Wiersze - Wincenty Korab-Brzozowski strona 5

Wąż/Le Serpent

A był dzień siódmy czasu, co niegdyś zburzony.
Bóg, zanurzony w marzeń swoich oceanie,
Zwieńczające cię dzieło zgłębia nieustannie,
O, stworzonego świata kształcie niezmierzony!

Pod pniem drzewa znużonym owocu nadmiarem,
Zginającym gałęzie, kipiącym od soku,
Promieniejący Adam, przy nim Ewa, z boku:
Śpi niby, lecz dźwięk każdy słyszy, jakby czarem.

Ich lśniące, nagie ciała, wspaniałej białości,
W wonnej trawie ukryte, drżą w smugach światłości,
Którą wschodzące słońce w Ogrodzie rozpręża.

I stoi Bóg przed nimi dwojgiem w uniesieniu -
I nagle wzdryga się, bo - z wyżyn do korzeni
Istności swej, przeczuwa pełznącego Węża.

przetłumaczył Marian Stala


Au septičme jour des temps jamais détruits
Voilŕ que Dieu, noyé d'un océan de ręve,
Contemple le parfait chef-d'oeuvre qui t'achčve,
Ô travail merveilleux des univers construits.

A l'ombre d'un figuier ployant sous l'or des fruits
Ses verts rameaux touffus et débordants de sčve,
Prčs d'Adam, radieux, repose, allongée, Čve,
Les yeux clos, attentive aux sons d'étranges bruits...

La chair de leurs corps nus, blanche, superbe et lisse,
Sur l'odorant gazon, tressaille au chaud délice
Qu'un soleil jeune et clair par le J0ardin répand.

Et Dieu devant la Femme et l'Homme est en extase;
Mais soudain il frémit, car du faîte ŕ la base
De son ętre, il sentit courir un long Serpent...

Oschłość/Sécheresse

To jest upartych świerszczy chór rozpaczający
Pod głuchym, sinym niebem; i węża syk suchy,
Krótki a przejmujący, jak między okruchy
Skał stłoczone, miecz zimny, negle spadający;

Srebrzystych, nagich szabel mięsa wciąż łaknących
Niespodziewany wybłysk, rwący czyjś byt kruchy;
Twardość i biel lodowca: świetliste przepychy;
Szalonej trąbki dźwięk, posągi biczujący.

To błyszczące zawiścią - i gniewem - spojrzenie
kobiety z łonem pustym; i to widzenie
Skąpca majaczącego w swej miedzianej wannie;

Lecz nie jest to łez rosa, chłodna bezustannie,
I nie jest serc piosenka - czułych jak cierpienie,
I nie jest nigdy - Miłość, objawiona w sianie.


przetłumaczył Marian Stala



C'est, sous un grand ciel sourd, des cigales tętues
Le choeur désespérant criard et grimacier;
Le sifflement prompt et sec d'un serpent, acier
Filant, froid, parmi les pierres qui se sont tues;

La vision soudaine, atrocement pointue,
De brillants sabres nus au désir carnassier;
L'orgueil éblouissant d'un blanc et dur glacier;
Le son d'un clairon fou flagellant des statues.

C'est le regard haineux, plein d'éclairs de courroux
D'une femme stérile et dans du métal roux
Le bain délirant d'un avare osseux et ręche.

Et ce n'est jamais la rosée en pleurs, si fraîche!
Ce n'est jamais le chant aimé des coeurs bien doux;
Ce n'est jamais l'amour qui naît dans une crčche.

Namiętność (naznaczona chorobą I)/Passion (La Maladive I)

Całować cię! szalona, w szaleństwo wiodąca,
Młoda, a naznaczona chorobą! O, mego
Serca krwawiącego ślubie! Lata palącego
Znaku - gdzie wiosną znika woda nas żywiąca.

O, wgryźć się w twoje wargi, w których ślina drwiąca,
Wgryźć się w gardło i w piersi! W splot warkocza twego
Wplątać się - i chcieć ciebie! I ja pragnę tego,
Bezwstydna uczennico, i syreno drżąca,

Tak chciwie, tak leniwie - jak wierszy natłoku.
Ja, trup, statek posępny, tak nagle tonący
Wraz z duszą, jak z otchłani, w twym zielonym oku,

Ciebie, ciebie dziś pragnę, pogrążony w mroku
Przez miłość - i miłośnie o lawinie śniący
Krwawej purpury, w łonie śniegów bielejących.

przetłumaczył Marian Stala



Te baiser! te baiser! ô chčre maladive!
Ô folle de seize ans qui m'affoles! ô voeux
De mon coeur sanglotant! Étč navrant de feux
En un printemps oů peu fleurs et point d'eau vive!

