Wiersze - Stanisław Wyspiański strona 9

Noc Listopadowa - Scena 6

W MIESZKANIU LELEWELA

(Duży pokój na pierwszym piętrze. Z lewej dwa okna.
Drzwi w głębi, wiodące do sieni. Z prawej drzwi do pokoju obok.
Ściany żółte, pokryte szafami z półek prostych, na których stosy książek
nie oprawionych.
Stół, kilka krzeseł, kanapa.
Na stole lampa, przyrządy pisarskie i rysownicze, blachy i rylce,
medale,monety).

LELEWEL JOACHIM
(siedzi pochylony nad stolikiem)
(w ręku trzyma monetę i szkło zwiększające)
Czyja to może być moneta - ?
Napis już prawie nieczytelny.
B, O, - Bolesław - ale który?



(odkłada monetę)
(bierze książkę)
Dla porównania weźmy dzieło...

(słychać pukanie)
(ze sieni wpada:)
BRONIKOWSKI KSAWERY
(zdyszany)
Jesteś, kochany? - - biegiem pędem
i ledwom dopadł rogu Freta.

(Tuż za nim przez uchylone drzwi wchodzi:)

HERMES
(przystaje u drzwi).


BRONIKOWSKI
Wiesz, co się dzieje?!

LELEWEL
Ciszej. - Cicho. -
Tam -
(wskazuje na boczne drzwi z lewej)
Tam mój ojciec stary - kona.

BRONIKOWSKI
Rzecz rozpoczęła się spragniona.
Byt zaczęliśmy nieśmiertelny.
Podchorążowie już powstali
i wzięli Księcia lub zabili.
Rząd trzeba złożyć, i tej chwili.

LELEWEL
Co mówisz?! - Dawno się gotuję; -
lecz dziś - gdy chwile policzone; -
ty wiesz, co dla tej Sprawy czuję. - -
Gdy każda jego dzisiaj chwila
może ostatnia być - - zmęczenie -
bezsenne noce - wczoraj - dalej -
już od tygodnia - jak nikogo
nie widywałem.

BRONIKOWSKI
Dzisiaj rano
przysięgę od nich odebrano
w kościele - czynił to Nabielak.
Nabielak stanął na ich czele.
W tej chwili w ruchu miasto całe.
A jutro już....

LELEWEL
Dzień nowy - !
Z dawna - tak - byłem już gotowy -
lecz dziś - co mówisz - nic nie słyszę,
bo tam - tam jestem cały słuchem,
bo - lada chwila - - tam jest siostra -
czuwa - więc cicho mówić muszę,
bo zasnął chwilę. - - - W tym, co mówisz,
ciężar ogromny spadł na duszę.

BRONIKOWSKI
Aleś ty jeden jest, człowieku,
konieczny. - Zebrać trzeba ludzi.
W chwili tej, gdy się naród budzi,
ty nie chcesz wziąć na siebie grzechu
niedbalstwa?

LELEWEL
Innych macie.

BRONIKOWSKI
Tyś przyrzeczenie składał, bracie.
Natychmiast zwołaj - spisz ich listę.
Poniechaj sprawy osobiste,
bo to jest rzecz ogromnej wagi,
to się stać musi.

LELEWEL
To się stanie,
co Bóg zakreślił w swojej woli,
nie to, co człowiek zaś ma w planie.

BRONIKOWSKI
Pan nie masz prawa.

LELEWEL
Serce boli.
Bóg wprzódy inne skreślił prawo.
Tu moje prawo - dziś, w tej chwili
od loża ojca pójść nie mogę.
Nie pójdę nigdzie. -

BRONIKOWSKI
Czyś oszalał?!

LELEWEL
Nie będę mojej duszy kalał,
i tom pamięci ojca winien,
żem przy nim zostać dziś powinien.
Bóg, co ojczyznę z martwych wskrzesza,
snadż sam mnie skazał dziś w odstawę
i innym w ręce daje Sprawę,
a mnie z tej winy dziś rozgrzesza.

BRONIKOWSKI
Mam odejść z niczem?

LELEWEL
Z niczem - z niczem.


BRONIKOWSKI
Z jak strasznym mówisz to obliczem - - ?
Ja tu biegłem i wbiegłem zdyszany,
bom sądził, że rozum zastanę,
że Pallas, że wróżka Ulissa
u ciebie przebywa z Egidą -
a widzę, że nie słuchasz Pallady,
tylkoś wylękły, tylkoś blady,
nie rączy, jako człowiek czynu.

LELEWEL
Nie najdziesz u mnie Pallady,
nie najdziesz u mnie nadziei.
Przez myśli moich ognisko
cień przemknął się z Cheronei;
przetom wylękły, przetom blady.
Nie najdziesz Pallady, nadziei.
Raczej, to widzę, Hermes nagi
wszedł i u wrót tych z wężem czeka,
by duszę wieść człowieka,
gdyby dziś martwe ojca ciało
w mym ręku syna - tam ostało.
Dopokąd Bóg ten wrót mych strzeże,
dostępu nie ma tu Bóg inny.
Sądź przeto, bracie, czym jest winny - ?
Dzisiaj nic nie wiem, nie pamiętam.
Wszystko na dzisiaj we mnie zmarło
i łzy.... ściskają....

BRONIKOWSKI
(odchodzi).

LELEWEL
Bądź zdrów. -



(słucha pode drzwiami pokoiku ojca)
(wraca do stolika)
(usiada)
(bierze monetę i szkło zwiększające)

Bolesław - ale który - ?
Napis - i rycerz na koniku -
z mieczem i tarczą - gwiazda z boku.
Wykopalisko. - Przerysuję.
Z rysunku łatwiej wymiarkuję. -
(rysuje)

Cięży głowa.
Niejasno widzę. - Kształt się gubi.
(przestaje rysować).

HERMES
(idzie w kierunku pokoiku bocznego).


LELEWEL
(zamyślony)
Któż - ? Czartoryski - ja - Niemcewicz. -
Lubecki może - ? - Rzecz się złoży.
Sejm trzeba zwołać. - - Palec Boży. -
Chłopicki! - - Sprawa się zaczyna.
Późno.

(patrzy ku zegarowi)
Już dziewiąta godzina.

HERMES
(wchodzi we drzwi z prawej)
(do pokoiku ojca Lelewela).


LELEWEL
(wstaje)
(chwieje się)
(idzie do okna)
(stoi chwilę przy oknie)
(odchodzi od okna)
(ku stolikowi)
(usiada)
(zegar poczyna bić dziewiątą).
(Ze drzwi z prawej)
(wychodzi:)
HERMES
(prowadząc starego Ojca Lelewela).

OJCIEC
(idący za Hermesem ku drzwiom w głębi)
(zatrzymuje się w pół drogi)
(poza krzesłem syna).

OJCIEC
Nie czekaj, stamtąd nikt nie wraca.
Żywemu tobie żywa praca.
Nie czekaj - jestem marny cień
i zgasnę, skoro błyśnie świt.
Padam, jak pada stary pień,
skruszały, zgnębion wielą lat.
Bierz jeno żywą szybką myśl
i gotuj Czyn, i sposób Czyn
spólnością, zgodą kurnych chat.
Goń szybką myśl - myśl lotny puch,
przegania wichrem świat.
O spiesz, o spiesz, myśl lotny puch,
gnana w przestrzeniach wichrem burz.
Ockniesz się jutro w klątwie strat,
a wtedy pojmiesz głębie win:
czym będzie jutro, czym jest dziś,
gdy błyśnie szary świt....

LELEWEL
(zadumany)
Jak starożytny grecki mit,
nieznany mężom życia bieg
i niezgadniony kresny czas,
gdy Kloto dzierga krosien ścieg.
Dzisiajże starzec ciężko legł,
gdy się obudzą żądza mas
i pędem rwie, i naprzód rwie
spólnością wszystkich klas.
Trzebaż, abym ja ognia strzegł,
a ręce moje załamane
u wrót grobowca, który sypię
ojcu - mnież cieszyć się na stypie?

