Wiersze - Maria Konopnicka strona 6

A kiedy idziesz...

 
 
... A kiedy idziesz z ziemi dróg,
W najczystsze idź lazury,
A niech cię żadnej chmury
Nie zatrzymawa próg.
 
A kiedy lecisz z ziemi gniazd,
Bierz w samo słońce loty,
A niech cię piasek złoty
Nie zatrzymawa - gwiazd.
 
Niechaj gościńca twego szlak
W cel co najwyższy bieży...
Tak lotem w słońce mierzy,
Na wyraj lecąc, ptak.
 
W dal co najdalszą wytęż wzrok,
Wzgardź mety zbyt bliskiemi,
A zostaw słabym ziemi
Lękliwy w przyszłość krok.
 
I nie miej o to żadnych trwóg,
Czy drogowskazy stoją,
Gdzie puścisz wolę twoją:
Wie ptak, gdzie lecieć w jug.
 
A duch jest, jako wody rzek,
Pątnikiem oraz - drogą,
Nie trzeba mu nikogo,
Sam znajdzie sobie ciek!

A kiedy mi przyjdzie zagrać...

 
 
A kiedy mi przyjdzie zagrać
W polu dziewczynie,
- Da dana!
W polu dziewczynie,
Wykręcę ja fujareczkę
W tej wodnej trzcinie,
- Da dana!
W tej wodnej trzcinie.
 
Bo ta trzcina się ugina
Za wiatru wianiem;
Nie inaksza i dziewczyna
Z swoim kochaniem...
Wprawiłaby jasne słonko
W szybkę u chaty,
Wyglądałaby, czy jedzie
Do niej bogaty!
 
A kiedy mi przyjdzie zagrać
Na cudzym progu,
- Da dana!
Na cudzym progu,
Wykręcę ja fujareczkę
W tym ostrym głogu,
- Da dana!
W tym ostrym głogu!
Będziesz śpiewać mi przy sercu
Gorzkimi łzami,
Aż poleci głos żałosny
Tymi łanami...
 
Chodzi krzywda popod lasem,
Po jarach chodzi,
Nikt nie zgadnie, co za czasem
Złe ziarno zrodzi...
 
A kiedy mi przyjdzie zagrać
W tym pańskim dworze,
- Da dana!
W tym pańskim dworze,
Wykręcę ja fujareczkę
W najgęstszym borze,
- Da dana!
W najgęstszym borze!
 
Pamiętają stare drzewa
Tę czarną dolę,
Co tu przeszła przez te chaty
I przez to pole...
Rozśpiewająż się piosenki
W jęki i płacze,
Aż ściemnieją złote miody,
Białe kołacze...
 
A kiedy mi przyjdzie zagrać
Tej nocce śpiącej,
- Da dana!
Tej nocce śpiącej,
Wykręcę ja fujareczkę
Z wierzby płaczącej,
- Da dana!
Z wierzby płaczącej...
 
Oj, polecąż z niej piosenki
Jako ptaszkowie,
Oj, rozniosą ciche szumy
W one j dąbrowie...
Ni ja roli, ni ja chaty,
Nędzny koniucha,
Nocka tylko patrzy na mnie -
I pieśni słucha...

A kiedy sercu...

 
 
A kiedy sercu słońca nie staje,
Co kwiaty życia barwi ogniście,
Darmo się kwiecą łąki i gaje,
Ono przez marzeń przesmętnych kraje
Idzie, rwąc liście.
 
I gdy się innym róża rumieni,
I lilia śnieżna dzwoni srebrzyście,
Ono odchodzi w krainę cieni
Z skargą tak cichą, jak gdy w jesieni
Skarżą się liście.

A kiedy wyjdziesz...

 
...A kiedy wyjdziesz w zachodnie słońce,
W mdlejące, ciche zorze
I nagle u bark skrzydła szumiące,
Skrzydła poczujesz boże,
Na wielkich mogił stań podniesieniu,
W łunach, w szkarłatach, w złocie,
I śpiewaj - cały w grobów natchnieniu,
W orłowych piór polocie'
 
Na lirę ściągnij te złotogłowy,
Co w cichym mżeniu gasną,
I uderz pieśnią, i dźwięknij słowy,
Jak mieczem w tarczę jasną.
A wiedz, że w piersi masz archanioła,
Co prochów trzyma straże
I gwiazdy sypie na wieków czoła,
A kwiaty - na cmentarze.
 
Niech więc pieśń twoja, jak błyskawica,
Grobowy zmierzch przelata
I piorunowe rozświeci lica
Nad kurhanami świata.
Jak dzwon, jak surma niechaj uderza
Na nieśmiertelność czynów -
I niechaj będzie słowem pacierza
Dla ojców i dla synów.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
 
A kiedy wyjdziesz na ranne słońce,
Na świtające zorze,
 
I tam poczujesz z barków szumiące
Ogromne skrzydła boże,
Stań na ugorów dolinnych cieniu,
W szerokich pól tęsknocie,
I śpiewaj - cały w jutra natchnieniu,
Cały ku jutru w locie!
Pochwyć na struny blask złotogłowy
Wielkich przebudzeń cudu
I uderz pieśnią w ugór surowy,
I śpiewaj jutrznię ludu!
 
