Wiersze - Andrzej Waligórski strona 11

Najgorsza plaga

 
 
Człowiek - dziwna to postać i niezmiernie złożona,
Jakieś stresy, kompleksy prześladują go wciąż...
Ot, na przykład, powiedzmy - jest tam gdzieś czyjaś żona,
Z czego wniosek logiczny, że jest również jej mąż.
Zakładamy, że żona to osoba ponętna,
Mamy na nią ochotę, ona na nas ma też...
Postać męża natomiast jest nam tu obojętna,
Bo go wcale nie znamy... (wiemy tylko, że jest)
Nieprzemożne uczucie budzić się w nas zaczyna,
Nie ma sił, co by mogły przeciwstawić się mu,
Już w marzeniu prześliczny nam rysuje się finał,
Jakieś miłe we dwoje śni się nam randez-vous...
Już jesteśmy w przededniu! Jużeśmy umówieni!
Nie możemy wytrzymać pośród ścian, mebli, szyb,
Wychodzimy na spacer. I - pod niebem jesieni -
Spotykamy tę panią. A z nią jest jakiś typ.
Ukłon. Potem rozmowa. Pani czar swój roztacza,
- Pozwól - mówi - to właśnie jest małżonek mój, Piotr,
- A to - mówi do Piotra - mój znajomy z Karpacza!
A ja patrzę na Piotra, i już czuję, że łotr...
Oko Piotra poczciwe, lico Piotra - zmęczone,
Jest taki zacny, że tygrys rad by łasił się doń!
Z uwielbieniem i dumą patrzy, dureń, na żonę,
A z tak zwanym wylaniem ściska, kretyn, mą dłoń...
I ja także mu ściskam, zasłoniwszy się maską
Sympatycznych uśmiechów nie schodzących mi z ust,
Ale w duchu drętwieję, bowiem czuję już fiasko
Mojej pięknej przygody... nie zdobędę się, szlus!
Gdybyż on był zazdrosny! Albo gdyby był wredny!
Gdyby miał podejrzliwą minę, względnie też złą...
A on taki poczciwy, taki zacny i biedny,
Taka dupa nie człowiek, że wprost grzech skrzywdzić go...
Bracia moi! Nie bójcie się skorpionów ni wężów!
Narkotyków, cholery, wódek, kaw, ani kart,
Ale się zidiociałych strzeżcie - błagam was - mężów,
Bowiem samym wyglądem w falstart zmienią wam start....

Nieznana wersja "powrotu Taty" Mickiewicza

 
 
... wtem słychać turkot, wozy jadą drogą
I wóz znajomy na przedzie,
Skoczyły dziatki i krzyczą jak mogą:
- Tato, ach tato nasz jedzie!
 
- Ruszajcie! - kupiec na sługi woła -
Ja z dziećmi pójdę ku miastu!
Idzie, aż zbójcy obskoczą dokoła,
A zbójców było dwunastu.
 
Wóz zrewidował pewien starszy zbójca,
Groźniejszy niż sam Korwin-Mikke,
Poczem, za gardło pochwyciwszy ojca
Spytał: - Skąd masz ceramikę!
 
- Z Wrocławia! - chórem zakrzyknęły dzieci,
Gdyż ojciec drżał jak senator -
- Przy Szybowcowej, pod dwudziestym trzecim
Działa tam firma CREATOR!
 
Zbójcą rzuciło jakby był pod gazem,
Oczy wylazły mu z głowy:
- Toż to Cybińska robiła tę wazę,
A tamtą chyba Horbowy!
 
Dajcie telefon, to was rżnąć nie będę! -
Tu nóż przystawił dziewięciu.....
- Pięćdziesiąt jeden, dziewcięćdziesiąt siedem,
Dwadzieścia cztery. Do pięciu.
 
- Hurra! - wrzasnęli bandyci drogowi -
Na Szybowcową! Po łupy!
Zaś tatko złożył hołd CREATOROWI
Za ocalenie swej grupy.
 

Nieznany fragment "Pana Tadeusza"

 
 
