Wiersze - Jan Andrzej Morsztyn strona 8

Redivivatus

Jeśli to prawda, co kiedyś uczony
Mniemał i twierdził filozof z Krotony,
Że dusze ludzkie, doszedszy swojego
Kresu i ciała pozbywszy pierwszego,
W inszy się łupież na nową słobodę
Przenoszą, w inszy kształt, w inszą urodę,
I inszej nie masz po tej śmierci szkody,
Tylko na starą duszę żupan młody,
Możemy z śmierci przeszydzać i tyle
Niesmaków sobie nie knować w mogile.
Tak i ja. kiedy dni swoich dopędzę,
Kiedy ostatnią Parki zwiną przędzę,
Opuszczę z chęcią zwiotszałe łachmany.
A niż na nowy będę zawołany
Żywot, będę się. w powietrze zmieniony,
Przy Jadze bawił jak wietrzyk pieszczony,
Będę ją chłodził podczas kanikuły
I poddymając na piersiach przystuły,
Czegom pragnął żyw, w tej alabastrowej
Jaskini czekać będę formy nowej.

Rzeki

Kanikuło, promieńmi swymi uprzykrzona,
Przed którymi tak mdleje głowa upalona,
Jako kiedy Klimeny nierozsądne plemię
Zwierzonym ogniem palił wszytkorodną ziemię,
Pofolguj albo - jeśli z głodnym nie masz sprawy
I trzeba-ć. niż mię wolno puścisz, nabyć strawy -
Masz rzeki, z których tyle weź sobie obroku.
Żebyś mi chociaż tego sfolgowała roku.
Niechaj ci Wisła napój leje wszytką siłą,
Królewnej naszej śmiercią sławna i mogiłą.
Lubo się do Elbląga udała w bok prawy.
Lubo Leniwką gdańskie rozdziela żuławy.
I kamienista Biała, i Raba, co małym
Zbiera deszczem i nurtem brzeg ryje zuchwałym,
I z Tatr bieżący Poprad nieleniwym skokiem,
Wisłoka niegłęboka z spokojnym Wisłokiem.
l bystrych wód Dunajec, sławny łososiami,
l Nida pińczowskimi zabawna młynami,
I San szkutom niepewny dla prądziny skrytej,
I Wisznia, co o Rzeczy słucha Pospolitej,
I Tanew czarna, i Wieprz, dla spustnych przekazów
Od młynów uwolniony prawem i od jazów,
I co dwie województwa Radomierz graniczy,
I Pilca. co czopowe pierwsze w Palszcze liczy.
Bug ruską krwią pamiętny, i Narew gadziny
Nie cierpiąca, i pełen Muchawiec kłodziny,
I Liw, nad którym kiedyś Jadźwingi siedzieli,
I co litewskie księstwo z Podlasiem Pis dzieli,
I Świder mazowiecki, i Ossa, co słupów
Bolesławowych tyka, świadectw pruskich łupów,
I Drwęca spod Brodnice, i Brda, co podnosi
W Bydgoszczy spore skrzynie na połów łososi.
I Motława, u której jak w porcie okręty
Cumuje gruba lina i postronek kręty,
Więc i Odra, co tylko głową u nas leży,
I Noteć, co jak Rodan przez jezioro bieży,
I Warta, która wody swoje tocząc szczodrze,
Aż do Niemiec powinny obrok niesie Odrze,
Także Dniepr ukraiński, który częste łupy
Aż z Stambułu odwoził w kozackie chałupy,
Skąd i Sławutą rzeczon, że mu nie był srogi
Bisurmaniec ni Krymczyk, ni straszne porogi,
I Prypeć, co od Pińska suche juny wozi,
I Styr, co wylewaniem częstym Łucku grozi,
I Słucz skalistobrzeżna, rybna w wirozuby,
I Roś z zbitych Tatarów niedaremnej chluby,
Horyń, co Wołyń dzieli, i Boh, co swe wody
Równo z Dnieprem w limańskie toczy czarne brody,
I ujściem głośna Sawrań, gdzie ostatnie pole
Ukrainne zasiadło Nowe Koniecpole,
I Tykicz ochmatowski, i te Sine Wody,
Gdzie swe przeprawy mają ordyńskie narody,
I rybna Desna, i Sem, który w Baturynie
Trzydzieści i siedm w jednym kół obraca młynie,
I Suła, co łożysko swoje ma pod Rumnem,
I Worskło, co graniczy z Moskwicinem dumnem
I przez saletrne płynie hadziackie osady,
I Psot. co się przez trzcinne przedziera zawady,
I Oreł bliższy Krymu z kodackim Samarem,
Kotmak i Merło, sławny obozem niestarem,
Albo i Dniestr, chocimską pamiętny rozprawą,
I Prut, cecorską wiecznie nam sromotny krwawą,
Seret i Zbrucz, i Smotrycz kamienieckie wały
Opasujący, i Stryj od podgórskiej skały,
Albo spokojny Niemen, co brzegów nie psuje,
Choć się w różne zakręty jak Meander snuje,
I Wilija. co imię swoje w Niemnie traci,
I Dżwina, która w Rydze myto morzu płaci.
Ale jeśli-ć by tyle rzek na strawę mało
I kosztować ci by się wód słonych zachciało,
Masz morza, lubo Białe, co po długich biegach
Holenderskie przy naszych stawia nawy brzegach,
Lubo Czarne, którego choć Ordyńczyk broni,
Naszej jednak zdobyczą będzie, da Bóg, broni.
Samej mi tylko, radzę-ć. nie tykaj Śreniawy,
Której nurt nieraz bywał krwią pogańską krwawy;
Niechaj ją Zefir wiecznie powiewając chłodzi,
Niech jej wód zbytnią suszą krople nie odchodzi,
Niech spokojnie w ozdobę tej ojczyźnie płynie
I przy nadgrodzie jako zasłużonej słynie.