OJCIEC
O, żegnaj, lice zadumane -
żegnaj, w dalekie idę kraje
na elizejskie ciche gaje
i wzrok się myli, oczy lsną
i ledwie syna cię poznają,
bądź zdrów - o, nie plam ty się krwią - !

LELEWEL
(wstaje)
Czemuż to ręce załamane?
Mój czyn - tam - znak - ostatni kres,
tam krew - mój ojciec kona tam
i ja w ustawnym żalu łez.
O precz - o precz - wyzwolin mnie,
bo mię ten ciężar łzawy gnie.
Ja nie chcę łez - chcę krwi, chcę krwi! -
- Ojcze!

OJCIEC
O, nie plam ty się krwią -

LELEWEL
Chcę krwi - ach, głos - czyj szept, czyj cień
Po szybach wicher brzękiem gra,
na ulicach się huragan zrywa.
Tłum ludzi pędzi - tam, to tu -
Zmęczonym tak - o, snu - o, snu -
bezsennych nocy tyle,
a tam się obudzą za chwilę,
tam wstają, gonią, rodzą myśl,
budują państwo - ognia żec! -
O, czemuż mnie nie wolno biec - ?

OJCIEC
Odchodzę precz, odchodzę precz -
próżno mnie twego serca strzec.

LELEWEL
Dzielą poczęli dziś część lwią.

OJCIEC
Synu, o, nie plam ty się krwią.

LELEWEL
Wolność, dziś święto, dzisiaj czyn.
Myśl lotny puch - ulata precz -
tam Polska już poczęta rzecz.

OJCIEC
Byłeś mi wdzięczny syn...

LELEWEL
Precz Izy, precz smutku, precz, precz żal;
już myśl poczęła wielką rzecz,
myśl lotna, ścigła - precz łzy, precz...

OJCIEC
We wieczność idę, w dal.

LELEWEL
Potęgę sił mi tęgich daj!
Przemóc obawy, troski, znój,
biec tam, gdzie ma się zacząć bój,
a Polska państwem letnich snów!

OJCIEC
(oddala się ku drzwiom w głębi, za Hermesem)
W spokojów wiecznych idę gaj.
Bądź zdrów, bądź zdrów, bądź zdrów.
(przepada we drzwiach).


LELEWEL
(odwraca się)
(spostrzega drzwi otwarte)
Ha! Co to - !? Czy kto przyszedł znów
mnie wzywać - co to? - Pusta sień.

(Z pokoiku z lewej wchodzi)
SIOSTRA LELEWELA
(znużona).


LELEWEL
(patrząc na nią)
Mój ojciec!!! -

(w kierunku drzwi)
Ojca mego cień!

SIOSTRA
(wskazując drzwi pokoiku)
(niepewne cicho)
Śpi - śpi - -

LELEWEL
(cicho w myślach)
Wiem, wieczny to już sen.

SIOSTRA
Nie śmiałam dotknąć skroni, czoła. -

LELEWEL
(chce coś mówić).

SIOSTRA
Ciszej. - -

LELEWEL
Głos zbudzić go nie zdoła.
Duch jego odszedł już daleko.

(wchodzą oboje do pokoiku ojca)
(skąd tejże chwili Lelewel wraca).

SIOSTRA
(wraca i zatrzymuje się w progu pokoiku)
Patrz, łzy z przymkniętych powiek cieką...

LELEWEL
Ostatnie jego do nas słowa...

SIOSTRA
Był ktoś u ciebie - wejść nie śmiałam,
lecz uchyliłam drzwi na chwilę.
Odeszłam odeń tylko tyle,
co was u drzwi słuchałam.
Prot właśnie nadejść miał w tej porze,
więc chciałam z nim prześcielić łoże,
bo sama nie byłabym w stanie... -
Skończyła się już nasza trwoga -
gdy odszedł duch do Boga.

(Przez otwarte drzwi z korytarza wpada:)

PROT, BRAT LELEWELA
(przejęty radością)
(gdy ma wybuchnąć potokiem stów)
(z wieścią z miasta)
(słowa mu giną i martwieją na widok brata i siostry)
(stojących bez ruchu).


NIKE SPOD CHERONEI
(wbiega tuz za nim)
(i przesłaniając go ręką w gwałtownym ruchu)
(mówi za niego:)


Radość wam wróżę!
Umarli biorą róże!!
Mrą wasi wrogowie
i waszych świętości stróże
walczą! Idą w honorze!
Więzy zerwane!

Śmierć kosi! Przez ten dom dąży!
Zbudź się ludom chorąży!
Śmierć tobie wzięła trud
i ciężar, co ciąży.
Zbrój się w męczarni ducha!
Tam krew i zawierucha!! - - -
Czyż wy zdeptać miłości niezdolni?! -
Wy dziś już - wolni!!



(Bębny wojsk przechodzących daleko w ulicach).

Noc Listopadowa - Scena 7

W ULICY

(Wąska uliczka wiodąca od głębi ku przodowi; tyły domów, mury ogrodów.
Dwie ulice wiodą w bok, jedna z prawej, druga z lewej.
Na rozstaju ulic latarnia. W głębi widok się otwiera na szeroką ulicę:
Krakowskiego Przedmieścia).



PALLAS
(stoi w uliczce wąskiej)
(patrząca ku głębi).

WOJSKO
(przechodzi oddziałami w głębi z prawej ku lewej, wciąż w jednym
kierunku)
(bębny biją).

PALLAS
(skrada się ku wylotowi uliczki)

(nawołuje)
(udając komendę)
W lewo zwrot!

PORUCZNIK CZECHOWSKI
(idący główną ulicą wśród oddziałów)
Naprzód marsz!

(zwraca w ulicę wąską).


ODDZIAŁ CZECHOWSKIEGO
(odłącza się od głównej kolumny)
(wkracza w uliczkę wąską za dowódcą).

PALLAS
(kroczy przed nimi).

CZECHOWSKI
Gdzie wiedziesz?

PALLAS
Do Arsenału!
Za tobą mnogie pójdą roty.
Uderzę ogniami szału.
Na loty, na loty, na loty!

CZECHOWSKI
Za tobą. Boża dziewico,
o Pallas!

PALLAS
Ja za przyłbicą
duch nieśmiertelnej siły.
Chodź, ty mój miły.
Jakież twe imię? Niech słyszę:

CZECHOWSKI
Czechowski.

PALLAS
Twe imię Sława ukołysze.
Twój dzień jedyny, ta noc jedyna.
Ojczyźnie twej zyskałam syna!
w drogę!

CZECHOWSKI
Naprzód marsz! Wiara!
Skończone królestwo Cara!
Do Arsenału!

(przechodzą w uliczkę z prawej)
(bębny).


PALLAS
(zwraca się ku głębi)
(bo spostrzega, że)
WOJSKO
(przechodzi znów główną ulicą w dawnym kierunku)

PALLAS
Hej! Stójcie - tam kto są? Gonią?
Hej - Przesłoniły drogę skrzydłami.
Stójcie, ja z wami!
Gdzie dążycie?
Tu idzie o wasze życie.
Prowadzą was na zdradę!
A wy gonicie rade.

ARES
(wśród wojska, w głównej ulicy)
Do Belwederu!

GENERAŁ ŻYMIRSKI
(na koniu, wśród wojska, w głównej ulicy)
Do Belwederu!

ARES
Trupami zaścielę pole!
Zwycięstwo biorę nad tłumem!

PALLAS
Rozłączasz się z rozumem.
Szaleństwem oszołomiony!

ARES
Grajcie, trąby!

ŻYMIRSKI
Hej! Bęben, sygnały!

NIKI
(lecą na skrzydłach)
(ponad głowami żołnierzy)
(w kierunku przechodzącego wojska).

PALLAS
Oszalały! oszalały!
(cofa się ku przodowi).

WYSOCKI
(wbiega z uliczki, z lewej)
(spostrzega Pallas)
Ha, ty moja!

PALLAS
Ha, ty mój!
Jużeś pierwsze zwycięstwo wziął!

WYSOCKI
O, patrz, jako mię kirasjer ciął;
a tu na licu, patrzaj -

PALLAS
Rana!
Krew świeża, pozwól wyssać, pić.
Ty Sławą będziesz żyć!

