Wiersze - Jan Andrzej Morsztyn strona 2

Figiel

Trudno, Kasiu, nie krzyczeć, gdy co pali;
Choćby człowiek z kamienia był i z stali,
Czuję twe zapały.
A ty każesz milczkiem twe ognie znosić,
Któż to o się tak niedbały,
Żeby nie miał w znoju o wodę prosić.

Choćbym prośbą nie kruszył już tej skały,
Choćby dobrze lamenty me ustały,
Wydadzą mię oczy.
Choćby i te skryły swój płacz w powieki,
Zgadnie każdy, kto cię zoczy,
Że ja przecie twoim sługą na wieki.

Ale chcesz li, żeby naszej obłudzie
Uwierzono i żeby więcej ludzie
O nas nie wiedzieli,
Bądź łaskawsza, chciej kochać, nie bądź płocha,
A gdy mię to rozweseli,
Każdy rzecze o mnie: znać, że nie kocha.

Przyjaciółka

Jaką dziewczynę lubię do zabawy,
Co mię nie strzeże, nie wgląda w me sprawy,
Wnet się powadzi, wnet pojedna zasię,
Czując, że przecię wiemy cosi na się.
Niech mi się nazbyt cnotliwą nie czyni,
Niech nie na długą namowę uczyni,
Niech będzie gładka, żartem się nie brzydzi,
Dać się obłapić przy ludziach nie wstydzi;
Bo jeśli będzie czyta, bojaźliwa,
Dbała na sławę, zazdrosna, cnotliwa,
Do tej się serce moje nie przysiędzie
(Brzydko i wspomnieć) — już to żona będzie.

Nowe słońce

Gdym blisko ciebie, o moj niepokoju!
Pałam — i ciało w zbytnim tleje znoju.
Jak się oddalisz — marznę — i z ochłody
Zmarzłej krwie w żyłach ścinają się lody.
Mogę cię tedy nazwać słońcem za to,
Że mi przynosisz i zimę, i lato.

Ad Musas

Panny, od których powód ma wiersz wszelki,
Cne helikońskich gór obywatelki,
Co po parnaskich dąbrowach chodzicie
I kastalijskim zdrojem się chłodzicie,
Których ani pies gwiazdą swą użega,
Ani ojcowski płomień nie dolega,
Których i czystość moc tym ogniom bierze,
Dla których cały świat poddan Wenerze,
Szczęśliwsze nad nas, których wszytko troje
Wojuje: miłość, słońce i psie znoje -
Pojrzyjcie na mnie trochę w niskie kraje,
A póki jeszcze żywota co staje.
Upalonemu, z hipokreńskiej wody
Przywróćcie żywot, dodajcie ochłody!
A ja, oczerstwion mocą waszej rosy,
Nastroję lutnią w pismorymskie głosy
I dowcip, zbytnią zawędzony suszą,
Przyszedszy k sobie, przywita się z duszą:
Skąd chwaląc i was, i wasze krynicę,
Wdzięczen zawieszę z ślubu tę tablicę:
Że mu się w wierszu trochę powodziło,
Przyznawa Morsztyn, że to panien dzieło.

Do czytelnika

Lutniąś wziął w rękę, która-ć w różne tony
Zagra, jako jej każą różne strony.
Najdziesz tu chorał zwyczajny i czasem
Niżej od inszych odezwie-ć się basem.
I ekstrawagant wmiesza się, więc i to
Będzie, zerwie się bydlęce jelito:
Ale też podczas tonem niemierzianem
Ozwie się kwintą i krzyknie sopranem.
A że choć struny różne głosy mają,
Na jednej lutni wszytkie pieśni grają.
Obierz-że sobie to, co ku twej myśli,
A co-ć się nie zda, miń albo przekréśli!

‹‹ 1 2 3 4 5 9 10 ››