Sen

W południe więzień zasnąłem ubogi,
Aż mi sen wdzięczny tę przysługę sprawił,
Żem swą dziewczynę całował bez trwogi
I w jej gładkości myśli moje bawił,
I obłapiając depozyt tak drogi,
Wszytkie-m na stronę frasunki odprawił,
A zbytnia radość ledwie mi żywota
Nie wzięła, duszy otworzywszy wrota.

Taką uciechą będąc opojony.
Ulałem potem zapalone skronie
I ze wszytkich sił swoich obnażony
Padłem wpółmartwy na jej ślicznym łonie
I widząc, że głos ustawał zemdlony,
Krzyknąłem jak ów, co z przygody tonie:
\"Ratuj mię, przebóg, stanie-ć za odpusty,
Gdy zahamujesz duszę w ustach usty!\"

Tum zamknął mowę, a ona bez mowy
Widząc mię, bez tchu i bez życia znaku,
Zemdlonej dźwiga i podnosi głowy .
I usty swymi całuje bez braku
W usta i w oczy i wdzięcznymi słowy
Dodaje słodkim pieszczotom przysmaku:
\"Jeśliże - mówi - śmierć twoja prawdziwa,
Czemuś ty umarł, czemużem ja żywa?\"

I już poczęła myślić, jaką raną
Dać wolną drogę pięknej duszy z ciała,
Kiedy się śmierć jej ruszyła stroskaną
Gładkością i mnie żyć znowu kazała:
A ona z twarzą łzami sfarbowaną:
\"Żyj śmiele - rzekła - abym zawsze miała
Zwycięstwa mego ten znak niewątpliwy,
Że kto tak kona, dłużej będzie żywy\".

Serenada

Już słońce padło, już horyzont ciemny,
Już płucze Feba ocean podziemny,
Już ptak spoczywa, szum ustał i głuchem
Las się dębowy odzywa posłuchem,
Już wszytkich skrzydły okrył sen słodkiemi
I cichy pokój rozciągnął po ziemi,
Już i promienie zgasły kanikuły,
Ja tylko nie śpię. jam tylko sam czuły.
Wszytkie te gwiazdy widzą me niewczasy,
Kiedy wieńcami zdobię twe zawiasy
Albo-ć sen słodzę śpiewaczymi głosy,
Albo skrzypkami, choć się boją rosy.
Otwórzże okno, uchyl okiennice,
Rozśmieje się noc, jako gdy z. łożnice
Rumiana Zorza od Tytona wstaje
I świetną barwę brudnym cieniom daje;
W dzień się opalisz, ale nocy chłodnej
Nie kryj mi. Jago, twarzy grzechu godnej.

Wiejski żywot (1)

Drażnięta, których strzeże płócienna obrona
I słaba oczom naszym zazdrości zasłona,
Któreście w ręku cudzych nigdy nie postały,
Których i własne ręce rzadko piastowały,
Trudno zgadnąć, jakoście stworzone, atoli
(Jeśli się pani wasza domyślać pozwoli)
Widząc, że sama biała jak śnieg niedeptany,
Że twarda, ni jej wzrusza stan mój opłakany,
Mniemam, że kto się odkryć was odważy, snadnie
Na twarde jabłka i na białą płeć napadnie.
Strzeżcież się kanikuły i słońca, można-li,
Bo i jabłka dojrzeją, i płeć się przypali.

‹‹ 1 2 5 6 7 8 9 10 ››