PODCHORĄŻOWIE
(wkraczają z uliczki, z lewej)
(zatrzymują się).

PALLAS
Oto słuchaj, tam oni,
kolumny mnogie rycerzy,
w zaślepieniu idą na Belweder.
Ares, Ares szalony je goni.
A córy moje skrzydlate
we chmurze nad ich głowami,
nad wojska zwartą kolumną.
Jeden tylko głosu słucha mego,
z jedynego tego jestem dumną.
Ten głos mój posłyszał tajemny
i z nocy korzysta ciemnej,
i w boczną wiedzie ulicę
swój huf.

WYSOCKI
Gdzie szedł?

PALLAS
Ten poszedł do Arsenału.
Co tchu tam lećcie, a tłumom
rozdajcie bronie! Rwać bramy!
Słyszycie mnie!?

PODCHORĄŻOWIE
Słuchamy!!

GOSZCZYŃSKI
(wchodzi z uliczki, z lewej).


BELWEDERCZYCY
(wchodzą za nim).

PALLAS
A zasię teraz ja sama,
działająca świadomie,
zezwolę, by Ares uwierzył,
że zwyciężył. Tak z wami jedynie
dobędę Arsenału
i zamknę dla Księcia miasto.
Ares będzie mym więźniem w domie,
w królewskim pustym pałacu,
gdzie się będzie cieszył niewiastą.
Wtedy pójdę doń i Słowem zbudzę.


STANISŁAW POTOCKI
(w głębi)
(wchodzi z ulicy głównej)
(zbliża się).


GOSZCZYŃSKI
Ktoś idzie - ?

PALLAS
Ktoś dostojny.

WYSOCKI
Stój!

POTOCKI
(z daleka)
Ty stój!!

WSZYSCY
(przystanęli).


POTOCKI
(zbliża się)
(poznał Podchorążych)
Dokąd to, dzieci?!

PALLAS
Gwiazda na czołach nam świeci,
gwiazda Bożej dumy.

WYSOCKI
Pójdź z nami, panie Potocki!
Gdy orzeł wzleciał nad nami!

POTOCKI
Milcz!! Każę!

WYSOCKI
Generale, nie żartuj z honorem!

POTOCKI
Nie ty stróżem mojego honoru!

WYSOCKI
Nie ujmuję Waszmości waloru.
Chcę, byś ty nam był wzorem.
Byś był pierwszy pośród bohaterów.

POTOCKI
Awanturnik.

NABIELAK
W łeb kulką!

WYSOCKI
O panie Potocki.
Na kolanach cię prosimy.
(klęka).

PODCHORĄŻOWIE i BELWEDERCZYCY
(stoją nieporuszeni).

POTOCKI
(się uśmiecha).


WYSOCKI
Błagam.
Pójdź z nami. - -

POTOCKI
(milczy).

WYSOCKI
Milczysz - ?


PODCHORĄŻOWIE
Pójdź z nami.
(klękają).


POTOCKI
(odwraca się).

WYSOCKI
Milczysz - ?

PODCHORĄŻOWIE
(powstają).


WYSOCKI
Więc sami!
(nawołuje)
Dzieci, hej, bracia, laury do podziału!
Do Arsenału! Do Arsenału!!
(wychodzi)
(wyprowadzając oddział Podchorążych)
(oraz Belwederczyków)
(w uliczkę małą, z prawej).


POTOCKI
(pozostał)
(zadumany).

PALLAS
(staje przed Potockim)
Ktoś ty jest? - że oni ciebie żądają.
Czyliś ty znaczny i możny?
Jakążeś ty znaczony potęgą,
że stajesz wprzek moich dróg?
Z czyichżeś ty sług?

POTOCKI
(marszczy brew).

PALLAS
Czyli ty chcesz, by twoi przelewali krew
marnie?
I ty sądzisz, że ciebie nie ogarnie
ten lot orłów,
którychem ja pobudziła.
A wieszże ty, jaka jest siła,
co się dzisiaj w nocy przesila?

POTOCKI
(opuszcza głowę, zasępiony).

PALLAS
(włócznią uderza go po głowie)
Zapamiętaj się w twoim rozumie.

ZALIWSKI
(na czele oddziału żołnierzy)
(wchodzi z małej uliczki, z lewej)
To noc, niech kule biją.
(komenderuje)
Formuj front! - W lewo zwrot!
Marsz!!

PALLAS
Gdzie?!

ZALIWSKI
Do Arsenału!

PALLAS
(wskazując Potockiego)
Patrz!

ZALIWSKI
Kto tu jest?! Hasło! Stój!

POTOCKI
(nieporuszony)
Kto? ------- Swój.

ZALIWSKI
(poznaje)
(salutuje)
(komenderuje)
Prezentuj broń!

POTOCKI
(dobywa szpady)
(komenderuje)
Uchwyć za broń! - Baczność! - w prawo zwrot!

ZALIWSKI
Idziemy do Arsenału!

ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO
(usłuchał komendy Potockiego)
(i stoi odwrócony).

POTOCKI
Naprzód marsz!

ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO
(poczyna iść)
(w uliczkę ku głębi).

ZALIWSKI
(staje przed oddziałem swoim)
Gdzie?!!


POTOCKI
Milcz!!


ZALIWSKI
Tam droga do Belwederu! - Zdrada!!

POTOCKI
(odsuwa Zaliwskiego szpadą)
Ot, służę - to moja szpada.

GŁOS
Moskale! Patrol żandarmów!

ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO
(cofa się ku przodowi).


PATROL ŻANDARMÓW ROSYJSKICH
(pojawia się w głównej ulicy).

ZALIWSKI
(do swoich)
Formuj front! Zejmij broń! W rękę broń!


POTOCKI
Stój!

ZALIWSKI
Zmierz się! Cel!

POTOCKI
Stój!


ZALIWSKI
Cel! PAL!


ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO
(strzela w głąb).

PATROL ŻANDARMÓW ROSYJSKICH
(wkracza w uliczkę wąską).


OFICER ŻANDARMÓW
Hurra! Cel! - Hurra! Pal!

ZALIWSKI
(do swoich)
Na ziemię!

ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO
(przypada do ziemi).


PATROL ŻANDARMÓW ROSYJSKICH
(strzela ku przodowi).

POTOCKI
(który stał nieporuszony)
(ugodzony)
(pada).


ZALIWSKI
Podnieść się! - Bajonet!
ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO
(nakłada bajonety)
Naprzód marsz!
Naprzód leć!

PALLAS
Naprzód!

ZALIWSKI
Wiara! Tnij!


OFICER ŻANDARMÓW
Cel! Pal!

(Padają strzały)
(wielu z oddziału Zaliwskiego upada).

ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO
(z bajonetami wchodzi ku głębi w uliczkę).

PALLAS
(biegnie ku głębi)
Krwi! krwi!


PATROL ŻANDARMÓW ROSYJSKICH
(cofa się)
(wyparty w głąb).


ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO
(znika w ulicy głównej).


POSPÓLSTWO
(z uliczki, z lewej)
(wlecze po ziemi Makrota).

CHÓR
Szpieg! Szpieg! Powiesić, rozedrzeć, mordować!

MAKROT
Zmiłujcie się! Zmiłujcie się!

CHÓR
Szpieg! Szpieg! Powiesić, rozedrzeć, mordować!

MAKROT
Zmiłujcie się! Zmiłujcie się!

MŁODY GENDRE
(w mundurze oficera rosyjskiego)
(wbiega z uliczki, z prawej)
Stójcie! Stójcie!

TŁUM
(zatrzymuje się).

MAKROT
O ty miłosierny!
(czepia się nóg wybawcy)
(wpatruje się w pochylonego nad sobą)
(nagle:)
A wiecie, kto to jest?! To syn obwiesia,
najpodlejszego łotra syn. Przy Wielkim Księciu
jest jego ojciec przybocznym na służbie.
Zabijcie go!
(rzuca się na młodego Gendra)
Ty psie! Ty psie! Ty psie!

MŁODY GENDRE
(dobywa pałasza).

TŁUM
(odbiera mu pałasz i tamie).

