Wiersze - Andrzej Waligórski strona 15

Środek na korozję

 
Gdy go deszcz zmoczył i wiatr przewiał
Lub śnieg przysypał w srogich bojach,
To rycerz Dreptak strasznie rdzewiał
(znaczy nie on, lecz jego zbroja).
 
Nie dość, że kaszlał, kichał, skrzypiał,
Rzęził, charkotał, lał i kaszlał,
To jeszcze tak okrutnie zgrzytał
Jakby po szybie stara raszpla.
 
Czasami kneź za łyżkę chwyta,
By zjeść na obiad smaczne skwarki,
A tu za onkem cos tak zgrzyta,
Że aż przechodzą wszystkich ciarki.
 
Apetyt wszystkich wnet odbiega,
Truchleje dwór w ksiażęcym domu
"- Rety, to znowy ta lebiega,
Chodzący symbol zbiórki złomu."
 
Widząc tak wielkie animozje
Dreptak, by prestiż swój ocalić,
Wynalazł środek na korozję
I przyszedł, by się nim pochwalić.
 
Wchodzi bez zgrzytu i bez szmeru...
Tłum dworzan właśnie zupkę chłeptał,
Wtem wszyscy w krzyk: "- A to dopiero!
Niech żyje wynalazca Dreptak!!!"
 
Zaraz rycerzy wstało paru,
Ucalowali jego szczerze
I mówią: "- Ty, daj trochę smaru
Bo nam rdzewieją też pancerze..."
 
"- A proszę, niech panowie biorą." -
Rzekł Dreptak, "- zaraz wszystkim zważę,
Lecz kosztowało mnie to sporo,
Więc teraz uncja po talarze."
 
Wszyscy spuścili nos na kwintę,
A książę spuścił nos na kwartę
I wpadł na pomysł w jednej chwili,
I krzyknął grożnie: "- A gdzie patent?"
 
Dreptak zaś dumnie podniósł głowę,
Nie zląkł się, bo był z dobrej szlachty,
Poprosił księcia o rozmowę
I obaj wdali się w konszachty,
 
I doszli do ustaleń pewnych,
I zapisali rzecz do książek:
"Pancerzol" - patent przeciwrdzewny.
Autorzy: Dreptak oraz książę.
 
I pieniądz sikał im do kasy
Od wszystkich zbroi, tarcz i mieczów...
Takie to wredne były czasy
W tym zafajdanym średniowieczu.
 

Święta krowa

  
Mlekodajna, piękna, zdrowa,
Żyła kiedyś zwykła krowa.
Z przodu żarła trawę z sieczką,
A z tyłu dawała mleczko.
Dawała je w zimie, w lecie,
Uwielbiali krowę kmiecie.
Prawie hołd składali krowie,
Aż jej przewrócili w głowie.
Uwierzyła że jest święta
I zrobiła się nadęta,
Okrąglejsza od balona,
I jakaś taka natchniona...
Poszedł ją wydoić Wicek,
A krowa w krzyk: - Won od cycek!
W ziemię bij przede mną głową,
Jestem bowiem świętą krową!
Przyjechał krówski pan likarz,
- Co ty tak - powiada - brykasz?
Krowa, nie speszona wcale,
- Odejdź - mówi - konowale,
Właśnie czuję, że powoli
Dostaję już aureoli!
- Nieraz - rzekł lekarz - przy wzdęciu
Szajba odbija bydlęciu,
Nie bierz żeż, durny bawole,
Tej szajby za aureolę,
I posłuchaj mojej rady -
Zrób ze dwa lub trzy przysiady,
Bo cię te gazy uśmiercą!
- Milcz - krowa na to - bluźnierco!
Nie chciała słuchać dyrektyw,
Bluzgała stekiem inwektyw,
Aż doktor, co nie miał czasu,
Zasunął jej szprycę z kwasu,
Poczem schował się w lucernie,
A ta krowa jak nie świernie!
(czyli jak nie zaświergoli)
I brzuch jej opadł powoli,
Znów zrobiła się zwyczajna,
Grzeczna, i w ogóle fajna...
Wniosek: żadne dyrektywy,
Nie zastąpią lewatywy!
 

The Big Fight (bolszaja rozpierducha)

 
 
Nad Denver kolorowy mrok
(neony tworzą styl mu)
Do miasta wjeżdża ruski czołg
Z całkiem innego filmu.
Wania wyciska nogą gaz,
Sasza jest wieżyczkowym,
A pod nim Misza z Griszą wraz
Ładują odłamkowym.
Zahuczał silnik niczym grom,
Czołg wybił dziurę w murze
I wjechał w Carringtonów dom
Aż wszyscy spadli z łóżek.
Cieć Josef wyszedł z wizawi,
O ścianę nim dupnęło
I jęknął: - Mejbi mnie się śni?
Mejbi dzys ys video?
- Kakoj widejo? Paszoł won!
Wtem z góry swoją fizys
Ukazał stary Carrington
Pytając: - Łot ys dzyzys?
- Hełp, hełp! - zakrzyknął pedał Steff,
Co właśnie spał z koniuszym,
- Wot kapitalisticzeskij syf! -
Rzekł Sasza do Waniuszy.
Rozpruty basen, zryty kort,
Bez drzwi i szyb chałupa,
W salonie rozjechany tort,
W sejfie niestety kupa.
Pozostał tylko smród i żal,
Wiatr w licznych dziurach śwista,
Zgwałcone patrzą tęsknie w dal
Alexis w zgodzie z Cristal.
Pijana Faron, zamiast spać
Wachluje się onucą,
Szuka w słowniku słowa "blać"
I marzy, że powrócą...
A ja rozmyślam, jaka w tym
Dziwaczna jest przyczyna,
Że gdyby grali taki film,
To już bym biegł do kina!
 

