Wiersze - Upadek rodu Dreptaków

Upadek rodu Dreptaków

 
 
Gdy Józef Ignacy Dreptak wyleciał ze stanowiska
Zadrżała jego rodzina, dalsza i całkiem bliska.
Oblicza zasnuły się smutkiem jak wdowy żałobnym kirem,
I wszyscy cicho jęknęli: - No, teraz nam dadzą wcirę!
I rzeczywiście! Nazajutrz zaczęty się wielkie łowy!
Najsampierw ciotkę Patrycję wywalił główny księgowy,
Pod bardzo logicznym pretekstem że jakoś z bilansem zwleka
I mniej logicznym, że była kochanką Czang-Kai-Szeka,
I do dziś dnia pozostaje z draniem w intymnych kontaktach,
Choć wołała że raz że on umarł, a dwa że jest virgo intacta.
A tu już tymczasem wokoło krzyk słychać: - Łapcie ich, łapcie!
Związek Rencistów natychmiast wykluczył Dreptaka babcię,
Ze żłobka zaś usunięto dwie wnuczki, przemiłe dziewuszki
Pod zarzutem, że z wrogich pozycji nafajdały onegdaj w pieluszki,
Stryjek Dreptaka natomiast, usłyszawszy co się stało z ciocią,
Uprzedził rozwój wydarzeń i od Dreptaka się odciął,
Wpadają na niego z krzykiem: - Ty, zaraz pójdzie ci w pięty!
A on powiada: - Guano! Od wczoraj jestem odcięty!
Tymczasem obława trwa nadal, wciąż bardziej zażarta i dzika:
Pudel Kociutki pogryzł dreptakowego jamnika,
Kucharka zaś usłyszawszy w radiu co z Dreptakami
Napluła Dreptakom do zupy i wyszła trzasnąwszy drzwiami,
I na młodego Dreptaka nauczyciel wsiadł, krzycząc w euforii:
- Już nie boję się twego starego! Ha ha! Masz pałę z historii!
Wieczorem rodzina Dreptaków w smutku i konsternacji
Posiniaczona, spłakana zebrała się przy kolacji,
I wtedy, w ogólnej ciszy rozległ się groźny głos mamy:
- No powiedz żeś coś, baranie!
A tatko rzekł: - Przetrzymamy!
I zaraz nieśmiały uśmiech na twarz powoli powrócił,
Bo wszyscy zrozumieli że jeszcze się wszystko odwróci,
Bo przecież żyjemy w Polsce, nie w jakiejś pogańskiej krainie,
I jęli natychmiast notować komu jaką podłożyć świnię,
I wszystko wydało się znowu łatwe, junackie i proste,
Bo wzorem nam cosa nostra! A kozak - pater noster!