MŁODY GENDRE
Ojcze! - A!!!
(upada)
Ojcze - - -

MAKROT
(stoi nad trupem)
(ogłupiały).

GŁOS
Teraz kolej na cię!


MAKROT
(nasłuchuje)
Stójcie! - Ktoś jedzie? - - -

TŁUM
(słucha)
(oczekują).


MAKROT
Kareta po bruku!

(Wjeżdża kareta).

MAKROT
(rzuca się ku karecie)
Kto jedzie!?

WOŹNICA
Jenerał Nowicki!

MAKROT
Hę? Kto, mówisz, jedzie?


TŁUM
(otacza karetę).

MAKROT
Patrzajcie! Chresty na piersiach na przedzie!
Zdrajca! Ty zdrajca Lewicki! Znam ja cię!
Cha cha cha, przedajniku! Będziesz wisiał, bracie!
(Pada kilka strzałów).

MAKROT
Och - trup! - trup!

1 GŁOS
Wyciągnąć trupa!

POSPÓLSTWO
(wywleka trupa z karety).

2 GŁOS
Zobaczcie, kto to?!

WOŹNICA
Nowicki generał!
(zeskakuje z kozła).

2 GŁOS
Za Lewickiego zabit! - Nieszczęście! Szlachetny poległ za zdrajcę!

WOŹNICA
(wyprowadza konia w boczna uliczkę).

l GŁOS
Kto rzekł, że to zdrajca!?
Kto nazwiska pomylił?

2 GŁOS
Wieszać!


TŁUM
(wskazując Makrota)

To on!!


2 GŁOS
Zdrajca!
We krwi mu wytrzeć pysk!

TŁUM
(rzucają się na Makrota)
(przewracają na ziemię i wleką)
Niech wisi w górze!
Naści pij! Na latarnię! Krew, krew, krew na murze!

(porzucają trupa w ulicy)
(oddalając się w ulicę główną).
(Popod murami skradają się:)

KERY
(przypadają ku trupom leżącym)
(pochylają się nad trupami)
(ssające ich krew).

CHÓR
Ssaj z piersi wszystko złe,
jad wszelki wypij z ran.

KERA
(pochylona nad trupem Makrota)
Ten mój.

KERA
(pochylona nad trupem Potockiego)
Ten mój.

KERA
(pochylona nad trupem młodego Gendra)
Ten mój.

KERA
(przypadła nad trupem Makrota)
(ssąca krew)
To szpieg.

KERA
(przypadła nad trupem Potockiego)
To wielki pan.

KERA
(przypadła nad trupem młodego Gendra)
To nędzarz.

KERA
(nad trupem Makrota)
Wyssaj ból
i tul, i pieść, i tul.

KERA
(nad trupem Potockiego)
Gdy zejmiesz duszy jarzmo,
gdy wyżresz z duszy grzech,
poniesiem je na ostrów,
na śmiech.

KERA
(nad trupem młodego Gendra)
Na śmiech.

KERA
(nad trupem Makrota)
Na śmiech.
(W uliczce, w murze ogrodowym)
(słychać u furty przekręcanie klucza)
(furta się otwiera)

(wchodzi:)

KSIĄŻĘ ADAM CZARTORYSKI
(zatulony w wielki płaszcz)
(rozgląda się)
(pozostaje w cieniu pod murem ogrodu).

KERA
(nad trupem Potockiego)
Ktoś idzie....

KERA
(nad trupem młodego Gendra)
Człowiek żywy.

KERA
(nad trupem Potockiego)
Pod murem wstąpił w cień.

KSIĄŻĘ ADAM CZARTORYSKI
(postąpił kilka kroków)
(we światło)
(nasłuchuje)
(bada)
(zamyślony),

KERA
(nad trupem Potockiego)
Wystąpił.

KERA
(nad trupem młodego Gendra)
Mówi.

KERA
(nad trupem Potockiego)
Myśl swą waży.

KS. CZARTORYSKI
Korona - - - -

KERA
(nad trupem Potockiego)
O koronie marzy.

KS. CZARTORYSKI
(zadumany)
Gdzie pójść - ?

KERA
(nad trupem Potockiego)
Myśl swoją miej na straży.


KS. CZARTORYSKI
(rozgląda się)
By w głąb mej duszy się nie wdarli,
uniknę - - -
(chce iść w kierunku ulicy)

KERA
(nad trupem Potockiego)
(wznosi głowę)
Słyszą. - -

KS. CZARTORYSKI
(zatrzymał się)
(pochylił się, by zbadać)
(by dostrzec)
Kto!?

KERA
(nad trupem Potockiego)
(podnosi się)
(z ust jej ciecze krew)
Umarli!

Noc Listopadowa - Scena 8

W PAŁACU ŁAZIENKOWSKIM

(Przedsionek pałacu z kolumnadą).
(Zwiędłe krzewy i cyprysy).



BOGINIE ZWYCIĘSTWA
(prowadzą Aresa jako Tryumfatora).

CHÓR BOGINEK
Zwyciężyłeś zwycięstwem Boga.

ARES
Przygiąłem opornych do stóp.

CHÓR BOGINEK
O piersi dumy ich uderza twoja ręka,
na karku pychy ich spoczęła twoja noga.
Pobrałeś rycerski łup.

ARES
Oto zbroja od upałów pęka.
Pot z liców ocieka kroplami.
Podajcie pić.

CHÓR BOGINEK
Zwyciężyłeś nad mnogimi ludami.
Po tej kąpieli krwawej
odrodzą się i poczną żyć.

ARES
Zdejmijcie zbroję, co krwawi.
Zdejmijcie z oczu kask.
Rozpłomienić domostwo ogniami.
Dziękczynne zapalić kadzidła
Zewsowi za wielość łask.

BOGINIE
(podają mu pić).

ARES
Nie wprzódy pucharu nachylę,
aż ojca obiatą zasilę.
(przyjmuje puchar)
(wylewa część napoju na ziemię).

BOGINIE
(zapalają ognie na trójnogach)
(pałac się rozświetla).

ARES
Czyjaż to ta siedziba pusta?

CHÓR BOGINEK
Polski ostatniego Augusta
dom, stawion Hellenów sztuką.

ARES
Przecz serca nie stało wnukom
tu mieszkać - ?

CHÓR BOGINEK
Puste pokoje.

ARES
Rozewrzeć na scież podwoje!

BOGINIE
(otwierają drzwi główne pałacu)
(w głębi ukazuje się:)

EROS
(stojący w drugiej sali, okrągłej).

CHÓR BOGINEK
Jakiż to chłopiec młody?
Rumieńcem krasne jagody.
Łuk dłonią ujął złoty
i złotą strzałę waży.
Onże stoi na straży
w opustoszałym domie.
Kto jesteś piękny młody?
Czy Cypryda ciebie urodziła,
żeć tyle przydała urody
i lice dziwem okrasiła?

EROS
(zmierza się łukiem)
(godząc w pierś Aresa).

BOGINIE
(wchodzą w głąb pałacu).
(Z głębi pałacu wiodą ku Aresowi)

JOANNĘ
(ubraną w wielki welon biały)
(i suknię białą w gwiazdy).

CHÓR BOGINEK
Wiedziem do cię miłośnicę,
bierz miłosny dar.
Patrz, lubieżna Afrodite
wstaje ze śmiertelnych mar.

ARES
(patrzy na Joannę)
To blednie, to się płoni.

JOANNA
Eros mnie k'tobie goni.
Eros, Eros mnie ściga.

ARES
Cyprys mnie w tobie obdarza,
rumieńców licom przydaje.

JOANNA
Miłość rumieńców przymnaża.
Któż to mnie z nędzy dźwiga?

CHÓR BOGINEK
Cyprys, wszechwładna Afrodite,
przydałać godną świtę
i przykazuje kochanka.

JOANNA
Ja słusznej woli poddanka,
Erosa moc poznałam
i uwiedziona wojny znakiem,
na mieczów igrzysko wstałam,
i jestem oto tu z orszakiem.

ARES

Pójdź, jakoś dla mnie przeznaczona.

JOANNA
Miłością k'tobie pałam.

ARES
Cyprys cię zseła niezwyciężona.