... właśnie nowiutką bryczką wjechał młody panek
I okrążywszy trawnik, zawrócił przed ganek.
- Tadeusz! - krzyknął sędzia na widok chłopczyka -
Jedziesz prosto z Wrocławia? A cóż to za bryka?
Jakaś dziwna... Brak koni... Tablica rozdzielcza...
- Ha! - prychnął Tadzio - Stryjo nie poznaje Jelcza?
- A któż robi te cuda i w świat je wyprawia?
- Toż Jelczańskie Zakłady, tuż koło Wrocławia!
Jelcz to krzepa, nie jakiś tam trabancik kusy,
Możesz waść dla swej szlachty nabyć autobusy,
Samochody skrzyniowe, ciężarówki chwackie,
A będą chcieli sikać, to wozy strażackie!
- Ba... - zawahał się Sędzia - Lecz ja ciągle w siodle,
Na koniu, więc w tym wozie poczułbym się podle...
- Nieprawda! - krzyknął Tadzio, bo to go ubodło -
Kupuj ciągnik siodłowy i wyłaź na siodło!
My obadwaj na czele! Z tyłu szlachta wali!
Szast-prast i wygonimy z ojczyzny Moskali!
- Wyganiać? A skąd takie pomysły wisielcze!
Ściągnąć ich jak najwięcej i sprzedać im Jelcze!
Posprowadzać ich tutaj i sprzedać im Jelcze!
Oni wreszcie poznają urok dobrobytu,
A my zyskamy nowe, wschodnie rynki zbytu!
- Lecz jak zakupić Jelcza? Pewnie z tym ambaras...
- Wrocław, trzy - osiem - zero, sześć - jeden dzwoń zaraz!
- Trzy - osiem - zero... - Sędzia notował w napięciu -
Sześć - jeden...? - Do sześćdziesięciu dziewięciu!
Sędzia wykręca numer i o Jelcza prosi.
A Tadzio też wykręca numer, swojej Zosi.

Noc grudniowa nad Polską

 
 
Noc zimowa nad Polską,
Ciemna nocka grudniowa.
Od Szczecina po Krosno
Wszystko w lodu okowach.
Śnieg zasypał nam okna,
Dźwięczą dzwonki u sanek,
Noc nad Polską głęboka
I daleko poranek.
 
Wicher w pustych kominkach,
Sad skostniały od mrozu,
Nasza biedna choinka
Tak niewiele ma ozdób -
Kilka słodkich okruchów,
Kilka świeczek, co kopcą,
I blask zimny łańcuchów
Pod tą gwiazdą tak obcą.
 
Noc grudniowa nad krajem,
Ale bliski kres cierpień.
Wrócą kwietnie i maje,
Wróci lipiec i sierpień.
Wyplenimy nienawiść,
Broń zamkniemy w kaburach,
Usiądziemy na ławie
Razem z braćmi w mundurach.
 

Nowe spojrzenie na Hamleta

 
 
Hej, nie wiadomo zupełnie jak trzeba grać Hamleta,
Grano Hamleta różnie, bo grała go kobieta,
Niejaka Modrzejewska, czy też Kwiatkowska nawet?
I Holoubek i Hanuszkiewicz stworzyli kreacje ciekawe:
Był Hamlet furiat i wariat, Hamlet cwaniak i Hamlet filozof,
Nawet Hamlet na motocyklu, Hamlet z pieskiem i Hamlet z kozą,
Hamlet myśliciel, zbawiciel i Hamlet zrobiony na chama,
Więc jeden młody reżyser kiedy otrzymał ten dramat,
To najpierw ze zmartwienia zzieleniał jak jaki ogórek,
A potem uderzył głową w kamienny, przydrożny murek,
I płakał i głośno biadolił: - O losie, losie fatalny,
Co robić, żeby mój Hamlet był całkiem oryginalny,
I żeby wśród grona krytyków i kompetentnych osób
Mówiono, że odczytałem Hamleta na nowy sposób?
I tak się tym wszystkim sfrustrował, tak o tym myślał dużo,
Że rozpił się, i nie było dnia żeby się nie urżnął,
A tu już premiera nadchodzi, już wali na salę publika,
Już znawca siada przy znawcy, a krytyk koło krytyka...
A wtem się uniosła kurtyna, orkiestra zagrała hopaka,
I spoza kulis wyleciał reżyser na czworakach,
Wyłącznie w sztywnych mankietach przymocowanych sznurkiem,
Z półlitrówką pod lewą pachą oraz z wetkniętym piórkiem,
I rąbnął ryjem o deski po stracie równowagi,
A jeden krytyk szepnął: - To aluzja, że król jest nagi!!!
Tymczasem nasz reżyser czknął, usiadł, potężnie chuchnął,
Odgryzł zębami butelkę i jął się zalewać matuchną
I krzyknął do Naczelnika Kultury: - A żebyś trzasnął!
A potem się wypiął na wszystkich, ziewnął dwukrotnie i zasnął,
A potem oklaski zabrzmiały i okrzyki: Bis! Brawo! Cudownie!
Ach jakież to nowe spojrzenie! Dać mu medal, kupić mu auto!
A jeden młody recenzent nawet rozdarł się "Autor, autor!!!"
- Ależ panie - wyszeptał kolega - przecież Szekspir nie żyje niestety...!
Młodzik pobladł i jęknął: - No patrz pan... a ja dzisiaj nie czytałem gazety...

‹‹ 1 2 8 9 10 11 12 13 14 16 17 ››