Wiersze - Jan Kasprowicz strona 17

Księga ubogich I

 
I
 
Witajcie, kochane góry,
O, witaj droga ma rzeko!
I oto znów jestem z wami,
A byłem tak daleko!
Dzielili mnie od was ludzie,
Wrzaskliwy rozgwar miasta,
I owa śmieszna cierpliwość,
Co z wyrzeczenia wyrasta
 
Oddalne to są przestrzenie,
Pustkowia, bezpłodne głusze,
Przerywa je tylko tęsknota,
Co ku wam pędzi duszę.
 
I ona mnie wreszcie przygnała,
Że widzę was oko w oko,
Że słyszę, jak szumisz, ty wodo,
Szeroko i głęboko.
 
Tak! Chodzę i patrzę, i słucham -
O jakżeż tu miło! jak miło! -
I śledzę, czy coś się tu może
Od kiedyś nie zmieniło?
 
Nic, jeno w chacie przydrożnej
Zmarł mój przyjaciel leciwy
I uschły dwie wierzby nad rowem,
Strażniczki wiosennej niwy.
A za to świeżym się liściem
Pokryły nasze jesiony
I jaskry się złocą w trawie
Zielonej, nie pokoszonej.
 
A za to płyną od pola
Twórcze podmuchy wieczności,
Co śmierć na życie przetwarza
I ścieżki myśli mych prości.
 
Witajcie, kochane góry,
O, witaj, droga ma rzeko!
I oto znów jestem z wami,
A byłem tak daleko!

Kujawiak

 
 
A kiedym ja wołki pasał — wołki pasał,
szumiały żyta — szumiały żyta,
śrebrny owies i pszenica
złotem okryta,
srebrny owies i pszenica
złotem okryta.
 
Ponad rzeką stare wierzby — stare wierzby
chyliły skronie — chyliły skronie
a od zorzy wiatr zawiewał
na nasze błonie,
a od zorzy wiatr zawiewał
na nasze błonie.
 
Prawił cicho śliczne gadki — śliczne gadki
o mej dziewusze — o mej dziewusze
i o chatce, co mi do cna
zabrała duszę
i o chatce, co mi do cna
zabrała duszę.
 
I o naszej świętej ziemi — świętej ziemi,
o Polsce lubej — o Polsce lubej,

co żyć będzie, choć ją wrogi
pchają do zguby,
co żyć będzie, choć ją wrogi
pchają do zguby.
 
Na jej zdrowie grajże Maćku — grajże Maćku,
a wy hej! w tany — a wy hej! w tany!
Niech nam żyją nasze żyta,
nasz kraj kochany!
Niech nam żyją nasze żyta,
nasz kraj kochany!

Matka

 Blady kslężyc świeci,
Godzina dwunasta,
Przed mym oknem, widzę, staje
Starucha, niewiasta.

Pomarszczone czoło,
Wąska twarz zapadła:
Nie do człeka, snadż, podobna,
Raczej do widziadła.

Na głowie chuścina,
Pod nią włos się kryje
W resztkach strzępów, biała kryza
Okala jej szyję.

Zżółkła, chudą ręką
Lekko szyb dotyka,
A te dzwonią jak nieznana,
Odległa muzyka.

"A czego to chcecie?
Macie, widzę, drogę
Poza sobą, lecz ja nic tu
Poradzić nie mogę.
 
Wszyscy śpią już w domu,
Wszystkie garnki próżne,
Nic nie wygra, kto w tej porze
Chodzi po jałmużnę.

Sam ci ja bym pomoc
Przyniósł warn, być może,
Lecz widzicie, jak mnie więzi
To nieszczęsne łoże.

Obolałe ręce,
Obolałe nogi:
Niechaj Pan Bóg was opatrzy
Śród tej waszej drogi.
.




Zapewne z daleka,
Ano wielka szkoda -
Przyjdźcie jutro, przyjdźcie rano,
Ktoś tu coś warn poda".
 
"Z daleka czy z bliska,
O tym sądy różne,
To ci powiem, żem nie przyszła
Tutaj po jałmużnę.
 
Słyszę, jesteś chory,
Masz już swoje latka,
Chciałam jeszcze cię odwiedzić,
Jestem twoja matka".
 
"Rozumiem, rozumiem:
Czas ci było po mnie
Przyjść i zabrać mnie ze sobą,
Dziękuję ogromniel"
 
"Jeszcze ja cię z sobą
Dzisiaj nie zabiorę;
Człek jest na to, aby cierpiał,

Cierp, me dziecko chore.
 
Zresztą masz i tutaj 
Swe chwile radosne;
Kslężyc, słońce, las, szum rzeki, 
Masz zieloną wiosnę. 
 
Mnie ci tam jest dobrze
Między zbawionemi, 
Przecie czasem trochę tęsknię 
Do tej waszej ziemi.
 
Więc żyj sobie jeszcze, 
A gdy wstaniesz zdrowy,
Idź na pole, idź do boru, 
Idź na Wierch Lodowy". 
 
Tak dzisiaj z północka 
Pogwarzyłem sobie 
Z matką, prawie zapomnianą, 
- Tak dawno jest w grobie.

Miłości pełne niech będą twe usta

 
 
Miłości pełne niech będą twe usta —
Pocałunkami darz tę wrogą ziemię,
Co, w mgły wieczorne otulona, drzemie,
O nowym znoju-ć marząca. Niech pusta
 
Złość cię nie szarpie, że cię jej ścierniska
Krwawiły za dnia: liche żniwobranie
Miałeś, ty siewco bożych snów, na łanie,
Chciwym sprawniejszych pługów... Ale śliska
 
Jest droga gniewu: wiedzie nad przepaścią,
Do której strącisz ostatnią nadzieję
I resztkę wiary, żeś był godzien plonu
 
Szlachetniejszego, zaś, na przekór chaściom,
Ziemia-ć da sypki zbiór, gdy ją obsieje
Miłość, silniejsza od zwycięstwa skonu.

Młode lata! młode lata!

 
 
Młode lata! młode lata!
Czas siejby na żniwo świata.
Bóg-szafarz dał ci nam z serca
Zagon owocnej roli:
Serce swe własne uśmierca,
Kto koło niej chodzi powoli.
 
Młode lata! młode lata!
Czas siejby na żniwo świata.
Szczęśliwe oraczów plemię:
Człek każdy to żniwiarz święty,
Co, dobrze sprawiwszy swą ziemię,
Zbiera dla innych sprzęty.

‹‹ 1 2 14 15 16 17 18 19 20 28 29 ››