JOANNA
Przez wstyd mój i hańby pożyte
ty pomścisz mej niemocy.

ARES
Rycerze mnogie zabite
do twego rydwanu zaprzęgnę
i wszystkie zlękłe dosięgnę.
Patrz, oto wieńce zdobyte.
Pobrałem wszystkie tej nocy.

JOANNA
Złotem te wieńce uwite,
nie mego to kraju listowie.

ARES
Zdobyłem potęgą mocy:
teć biorą bohaterowie.

JOANNA
Ciebie ja to pragnęłam,
ciebie kocham.
W nędzy i lęku się gięłam,
że w nocach bezsennych szlocham,
a teraz jużem wesoła.

ARES
Rozpogódź, dziewo, czoła.

JOANNA
A teraz jużem dumna.
Dotknęłam twego kolana,
chcę ciebie uznawać pana.
Poza mną, poza mną trumna,
poza mną Śmierć i lęk.
Weselny słyszę zgiełk i szum.

ARES
Uderzać mieczami o tarcze.
Chcę słuchać zwycięskich dum.

(W salach pałacu odzywa się muzyka).

JOANNA
Twojej miłości wystarczę,
miłosnym chętna upałom.

ARES
Powaliłem rycerzy zastępy,
z pęt wyzwoliłem ducha;
rozkoszy śmierci zaznali,
ty zaznasz rozkoszy ciała.

JOANNA
Twoja je rozkosz ocali
z mąk ducha i ducha bolu.
O ty, któryś je porwał ogniem,
bierz rozkosz...

CHÓR BOGINEK
Powstaniem za jego głosem
i mnogie zapory pogniem.
On włady wojennym losem.

ARES
Zwycięstwo zyskałem w polu,
zwycięstwo zdobyłem krwi,
narody zbudziłem do życia.

JOANNA
Miłość zdobyłeś tajemną.
Byłam bolesną i ciemną,
serce pojmałeś z ukrycia.

ARES
Jakież cię nędze trapią,
jakież niepokoje cię łamią,
ty piękna, jeśliżem rzekł,
żem pobił i zwyciężył bojem - ?

JOANNA
To serce drży niespokojem.
Pobiłeś rycerze w boju,
lecz ja się troskam w niepokoju,
bo walczył wzajem mąż i brat,
a nie wiem, jaki walki bieg,
i nie znam jeszcze krwawych strat,
czyli mam płakać męża,
a cieszyć się brata zdrowiem,
czy bratowego zgonu
płakać, a męża kląć zabójcę - ?

ARES
Zapomnij, zapomnij, niewiasto.
W pożarach wzdęło się miasto
krzykiem i wojny wrzaskiem.
Otoczęć łun złotych blaskiem,
nacieszę widokiem plonu.

JOANNA
Zwycięski wchodzisz w te progi,
gdzie latmi zerdzałe wrzeciądze
i czas upłynął mnogi,
jak nie wszedł nikt godny.

ARES
Wnoszę zwycięską moc.
Pobrałem zastępy tłumne
i podeptałem dumne.

JOANNA
Wzeszedłeś na jedną noc.

ARES
Na jedną noc ty moja.

JOANNA
Daj patrzeć - twoja to zbroja - ?

W bojach już razy tyle.
(wskazuje leżącą opodal zbroję Aresa)
Szczęsno spominać te boje,
wspominać zwycięstwa chwile
na smutku dzisiejszej żałobie.

ARES
W zwycięstwie myślę o tobie,
o tobie, miłosna pani,
i dar twój biorę w ofierze.

JOANNA
Jesteś ten, któremu ja w dani
miłość moją przynoszę,
i ten, w którego wierzę.

ARES
(wiedzie ją ku drzwiom pałacu)


JOANNA
(we wrotach zatrzymuje się)
(patrzy na Boginie).


BOGINIE ZWYCIĘSTWA
(stulają skrzydła).


JOANNA
Co one robią?

ARES
Skrzydła kładą.

JOANNA
Nie będą walczyć - ?

ARES
Więcej nie. -
Cóż twarz twą w lęku chylisz bladą?

JOANNA
To źle. - - -

BOGINIE ZWYCIĘSTWA
(kładą się do snu w przysionku pałacu).

JOANNA
Co one czynią?

ARES
Sen je ściele.
Spełnione dzieło. - Patrzaj, wieńce
kładą pod czoła, snu spragnione. -
Cóż lice chowasz wylęknione?

JOANNA
Nie zbudzą się do walk?

ARES
Już nie.
Cóż drżysz i szlochasz w męce?

JOANNA
To źle. - - -

ARES
(wiedzie ją w podwoje pałacu)
(muzyka coraz cichnie).

KORA
(jako królowa)
(pojawia się w salonach pałacu).

JOANNA
Kto jest ta, która przechodzi
przez jasność sal, jako pani?
Wszyscy, jak jej poddani - ?
Jakaż cichość za jej każdym gestem -
jeno drzewa z ogrodu szelestem
drżą - - -

KORA
(wchodzi do przedsionka pałacu)
Oto pani jestem.

JOANNA
Powiedz, piękna - zdajesz się władnąca,
czyliś nocy królowa tajemna?
Miłość nas wiedzie,
a światła przed nami gasną
i droga staje się ciemna - ?
Oto miłosna w pałacu tym błądzę.
Ktoś jest - ?

KORA
Ja tutaj rządzę.

JOANNA
Oczy twe płomieniące,
dziw w oczach twych i głębie,
przetom zlękła jako gołębie
i nogi pode mną drżące.

KORA
Zaszłaś w kraje tajemne.
Z Plutusem święcę gody,
a oto teraz idę zwiedzać spichrze.
Oto część mej urody
straciłam na jesiennym wichrze
i na jesiennym chłodzie;
fala niesie po wodzie
moje złote kosztowne listowie.
Lecz cyt.... cicho - - tam groby,
tam pod ziemią śpichlerze,
tam idę.

(zwraca się do orszaku)
Podajcie złote klucze.

(przyjmuje klucze)
Zamykam nimi serca,
zamykam nimi dusze.
Oto wieki ożywię idące.
Wieki i lata, co przyjdą,
żyć będą ziaren tych treścią.
Ziemia rodzić będzie,
kędy siew padnie zdrowy.
Ludzi zbudzę, roześlę orędzie
na żywot - żywot nowy!
Pokoleniom ostawię czyny,
po ojcach wielkich - wielkie wskrzeszę syny -
kiedyś - - będziecie wolni!

Co złego w was i co marne,
to jako plewy i ziele złe zgarnę;
co chwastu na waszej roli
i co szkodzi wam, i co was boli,
to ukoję - czasu przebiegiem.


Przejdziecie jeszcze niejedną nędzę
i niejedną przebolicie próbę.
A jeżeli lichego serca ludzie
w was samych gotują wam zgubę -
ja ich powołam - i jak plewo zmiotę!
I w ziarnach tu - na dnie - przechowam cnotę!

Za czas znów wrócę - i jeszcze razy wiele
przyjdę - Wiosna, z gwiazdą na czele,
i żywot dam - tlejący w zgliszcz popiele! -
A dzisiaj - kres. - Krwi przelanej nie zmarnię.

Krwią pola a role użyźnię
i synów z krwi tej dam - kiedyś - Ojczyźnie.
Dzisiaj kres. - - -

JOANNA
Co ona mówi - !


KORA
To wola!
Słyszysz skargi Eola - ? - - -
Rządzę tu gospodarnie.
I zapęd, i siłę skryję,
przechowam lata długie
i kiedyś ich - - - - użyję!!

(rozkłada ręce)

W sen, w sen, w sen, bogowie,
w sen, ludzie, strudzone dusze!
Zaklinaniem was muszę!
Wolą mam w Słowie!!

(gestem)
(każe przejść Aresowi i Joannie).

ARES i JOANNA
(idą do wnętrza pałacu)
(światła za nimi gasną).

KORA
(staje wśród śpiących Bogiń)
Hej, wy boginie - w śnie - ?!
Hej, wy moi goście skrzydlaci.
Kiedyś przyjdzie znowu ten czas,
gdy Pallas wezwie was
i zwycięski dług wam zapłaci.
Zapamiętajcie słowa.