A wiedz, że w piersi masz archanioła,
Co w zorzach cały stoi,
A niezrodzone do życia woła
U zwartych dnia podwoi!
Niechże pieśń twoja ma żywe moce
Płomienia, co ulata,
 
I niech rozwiąże wiekowe noce
W potężny rozbrzask świata!
Niech bije w ugór mrokiem nakryty,
Niech bije w duchy śpiące,
Aż przyszłość swoje rozjarzy świty
W płomienne, żywe słońce!

Anioł milczenia.

Z lutnią, po której złote struny biega,
Klęczę na rąbku szaty Najwyższego,
I białe czoło obracam w tę stronę,
Kędy wirują globy rozpędzone.
Przejrzystą dłonią wygładzam etery,
Echem miarkuje rozśpiewane sfery,
By nie przerywać ciszy majestatu...
I - pokój... pokój... pokój! szepcę światu.
* * *
Byłem, gdy z myślą Bóg rozmawiał własną;
Bylem, gdy w służbę wziął jutrzenkę jnsna.
Byłem, gdy z mgławic, co mu zdobią szaty,
Strząsał dzień biały i słoneczne światy.
W pierwszem zwierciedle błękitnego morza
Jam się przeglądał, zanim weszła zorza,
I zanim z pąków wytrysnął rój kwiecia,
Ja w rąbku niosłem pokoju stulecia.
* * *
Tam, kędy z okiem opuszczonem stoję
Dogrzmieć nie mogą ziemi niepokoje;
Żywiołów burze ja trzymam w granicy,
Rum jeat skinieniem wszechmocnej prawicy.
Kiedy nad zakres do przyszłości biega
Harde pytania: "poco? i dlaczego?"
Ja w białych palcach wstrzymuję zasłonę,
Którą od dzisiaj jutro oddzielone.
* * *
Między Myak gromu a grzmot stopę stawię,
I roaą polnym kwiatom błogosławię.
Na skrzydłach moich wioskę twą kołyszę,
Smutnych łzy liczę i westchnienia słyszę...
W ciszy twych gajów, w poranki majowe,
Tęsknem dumaniem poświęcam twą głowę
I ducha twego prowadzę po niebie,
Byś "siadł i zamilkł i wzniósł się nad siebie".
* * *
Ja płaszcz królewski rzucam na ramiona
Milczącej nędzy, co w ukryciu kona,
A dłoń wychudłą podnosząc z barłogu,
Samemu tylko spowiada się Bogu.
Ja balsam daję na palące rany,
Ja dźwigam z tobą ból niepodzielany,
Ja tułaczowi pot ocieram z czoła
I z samotnikiem zasiadam u stota.
* * *
Mędrca mądrością jestem i rozwagą,
Myślicielowi daję prawdę nagą;
A jako źródło, bijące od wieka,
Wzmagam, oczyszczam, podnoszę człowieka.
Jam jest wymową grobów i cmentarza,
Urokiem nocy, powagą ołtarza;
Jam jest rapsodem dziejowym ruiny,
Pociskiem wzgardy i rumieńcem winy.
* * *
Kto mnie ukochat, znalazł skarb pogody,
Pokoju ducha i ciszy i zgody:
Zgiełkliwa zgraja pierzcha i ucieka
Od milczącego w zadumie człowieka.
* * *
Ja jestem słońcem, pod którego żarem
Dojrzewa zamysł, i jam jest ciężarem
Którego słabi podźwignąc nie mogą...
Jestem potęgą, której zdeptać nogą
Nie podołają najwięksi mocarze...
Ja jestem siłą, co zniewagę karze...
Jam broń niewinnych i pomsta straszliwa,
Od której zbrodzień tajny dogorywa.
* * *
Nad popiołami zwyciężonych grodów
Otrząsam z skrzydeł nadziejo narodów,
Lecących w próżnię, jak wymietna plewa,
Którą wiatr przed się drażni i rozwiewa...
W bladych klęsk siady postępuję krwawe,
Z nędznym skazańcom jedną dzielę ławę;
Na zgliszczach śpiewam Hiobowe pienia,
I jestem czarną chorągwią zniszczenia.
* * *
Najbliższy Panu i najmilszy Panu,
Ja z perłą padam na dno oceanu,
I z ciszą morską odbywam narady,
Których z przestrachem słucha sternik blady.
* * *
Nad bojowiskiem wyciągam ramiona,
Jestem modlitwą tego, który kona

I jestem krzykiem matki, gdy przybieży
Odszukać syna wśród trupów żołnierzy,
I krew jej ścinam, i wstrzymuję tętna,
I na niej żywej - trupa kładę piętna.
A przy kurhanie, co zamknął dzień czynu
Ja staję w miejsce pomników, wawrzynu,
I tam, gdzie zimny dzicjopis nie słucha,
Stepom skon mężnych podaję do ucha.
* * *
Pod krzyżem Zbawcy, gdy wiara i miłosć
Rzuciły w żalu Golgoty pochyłość,
Kiedy odchodził setnik do bram miasta,
Gdy włos stargany wiązała niewiasta,
Gdy noc zgłuszyła żołnierstwa okrzyki,
A echa piły rozgwar ciżby dziki;
Jam został jeden i słyszałem z drżeniem
Jęk Boga... Ziemio! módlmy się milczeniem!

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 9 14 15 ››