalczyć spleen i stress,
Nie ma tu wygrywających, nie ma tu przegrywających,
Wszystkich uszczęśliwiający sport to jest!

W obiecywany nie wierzyłem raj...

W obiecywany nie wierzyłem raj,
W świetlaną przyszłość, w zbawczą moc imperium...
Autorytety szybko pożarł kraj,
Żeby je później wypluć na Syberii.

Choć o filistrach zdanie miałem złe,
W istocie od nich mnie różniło mało,
Ani Budapeszt nie załamał mnie,
Ani mi Praga serca nie złamała.

Byłem odważny w życiu i na scenie.
Mijał burzliwie nasz chłopięcy wiek:
Jeszcze nas dojrzą, jeszcze nas docenią!
Jeszcze niejeden osiągniemy brzeg.

Rzeczywistości strasznej, oszalałej
Dziwna nieśmiałość zadawała kłam,
Jak dziwka nas bezwstydnie zdobywała,
Na kłódkę zamykając usta nam.

Bez przerwy trwoga w sercach naszych rosła,
Choć egzekucji nam poskąpił czas.
Nas też zrodziły straszne lata Rosji.
I otchłań czasu wódkę lała w nas.

"У меня долги перед друзьями ..." - przekład

У меня долги перед друзьями
А у них зато - передо мной,
Но своими странными делами
И они чудят, и я чудной.

Напишите мне письма, ребята.
Подарите мне пару минут,-
А не то моя жизнь будет смята,
И про вас меньше песен споют.

Вы мосты не жгите за собою,
Вы не рушьте карточных домов,-
Бог с ними совсем, кто рвётся к бою
Просто из-за женщин и долгов!

Напишите мне письма, ребята
Осчастливьте меня хоть чуть-чуть,-
А не то я умру без зарплаты,
Не успев вашей ласки хлебнуть.




U przyjaciół mam dług niespłacony
A i u nich też jest - wobec mnie,
Lecz przez ten świat pokręcony
Wciąż cudują i ja jak we śnie

Piszcie listy więc do mnie kochani
Podarujcie mi choć kilka chwil
Bo upłynie me życie w otchłani
Wasze także utraci swój styl.

Mostów swoich nie palcie za sobą,
Nie rujnujcie też domków z kart.
Bóg więc z nimi, kto rwie się do boju
Przez kobiety i długi - nie fart!

Piszcie listy więc do mnie, kochani.
Uszczęśliwcie mnie, byle jak,-
Bo bez tego umrę ja przez czekanie
Na maleńki łaski wasz znak.

‹‹ 1 2 3 4 5 8 9 ››