(zamyka drzwi pałacu kluczem).


DZIECI EOLA
(w szumie drzew)
Królowa - królowa - królowa - - -

KORA
(zapada się).

Noc Listopadowa - Scena 9

TEATRUM STANISŁAWA AUGUSTA



W Stanisławowskim parku, na ostrowie,
jest teatrum Króla Jegomości.
Ponad wodą na podium jest scena,
przeciw sceny półokrqgle dla gości.
Przeciw sceny na kamiennym otoczu
siedli w tronach wielcy tragikowie.
Co się kiedy na scenie tej dzieje,
patrzą oni, co dzieła tworzyli.
I tej nocy, gdy jesień się sili,
zeszedł księżyc w drzew suchych przeźroczu
i w tym dziwnym odblasku księżyca
sterczą rujny i w gruzach świątynie.
O północy, o dwunastej godzinie
przyszli ci, co w wojennym czynie
polegli, przyszli gromadą
i na stopniach na podium przysiedli,
oczekujący.



GENERAŁ GENDRE
Czas mnie, hej, Boże, czas
na tamten lepszy świat.
Słowianin ja, wasz brat,
ja był z wami niezgodny,
podłości spętany kajdanem,
tak ja dziś stanął za majdanem,
dziś do mnie złość nie ma przystępu,
ani zawiść, ani małość podła;
Boża mnie to ręka wywiodła.
Bracie w męce, podajże ty dłoń.

STANISŁAW POTOCKI
Precz! - Dusza się moja wzdryga.
Co ty za duch - ty mój wróg;
nie ten ci mój - co tobie Bóg.
Jakoż podam dłoń?

GENDRE
Ja widzę, iż ciebie pali skroń.
Tyś powalony mieczem padł - ?

POTOCKI
Własny zabijał mnie brat
i własny syn złorzeczył.
Przekleństwem mnie Bóg strącił, Kat.
Jemużem dziś władztwa przeczył;
jakoż mnie pchnął los w ten bój,
gdym chciał boju powstrzymać i ognie;
czylim wiedział, że zapęd mnie pognie
i połamie jak zbroję skruszałą,
a serce się ozwało
za późno. - O syny, o ojczyzno, o bracia!
Daleko wy ode mnie, daleko.
Już mnie glosy wieczyste wezwały
już tylko wołań mych echo
jękliwe w parku się błąka;
już mi czekać, bym rychło powiezion
był w miejsce spokoju, gdzie łąka
wiecznie kwitnąca; - -
a dusza jeszcze tęskniąca -
a serce, czego nie przebolało
żywe,
teraz się upomniało tęskliwe.

GENDRE
Wot tobie, duszo, upały,
a sercu mojemu mroźno,
czyli mój syn ostał się cały?
Syn jedynak - dziecina miłości -
czy mi jego też Boh pozazdrości?
Czyli on też będzie ojcu towarzyszem
i w uścisk obejmie szyję,
i pocałowaniem zmyje
z mych ust słowa trwogi, i lęki
wyżenie precz i wypije - ?
O dziecię, o synu jedyny!

POTOCKI
Jakież były moje ciężkie przewiny?
Giną z oczu, zanikają z myśli. -
Otośmy tu duchy przyśli,
rozkazem nieśmiertelnych wołani.

CHÓR POLEGŁYCH
Popłyniem polegli ku otchłani.

POTOCKI
Patrzę jeszcze w świat ten, jak zanika,
i wraz tracę z myśli, co się stało;
coraz giną moje czyny i błędy,
jeno spokojność dziwna wszędy.
Jakież były moje przewiny?
Za broń wzięły ojce i syny
i na się wzajem godziły
w zapamiętaniu, w obłędzie. -
O, jakożem stawał za sędzię
tym, co sprawiedliwie walczyli?
Zali sprawiedliwość i sąd
śmiertelnym nie największy błąd?

GENDRE
(wśród oczekujących poznał syna)
(przygarnia go ku sobie)
O, syn mój, poznaję cię, synu!
Tyżeś to koło mnie, dziecino?
Sięgałeś ręką wawrzynu,
aż Śmierć zadzwoniła godziną
wskazane dla ciebie piętno.
Będzie twa dola pamiętną.
Lecz któż tę pamięć zapłacze,
twoją dumę i wolę junacką?
Zapłakałby i sam Car, Kozacze,
że ty wmieszał się w tę bójkę lacką
i padł pierwszy, jako podcięty kłos żyta;
jako jabłoń, gdy w płatkach okwita
i ostrzejsze powieją nań zwieje,
tak ty spadł, jak ten okwit, co mdleje.
I z ojcem, przy ojcowej piersi,
razem na tamten raj idziem najpierwsi.
Cóż nas czeka? Pójdziem ku otchłani,
przez piekielne pustynie gnani?
O, gdzieżeś, pokoju wieczysty?
Kraj mamy przegonić ognisty - - - ?

SYN GENDRE
Ach, ojcze, łzy cudze palą.
Łzy cudze na twarz mą upadły
i przez to lica syna twojego pobladły,
bo trwogą zjęty i strachem,
że te łzy zaciążą przed Bogiem,
bo ja zabójca był w tej wojnie z Lachem.

GENDRE
Synu, zabijałeś w obronie!

SYN GENDRE
Jakoż nie mieli walczyć,
gdy okręt i łódź ich tonie;
widno ognie i żar wrzał w ich łonie.
A ja byłem pośród nich przeklęty
i miecz mój, i moja dola,
i szedłem z tą klątwą do pola,
i padłem jako kłos zżęty.
Snadź Boża była ta wola.
Pójdziem, ojcze jedyny, w kąt święty,
kędy Cary będą nasi ojce,
gdzie wszyscy równi i bliscy,
i ci górni, i wyniośli, i niscy,
kędy będziem rówieśni mołojce,
śród kwiecia, pośród uroków.
Rzucamy ten kraj mętów i mroków
i dusze oczyścim winni,
i będziem za łaską Bożą,
jako są czyści i niewinni,
gdy przeminie czas piekieł niewoli.
Ach, ojcze - - - !

GENDRE
Coć jest, duszo-synu?

SYN GENDRE
Serce boli,
żem nie kochał - skorom był tam żywy,
a mogłem być kochaniem szczęśliwy.
Żem był, ojcze, dla wielu ohydą
i iż nienawidzili mnie.
Więc, jak widzę ich, że teraz idą
razem ze mną i z nami, kędy przeznaczenie,
to mnie ściska ból serce i duszę,
i dumę moją dawną,
i dawną pychę marną kruszę,
i chciałbym uzyskać przebaczenie.

GENDRE
Śpij, uśnij, dziecino-synu.
Śpij w wieńcu złotym wawrzynu;
położy-ć go dłoń Boska w dań.
Upadłeś jako pierwsza brań.

SYN GENDRE
Tak tęsknię, ojcze, do świtu,
do jasnego, czystego błękitu;
bodaj zeszła ta trwóg pełna noc. -
Któż to może? - Kto to jest ten Bóg,
co posiada nieśmiertelną moc
przegonić precz ciemnie i mgły
i sprowadzić pogodą kwietne sny,
i powieść nas w jasność i światłość dróg?

GENDRE
O synu, przeklął nas Bóg.
O synu, nie pytaj starego,
ileć ręce zdziałały złego,
ilekroć ciebie pchnęły ku czemu,
i duszę skalały młodą.
Teraz nas wichry powiodą
w noc jeszcze większą i groźną.
O, czujesz, jak wieją mroźno?

SYN GENDRE
O, nic to, ojcze, te mrozy,
jeno łzy te bratnie i siostrzane;
tych straszną, palącą ranę
czuję -
ta rana wskroś duszę dojmuje
i jakby ukaźne łozy,
zabija, męczy, katuje.
Te łzy, które oni płaczą -
o, patrzaj - na nich - przeklęli. - - -

POTOCKI
Odwrócili się ode mnie Anieli.
O, kędyż jasne słońce?
Kędyż skrzydeł ich przedsłanne gońce?
Ostała przy nas noc i pustość strachu.


