Wiersze - Jan Andrzej Morsztyn strona 3

Do galerników

Strapieni ludzie, źle się z wami dzieje,
Lecz miłość ze mną okrutniej poczyna:
Was człowiek, a mnie silny bóg zacina,
Wy macie wyniść, jam bez tej nadzieje.

Was spólne słońce, mnie własny jad grzeje,
Was pręt od grzbieta, mnie z serca zacina,
Wam nogi łańcuch, a mnie szyję zgina,
Wam ręka tylko, a mnie dusza mdleje.

Was wiatr, a mnie ból ciska na przemiany,
Was prawo, mnie gwałt trzyma w tym więzieniu,
Wam podczas sternik sfolguje zbłagany,

Ja darmo czekam ulgi w uciążeniu.
A w tym jest mój stan nad wasz niewytrwany,
Że wy na wodzie, ja cierpię w płomieniu.

Do Jana...

Gwiazd jasne niebo, piasku morskie brzegi,
Kropel spory deszcz, spłachcia gęste śniegi,
Nie tyle mają i jeziora trzciny,
Jak ja mam bólów dla mej Katarzyny.
Tobie, mój Janie, tobie przed wszytkimi
Wiersz się mój kłania i między pańskimi
Ścianami, gdzie cię służba twa zawiera,
Ciebie się Muza nawiedzić napiera.
Drwa-ć to do łasa i do Aten sowy
Słać ci wiersz, który u ciebie gotowy;
Ale-ć i bogom, chociaż też niegłodni,
Choć ich wiatr smrodem nie zaleci spodni,
Przecie im kurzą, przecie z uniżenia
Chleby im kładą i całopalenia.
Kiedy cię niebo tak udarowało.
Że-ć aż do zbytku nie dostaje mało,
Jeśli odrzucisz to, czego masz dosyć,
Cóż ci przyjaciel ma w dary przynosić?
Choć ja nie za dar te-ć posyłam wiersze,
Ale abyś je. niż się puszczą w szersze
Granice i na wyższe wstąpią szczeble,
Sam przegręplował i puścił po grzebie;
Bo jeśli twoje odniosę w tym zdanie
(A bez pochlebstwa), że też i mnie stanie
Wątku do piórka i tchu do tej sprawy - 
Nie dbam o cudze przegryzki, poprawy,
Dosyć mi na twym rozsądku i śmiele
Pić - z hipokreńskiej już będę kąpiele.
Tyś u mnie pierwszy i tobie przyznawam,
Że w polskim wierszu za tobą zostawam
I tak leniwo w trop za tobą jadę,
Jak też po sobie pozad drugich kładę.
Miejże się dobrze; odpisz na znak, że ty
Nie skąpisz dla mnie choć droższej monety;
A przy tym - chociaż nie cale znajoma,
Ale życzliwa i bardzo łakoma
Przyjść do lepszego z siostrzyczką poznania - 
Moja się Jaga twojej Zozie kłania.

Do jednej

Nie dziwna to u mnie, pani,
Że cię każdy, kto zna, ga - lante wspomina;
Doglądasz bydła, przędziwa,
Przy tym wolisz szklankę pi - gwów usmażyć.
Przyznać ci, jak aptekarce,
Że umiesz wysuszać gar - garyzmy.
Przy stole-ć to nie nowina,
Że ci nie nastarczą wi - dełek rozbierać;
Skąd kiedy w taniec poskoczysz,
Pewnie się rześko zato - nie powstydzisz.
Nie mierzi cię gość życzliwy,
A mąż patrząc dobrze ży - je z tobą;
Zwłaszcza gdy kto nieubogi,
Wyjednasz mężowi ro - czną intratę.
Nawet przed chudym pachołkiem
Nie pysznaś z swoim nado - bnym ukłonem.
Więc to dziwna, że cię chwalą,
A gdzie indziej takie pa - nie kanonizują.

Do Kanikuły

Potężny piesku, co władasz gorącem
I ogień lejesz gardłem swym pieniącem,
Którego ogniem krynice słabieją
A śniegi wieczne z gór się rzeką leją,
Spraw to mocą twą, aby twe pożogi,
Które miłości we mnie zapał srogi
Mnożą, nad dziewką okrutną zażyły
Takiej lub większej niż nade mną siły!
Ona z ogniów twych przeszydza. Jak zbroją
Bezpieczna twardą skamiałością swoją:
Sama się zimnym mrozem otoczyła.
Sama krew w żyłach w śniegi obróciła.
Co nowa Zemla ma zimy i mrozów,
Co Lodowate Morze (kędy wozów
Większy pożytek niźli krzywych łodzi),
Co Wołga (którą Moskwicin przechodzi
Cały rok lodem) kryje zimnej wody.
Wszytkie te w piersiach ma mrozy i lody.
Widzi to Wenus, ale nie dba ani
Zwykłym jej trybem tej hardości gani:
Owszem, jakby z nią zmówiła się zgodnie.
Mnie tylko w sercu podżega pochodnie.
Ale ty mścij się mej szkody, twej wzgardy.
I państwem, które nad nami masz. Hardy.
Napełń ją ogniem, niech i ona czuje,
Że kiedy świecisz, każda-ć rzecz hołduje
I każda, lubo odporna, jako ty
Błyśniesz na niebie, zapada w zaloty.
Co jeśli sprawisz, będę-ć życzył, aby
Obrok cię z źródeł dochodził niesłaby
I żebyś wsiadszy na wóz miasto słońca
Wiódł szczęśliwy rok od końca do końca.

Do oczu swoich

Żart to i fraszka przeciw Bogumile,
Coście widziały, oczy, do tej chwile,
Choć wam gładkości włoskie nie nowina,
I które nosi francuska kraina,
Co ich angielska wystawia korona,
Malta wojenna i hiszpańska strona,
Co Wenecyja pokrywa w zapusty,
Co ma Niderland do wdzięcznej rozpusty.
Wszytkoście, oczy wędrowne, widziały,
A wżdyście oków na się nie przybrały;
A teraz w Polszcze. w domu. szwankujecie
I przepłynąwszy, u brzegu toniecie.
Widzę, że trudna wtenczas bywa rada,
Gdy w domu złodziej, ogień u sąsiada,
A im się kto mniej spodziewa i strzeże,
Tym bliższy szwanku i kajdan, i wieże;
I wy chcecie-li ujść a znacznej szkody,
Strzeżcie się, radzę, domowej urody!
Nie w czas przestrzegam, boście wy łakome
I już w was widzę płomienie kryjome,
Już w słup idziecie i jawnie to czuję,
Że was na próżno gdzie indziej kieruję.
Czy-li-ście twardą zoczyły Gorgone,
Że się nie dacie odwieść w inszą stronę?
Czy-li już wiecie, że już chęć i myśli,
I serce służby odmieniać nie myśli?
Więc się nie dzielmy, boć hołdować musi
Chęć, myśl i serce - to i wy - Bogusi.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 9 10 ››