Zorza
Zaświeciła ranna zorza
nad uśpioną ziemią,
w której skarby niewidziane,
niesłyszane drzemią.
Zaświeciła ranna zorza,
a jej skry promienne
rozlewają się i płyną
nad te smugi senne.
Płyną wielką, złotą falą
ponad żytnie łany,
musną kłosy i kłos każdy
wnet jak rozegrany.
Chwieje głową, cicho szumi,
z wiewem się kołysze,
z rannym wiewem, który idzie
w dal, w szumiącą ciszę.
I od razu, jakby świat ten
rajską był kapelą,
całe pola zaszumiały,
lśnią się i weselą.
Całe pola zaszumiały,
błogosławiąc zorzy
za to ranne przebudzenie,
za ten promień boży.
Zaszumiały razem z nimi
w ten przestwór daleki
nasze stawy i wądolce,
jeziora i rzeki.
Zaszumiały razem z nimi
stare, siwe drzewa,
skowroneczek wzleciał w górę
i radośnie śpiewa.
Niby jakieś zmartwychwstanie
dzwoni w jego głosie,
a tu zorza się uśmiecha
w najdrobniejszej rosie.
A tu świeci ranna zorza
nad naszą wioszczyną,
wokół blaski jej ogniste
wciąż płyną i płyną.
Płyną wielką, złotą falą
nad podarte strzechy,
gdzie tak dużo trosk się gnieździ,
a mało pociechy.
Gdzie się człowiek ze snu budzi,
a nie wie, czy kiedy
zazna chwili wypoczynku,
końca swojej biedy.
Gdzie pod drzwiami czyha nędza
i za kark go bierze,
i gdzie gorzkim tylko łkaniem
ranne są pacierze.
Co tam troska! co tam bieda!
co tam gorzkie łkanie!
Zorza świeci jaśniejąca
na zbudzonym łanie!
Zorza świeci nad zorzami,
promienista, złota:
Dalej! dalej! niecierpliwa
czeka nas robota!
Dalej w pole, tam, gdzie w blaskach
szumią kłosy żyta,
gdzie nas wczesny skowroneczek
rannym śpiewem wita.
Rannym śpiewem zmartwychwstania,
grzmiącym ponad ziemią,
w której skarby niewidziane,
niesłyszane drzemią.
Żywicielko droga, ziemio czarna!
Żywicielko droga, ziemio czarna!
Pod pług wzięto ciebie i pod bronę,
w łonie twoim plenne drzemią ziarna,
a my we świat, twe dzieci rodzone.
Na twych łanach rozszumią się kłosy,
sierpy brzękną w słonecznej roztoczy,
a przed nami posępne niebiosy,
głębia świata, którą burza mroczy.
O wy ziarna! o pełne wy snopy!
O ukojnych żniw godzino złota!
Żal i smutek idą w nasze tropy,
a przed nami w mgławicach — tęsknota...
Żal i smutek wiszą jak tumany
chmur nad naszą macierzystą ziemią,
a jej zagon w skiby rozorany,
a w jej wnętrzu plenne ziarna drzemią.
Któż by śmiał cię winić, matko nasza,
któż by dzisiaj śmiał złorzeczyć tobie,
że nas droga tułacza przestrasza,
że cię w takiej rzucamy żałobie!
Żal i smutek niech idą przed nami,
i tęsknota, i miłość bez końca,
a ty, matko, złotymi kłosami
szurnij, pieść się i śmiej się do słońca.
.
Żywicielko droga, ziemio czarna!
I w nas jeszcze wesele zagości:
jeszcze będziem spożywać twe ziarna,
jeszcze złożym w twym łonie swe kości.
Lwów, 1902
Przypomnienie I
Pamietasz jeszcze, kiedym cie za reke trzymal
Pierwszy raz schwycil swa goraca dlonia?
Wieczor byl wtedy; ponad nami dzwonia,
Zdalo sie, gwiazdy zlocista piosenke.
Tys dlon mi scisla w milosna podzieke,
A glebie ocz twych ukryte pod skronia,
Biala jak marmur, zdroj w me serce ronia -
Ach! dzis to czuje - na nawalnic meke.
Lecz wtedy caly w tobie zatopiony
Duch moj, jak okret, ktoremu rozwinal
Zagle wiatr lekki, po twej fali plynal.
Wtedym nie myslal, ze przyjdzie z tej strony -
Z mej wlasnej piersi - demon burz z pobladla
Twarza i stlucze to szczescia zwierciadlo.
Przypomnienie II
Tys byla dzieckiem...jam spojrzal w krynice
Twojego serca i widzial, ze do dna
Jest tak przeczysta i tak przepogodna
Twoja niewinnosc, jak poranku lice.
I wprzod, schylony, utopie zrenice
W toni, co w lazur i slonecznosc plodna,
A potem dusza, takich blaskow glodna,
Cala w tej glebi rwie sie tajemnice.
A kiedy wyjdzie skapana i oczy
Zwroci na przestwor, co za brzegiem lezy
Twego zrodliska, swym oczom nie wierzy:
Oto sie nowy przed nia swiat roztoczy,
Gdzie kazdy zywiol, kazda jego czynnosc
Rozblekitnione jak twoja niewinnosc.
Sonet I
W Ciemnosmreczyńskich skał zwaliska,
Gdzie pawiookie drzemią stawy,
Krzak dzikiej róży pąs swój krwawy
Na plamy szarych złomów ciska.
U stóp mu bujne rosną trawy,
Bokiem się piętrzy turnia śliska,
Kosodrzewiny wężowiska
Poobszywały głaźne ławy...
Samotny, senny, zadumany,
Skronie do zimnej tuli ściany,
Jakby się lękał tchnienia burzy.
Cisza... O liście wiatr nie trąca,
A tylko limba próchniejąca
Spoczywa obok krzaku róży.