PALLAS
(wchodzi)
Kto tu się skarży?

CHÓR POLEGŁYCH
To my.

PALLAS
Kto wy?

CHÓR POLEGŁYCH
Spętane lwy.

PALLAS
Czyją wy ujęci ręką?

CHÓR POLEGŁYCH
Męką.


PALLAS
Kto was tu zaprzągł?

CHÓR POLEGŁYCH
Śmierć.


PALLAS
Wy padli, pierwszy łup. - -
A ty co za jeden? - Hej?

GENDRE
Trup.


PALLAS
A ty kto?

POTOCKI
Marny cień.

PALLAS
Wytniemy wszystkich w pień,
nim zejdzie dzień.
Przybędą towarzysze.
O, patrzajcie, tam w oddali, w pałacu,
poprzez wodne spojrzyjcie kryształy:
oto dom z kolumnami.
Tam Ares w okowach miłości.
Za chwilę Ares będzie z nami
i wszystko ponurzy we krwi.

GENDRE
Potrząsaj ty daremno twą żerdź;
przecz nie wiesz, ze Zews z ciebie drwi
i zapęd twój lwi
za czas się skończy?

PALLAS
Heu?

GENDRE
Przybył tu poseł gończy
i wężownicą potrząsał,
i cały świat, co się dąsał,
ujął w spokój - i skon zapowiedział,
a tyś, duchu wspaniały, nie wiedział,
ze my spokoju czekamy
i że do łodzi zejść mamy,
i płynąć na święte wody,
w wieczystą noc.

PALLAS
A ten młody?

GENDRE
Mój syn - nie budź - niech śpi.
Spokojność jemu oczy zawarła.
Calem bluźnił, że śmierć niezbłagana
żywot jemu w kras pełni wydarła,
aż oto szczęściem niezwodnym
ja ojciec sercem niegodnym
u łona go tulę na skon.

PALLAS
Kto idzie?

CHÓR POLEGŁYCH
Oto zwiastun - to on!

HERMES
(wchodzi)
Zbłąkane duchy - precz!

PALLAS
Zabieraj swoją właść.
Co mieli pierwsi paść
w ofiarnicy mężów,
tych masz - oto pozbawieni orężów.
Bierz ich jak swoją brań.

HERMES
Ty sama masz się oddalić.
Przynoszęć rozkazanie.

PALLAS
A czyjeż to przynosisz wołanie?

HERMES
Tyś ludy biegła rozpalić.
Oto ogniem spłonęło miasto.
Ares odebrał swą dań.
Wracaj, niewiasto!

PALLAS
Jako Ares wziął swoje wiano?
Zwycięstwa mu nie dano.

HERMES
A oto Ares we chwale
zwycięstwem cieszy się cale.

PALLAS
To złuda - to podstęp mój,
bym go miała dla mnie po niewoli.

HERMES
Jego już Zews nie zwoli. -

PALLAS
Podstęp!!!

HERMES
To twoja broń.
Zwołaj twoje duchy i zgon.
Kres twemu władztwu kładę.

PALLAS
Śmieszże ty mnie niweczyć przez zdradę?!

HERMES
"Pójdziesz i zniweczysz Palladę"
twój rodzic wyrzekł sam.
Zwołaj twe duchy i zgoń,
i pilnuj do olimpijskich bram
skądeś je zwołała.

PALLAS
Cóż pozostanie ludziom?

HERMES
Próżna chwała.
Będą walczyć, jako wydolą sami,
a ty wracaj z Egidą i duchami,
z tarczą twoją, bijącą płomieniami,
i dzidą, co wybija hasło.

PALLAS
Tam duchów tysiąc zawrzasło,
tam gore całe miasto.
Poczęli dzieło krwawe!
Mamże im odebrać Sławę?!

HERMES
Wracaj, niewiasto! -
Wężowy chylę splot.
(nachylił laski wężowej).

PALLAS
(schyla głowę)
Uznajęć, synu Mai.

HERMES
W lot!

PALLAS
(nawołuje)
Hej, Zewsowe orły, które pioruny niosą,
niechajże się w ciszę oddalą!
Niechajże polecą ku szczytom,
ku górnym Hymetu śniegom,
ku sinym nad Hymetem błękitom!
Hej, Zewsowe dziewy, siostry płomienolice,
przybieżajcie powrotne z lotów.
Oto czas się dopełnił obrotów
i Zews groźny wasze wyrzekł granice.
Ku mnie wy z dalekosiężnymi skrzydły.
Ku mnie wy, co dzierżycie Sławę.
Bojową poczynaliśmy wrzawę,
zapalone narodów ołtarze
i oto porzucić Sprawę
Zews nam każe!
Hej, do mnie, powrotne siostrzyce!
Hej, do mnie, do mnie, orlice!!

CHÓR POLEGŁYCH
(patrzą ku stronie pałacu)
Patrzaj, skrzydlate tam się chwieją,
w przedsionku nagły ruch.
Oneć słyszą i wracać nie śmieją.
Ku wodzie przygiął je słuch.

PALLAS
(nawołuje ku stronie pałacu)
Hej, siostry, siostry orlice,
rzucajcie płonący dom!
Hej, do mnie, do mnie sam!
Zwycięstwo wasze kłam!
Biegajcie, nim padnie grom.

CHÓR BOGINEK
(przylatuje od strony pałacu)
Wzywałaś, wzywasz - ?

PALLAS
Tak. -
Przysłany straszny znak,
wężowy splot.
Musimy, siostry, w lot
wracać. -

CHÓR BOGINEK
Kto każe nam - ?

PALLAS
Zews sam.

CHÓR BOGINEK
Rzucić wojenny miot - ?

PALLAS
Wracać.

CHÓR BOGINEK
Przecz Aresowa moc
połamie czar!?

PALLAS
Zwycięstwo wasze kłam!

CHÓR BOGINEK
Z naszej ręki Ares wziął dar
rozkazem twoim i wolą.

PALLAS
Wieńce Aresa niewolą.
Syt Sławy, zwycięstwa syt,
w gnuśności legł.
Zbudzi go straszny świt.
Pokąd go duch wasz strzegł,
Amorów wiązało pęto;
gdy ocknie się ze sennych larw,
gdy pojmie zdradę przeklętą,
gdy posłyszy jęk tych dziwnych harf
i trwogą zadrży niepojętą - - - ?


CHÓR BOGINEK
(przejęte trwogą)
Siostry - - - w lot, w noc!
Gaśnie już nasza moc,
już niedaleki świt.

PALLAS
Rozwińcie skrzydła, w drogę!
Widzicie tam szerzogę - ?

CHÓR BOGINEK
Mgły sine idą od pól,
wiatr ustał - drży po fali
kobierzec złotolistych szmat.

(W oddali na wodzie ukazuje się:)
ŁÓDŹ CHARONOWA
(płynąca powoli).


CHÓR BOGINEK
Ktoże to płynie z dali?

PALLAS
Ha! - Oto płynie łódź.

CHÓR BOGINEK
(poznając)
Człowiek podeszłych lat;
ogniem mu oko pionie.
Oto zwodzi łódź wielką przez tonie.

PALLAS
Dopełnion śmiertelny ból.
Oto Charon wiedzie im łódź
nieśmiertelną....

CHÓR POLEGŁYCH
O brodź Charonie, starcze brodź
przez fale, przez wody męt.
Wyzwolin nam przybliżasz czas.
O lituj nas, o lituj nas
w ohydzie ziemskich pęt.

POTOCKI
Czegom nie zaznał w ziemskiej doli,
pojmany w ognie pychy,
pojmany w ognie gniewu,
za tym stęsknione serce boli,
że wielki, a byłem lichy.
Więc płaczę żal,
gdy mam się brać
przez noce płynąć fal
na tamten świat.

CHÓR POLEGŁYCH
Słuchajcie, skarży się nasz brat.
Wtóruje jemu szept tych drzew
do żałosnego duszy śpiewu.
Snadź-że litują jego doli,
za czym stęsknione serce boli.
Był wielki pychą, lichy sercem,
a tymże samym jemu spłynąć
wód złotlistym kobiercem.