Trzy dziewice

   
Na przedmieściu Karłowice
Gdzie Odra rozlana
Żyły sobie trzy dziewice -
Każda zakochana!
 
Rypcium pypcium, rypcium pypcium każda zakochana!
 
Pierwsza z dziewic, śliczna taka
Jak miejski wodociąg
Czuła do podchorążaka
Niewymowna pociąg!
 
Rypcium pypcium, rypcium pypcium, niewymowny pociąg!
 
Druga, trochę do Berlieta
Podobna od tyłu,
Paliła się do kadeta
Aż się z niej dymiło!
 
Rypcium pypcium, rypcium pypcium aż się z niej dymiło!
 
Trzecia, wydająca dźwięki
Godne odrzutowca,
Powierzała swoje wdzięki
Ramionom SORowca.
 
Rypcium pypcium, rypcium pypcium, ramionom SORowca!
 
Wynik zaś osądźcie sami -
Otóż (mówiąc szeptem)
Dziewice są dziewicami
Tak jak były przedtem...
 
Rypcium pypcium, rypcium pypcium, tak jak były przedtem.
 
Tu puenta tkwi, koledzy,
Oraz metafora:
- Nadmiar studiów, przesyt wiedzy
To śmierć dla Amora!
 
Chcesz się panno pozbyć troski
I poczuć się swojsko?
Przyyjdź do naszej tu jednostki
Gdzie zwyczajne wojsko!
 
Rypcium pypcium, rypcium pypcium gdzie zwyczajne wojsko!
 

Upadek rodu Dreptaków

 
 
Gdy Józef Ignacy Dreptak wyleciał ze stanowiska
Zadrżała jego rodzina, dalsza i całkiem bliska.
Oblicza zasnuły się smutkiem jak wdowy żałobnym kirem,
I wszyscy cicho jęknęli: - No, teraz nam dadzą wcirę!
I rzeczywiście! Nazajutrz zaczęty się wielkie łowy!
Najsampierw ciotkę Patrycję wywalił główny księgowy,
Pod bardzo logicznym pretekstem że jakoś z bilansem zwleka
I mniej logicznym, że była kochanką Czang-Kai-Szeka,
I do dziś dnia pozostaje z draniem w intymnych kontaktach,
Choć wołała że raz że on umarł, a dwa że jest virgo intacta.
A tu już tymczasem wokoło krzyk słychać: - Łapcie ich, łapcie!
Związek Rencistów natychmiast wykluczył Dreptaka babcię,
Ze żłobka zaś usunięto dwie wnuczki, przemiłe dziewuszki
Pod zarzutem, że z wrogich pozycji nafajdały onegdaj w pieluszki,
Stryjek Dreptaka natomiast, usłyszawszy co się stało z ciocią,
Uprzedził rozwój wydarzeń i od Dreptaka się odciął,
Wpadają na niego z krzykiem: - Ty, zaraz pójdzie ci w pięty!
A on powiada: - Guano! Od wczoraj jestem odcięty!
Tymczasem obława trwa nadal, wciąż bardziej zażarta i dzika:
Pudel Kociutki pogryzł dreptakowego jamnika,
Kucharka zaś usłyszawszy w radiu co z Dreptakami
Napluła Dreptakom do zupy i wyszła trzasnąwszy drzwiami,
I na młodego Dreptaka nauczyciel wsiadł, krzycząc w euforii:
- Już nie boję się twego starego! Ha ha! Masz pałę z historii!
Wieczorem rodzina Dreptaków w smutku i konsternacji
Posiniaczona, spłakana zebrała się przy kolacji,
I wtedy, w ogólnej ciszy rozległ się groźny głos mamy:
- No powiedz żeś coś, baranie!
A tatko rzekł: - Przetrzymamy!
I zaraz nieśmiały uśmiech na twarz powoli powrócił,
Bo wszyscy zrozumieli że jeszcze się wszystko odwróci,
Bo przecież żyjemy w Polsce, nie w jakiejś pogańskiej krainie,
I jęli natychmiast notować komu jaką podłożyć świnię,
I wszystko wydało się znowu łatwe, junackie i proste,
Bo wzorem nam cosa nostra! A kozak - pater noster!
 

‹‹ 1 2 12 13 14 15 16 17 ››