POTOCKI
Dałeś mi. Panie, wszystkie statki
i mnogie, mnogie włości
i w rzędzie pierwszych przed narodem
stawiłeś,
jednoś nie wszczepił w pierś litości,
żem się nie poczuł syn tej matki,
której pozgonne widzę dziatki,
jak ze mną idą bratnim chodem
w tę samą noc i toń, i mrok.
Czemużeś, Panie, zaćmił wzrok,
żem nie mógł zaznać szczęsnej chwili
i być z tych, którzy mnie zabili
i sławę szczytną wzięli?
Onychże męka zbrodni pali,
na mnie się winy ciężar wali,
żem szedł ich czynom wprzek.
O Panie, losów pęd tajemny;
przeznaczeń nieodmienny bieg.
Terazże mam w okrutnej skardze
zestąpić w czółno przewoźnika
na drogę do niezwrotnych rzek -
człowiek występny, człowiek ciemny - ?
Corazże pamięć już zanika. - -
O Panie, nie szczędź mi promyka,
daj słyszeć jeden śpiew litosny,
daj jeszcze słyszeć szept tych drzew.
Czy szemrzą - ? Jakaż cisza głucha - - ?
Ktoże to płynie mętem wód?
Lud-że tych dusz za włosiem słucha?
To bracia moi? - dusz ten lud?
We wodny zapatrzeni bród.

ŁÓDŹ CHARONOWA
(pojawia się bliżej płynąca).

CHÓR POLEGŁYCH
O bródź Charonie, starcze bródź
przez fale, przez wodny męt,
nieśmiertelności cichą łódź.
Wyzwolin nam przybliżasz czas.
O lituj nas, o lituj nas
w ohydzie ziemskich pęt.

POTOCKI
(rozgląda się wśród ruin sceny)
Ojczyzna-że to moja w złomie?
Na moimże to skazy domie?
Pałac się sypie w gruz...
Dla mnie to już przekleństwo wieczne
i miecze bratnie obosieczne,
i łódź: śmiertelny mus - ?
Przebaczcie mi, przebaczcie mi,
rozpaczą żywię duch.
Oto się mój obłędny słuch
tych czepia drzew,
gdzie szumiał śpiew
niedawny na mój skon.
Gruzy koło mnie, spadły złom;
rozstąpił się ojczysty dom
i krew spłynęła z łon.

ŁÓDŹ CHARONOWA
(podpływa przed scenę Teatrum).

CHÓR POLEGŁYCH
O bródź Charonie, starcze brodź,
wyzwolin nam przybliżaj czas,
nieśmiertelności cichą łódź.
O lituj nas, o lituj nas
w ohydzie ziemskich złud.

HERMES
Skończony wasz i wczas, i trud,
pora zejść w Acheronu bród,
zapomnień na was zejdzie moc.
Do łodzi precz, precz w noc!
Powiodę was przez ciemnie dróg,
goniec stygijskich wód.

(wznosi wężownicę i zatacza nad głowami poległych)
Tym oto berłem tnę przestrzenie,
pod berłem drży podziemny świat
i moce zlękłe wszystkiej ziemi.
Spełnioneć wasze przeznaczenie,
żal próżen ziemskich strat.
Rzucajcie świat -
kędy was berła gest pożenię
wężami splecionemi!
Powiodę was przez ciemnie dróg,
w Acheronowy wwiodę bród,
jako wam losy znaczył Bóg.
Oto łódź czeka - zstąpcie w próg,
za świat - za świat - za świat!!

POLEGLI
(zstępują do łodzi).

HERMES
(wstępuje w łódź).


ŁÓDŹ CHARONOWA
(odpływa).


PALLAS
Igraszką byłam w ręku Boga
ja gwiazda, którą Bóg zapala.
Oto mię Jego głos powala,
że odejść muszę.

CHÓR BOGINEK
Cóż będzie z narodem?

PALLAS
Bez pomocy mej ostanie sam.
Zapaliłam w narodzie dusze,
skąpałam męże we krwi.

CHÓR BOGINEK
Ostawisz ich z ich krwawym głodem?!

PALLAS
Naród będzie walczył z narodem.
Dałam im szczęścia błysk przez chwilę.
Nieszczęść dopełnią sami,
gdy krokiem pójdą wstecz!
Siostry, w lot! - Wy ze skrzydłami, precz!!

BOGINIE
(na rozwiniętych skrzydłach)
(ulatują).


ŁÓDŹ CHARONOWA
(przepływa w oddali).

NOTY DO "BOLESŁAWA ŚMIAŁEGO"

W architekturze stworzyłem monument
ludowej sztuce, skoro po raz pierwszy
sztuka budowę wzięła na instrument
poetyckiego kunsztu i zmysł szerszy
ogarnął motyw prastary, prostaczy,
mam ten dar bowiem: patrzę się inaczej.

Inaczej niźli wy, co nie kształcicie wzroku,
dla których stworzył Bóg szablony i szematy,
co talentowi krzyczycie "proroku!",

a duszy poddajecie studenckie tematy.
Więc pozwoliłem sobie za rogatką
przejażdżkę myśli odbyć incognito -
i otom naraz znalazł się z kamratką
muzą, dla której tajniki odkryto -
dla której wszystkich tajemnic półmroki
jasne, bo talent feruje wyroki -
I mniejsza o to, czyli Akademie
dochodzeń moich i badań szczegóły
przyjmą, uznają i przyznają premie

za to, że dbałem o format infuły,
lub całą walkę z dyrekcją, z krawcami
uznają za nic, gdym ja przed znawcami
czoła nie schylił i kornie nie pytał,
jaki hełm nosił król, gdy brata witał.

Ja nie uważam wiedzy za rzecz taką,
która by miała chodzić na dwóch szczudłach,
nie uczyła mnie sztuki także Sada Jakko
i nie wierzę, by jakiś duch żył w starych pudłach.
Chłop mnie na swoją hetkę nie przerobi,
magnat nie będzie w nawie sztuk sternikiem,
sztuka jest z ducha, stwarza się, nie robi,
a raz stworzona duchem, jest pewnikiem.
Stąd sądzę, że są moje myśli naukowe
równie dobrze, jak myśli znaczonych dyplomem,
i stąd sądzę, że kogo Bóg obdarzył domem
własnym, że, mówię, taki, co ma głowę
swoją i wszystko z głowy snuje jak z przędziwa,
bez wielu radców łatwo się obywa.



Więc stąd pewien niepokój przypada na mrówki.
Jak to, skąd to, skąd rodem, gdzie paszport, gdzie wiza;

w gęsim zakłopotaniu wstrząsają makówki
i krzyczą: cherche la femme, poszukajcie Guiza,
któż to poza tym stoi? pod tym się ukrywa?
A to jest tylko talent i zwykle tak bywa.



Talent sprawił, żem na ten pomysł wpadł genialny,
by Piastowiczów w kerezje ustroić,
zharmonizować strój fenomenalny,
z którym się muszą uczeni oswoić.
Jeszcze nie stało o tym nic w gazecie,
Gallus nie pisze, Kadłubek nie plecie.
Ergo nie było, ergo miarę psuje
(tę artystyczną miarę, zwaną mierność),
ergo to nie jest już historii wierność,

historii tej, co książek paginy rachuje -

ergo marnował się w tym człowiek zdolny,

że nie dość pedantyczny jest i nie dość szkolny.



Bądźcie spokojni, jeśli Bóg pozwoli,
jeszcze was nieraz wprowadzę w te progi,
gdzie panem jedno pani mojej woli

Sztuka i wolna myśl, niezlękłe bogi,
jeszcze napiszę, gdy mi się spodoba,
grać w wyobraźni mej zaczną postacie,
jaka to Piastów była pierwsza doba,
wszak nic niewarte to, co dotąd macie
w sferze dramatu o Mieszku, Rychezie,
Ottonie Trzecim, wielkim Bolesławie,
jacy [....] byli sprytni knezie,
jak ślubowali Piastowicze Sławie.
Ten będzie dramat, i nie myślcie o tem,

by wam to samo kto mógł mówić potem.



1903

‹‹ 1 2 6 7 8 9 10 11 ››