Te mordre dans ta bouche oů raille ta salive!
Dans ta gorge, partout! Et puis dans tes cheveux
M'entortiller, et te vouloir! Et je te veux,
Écoličre effrontče et sirčne craintive,

Avidement, lâchement, comme un tas de vers
Un cadavre! moi le bateau morne qui penche
Avec mon âme au gouffre froid de tes yeux verts!

Je te veux! je te veux, te dis-je! moi pervers
De t'aimer! moi l'amoureux ręvant l'avalanche
De pourpre, ardente et rouge, au sein des neiges blanches!

Wiosna/Printemps

Więc ciągle twoje oczy liczą fiołki leśne
- Jeden, sto, potem tysiąc - daleko od dróg?
I nie pozwolisz nigdy, bym kołysać mógł
Jak na huśtawce, ciebie, pogrążoną we śnie?

Jesteś żywym obrazem między paletami
Ułożonymi z kwiatów - bzów i georginii,
Co światłością park zdobią. Tam głos ludzki ginie,
Aby łkał strumień, co wciąż odbiciem nas mami.

Niebo błękitne, niebo kwitnie motylami;
Powiedz, krzykniemy smutkom twoim: "Z jaskółkami
Uciekamy daleko, daleko w marzenie?"

Jak za ten pocałunek, co tak wzruszający,
Bo najprawdziwszy w świecie, nie dziękować słońcu,
Że Rosarium Miłości wznosi wśród pustyni!

przetłumaczył Marian Stala


Toujours tes yeux ŕ compter les violettes
- Une, puis cent, puis mille - loin des chemins?
Ne veux-tu donc pas que te berce ma main
Presque endormie ainsi dans l'escarpolette?

Ô chčre image en chair parmi les palettes
Que font les fleurs - roses, lilas et jasmins -
Seuls en ce parc oů ne meurt le bruit humain
Que pour laisser jaser l'eau qui nos reflčte!

Un ciel bleu, un ciel fleuri de papillons.
Dis, si nous disions ŕ tes craintes: "Foyons
Avec l'hirondelle, loin, comme des ręves?"

Ah, comme aprčs ce baiser, le seul touchant,
Le seul vrai, on bénit le soleil couchant
D'allumer les Rosiers d'Amour sur les grčves!

Miecz/L'Épée

[parafraza]
To spraw, niech spęczniały miech,
Jak wichru dech
Na czarno-zimny węgiel wionie
I wydobędzie z niego płomień,
Ognia śpiew!
Kowalu! niech kipi miech
Oddechem!
Dmij za trzech,
Aż wyjdzie ze stali kruchej
Ostrze, co wrogów rzuci precz -
Ów Miecz!

Tam do diabła! Mocniej, sprawniej!
Ogień żagwi!
Dmij! Z pieca czarny widać dym;
Chcę, aby się paliło w nim
Otchłanią!
Niech z niego, co jak szatan jest,
Czarny anioł,
Przez ognia chrzest
Wyjdzie ze stali kruchej
Ostrze, co wrogów rzuci precz -
Ów Miecz!

I jeszcze mocniej! Ryk płomieni
Rozczerwienił
Stal twardą, jako czyni obłok
Ze słońca, gdy przepływa obok -
Czerwony dysk...
O, dmij! Niechaj będzie sina -
Tak, jak błysk
Co przecina
Niebo - stal, z której wyjdzie
Ostrze, co wrogów rzuci precz -
Ów Miecz!

Uderzaj w metal żarem miękki
Młotem ciężkim!
Teraz w dłonie uchwyć tęgie
Potężne, żelazne cęgi -
Niezrównane...
Raz, dwa, trzy! Chwila ucieka!
Raz! Mój panie,
Bij, nie zwlekaj!
Niechaj wyjdzie z rudy kruchej
Ostrze, co wrogów rzuci precz -
Ów Miecz!

Uderz tu, już nagli czas,
Ostatni raz!
Na zawsze oto zamknięty
Ten trud, z dawna już przeklęty!
Praca podła!
Wiatrom wielkim otwórz wrota!
Tam do diabła,
Toż robota -
Wywieść ze stali kruchej
Ostrze, co wrogów rzuci precz -
Ów Miecz!

Spójrz na ostrze - jakże lśni -
Rzuca skry!
Lecz u diabła, toż to żmija,
Rzekłbyś, że się z głodu zwija,
Łaknie krwi?
Będzie naszą pić za dwóch,
Bo w nim tkwi
Podły duch
Węża z żelaza, który
Nam dzięki - wrogów rzuca precz -
Ów Miecz!

przetłumaczył Marian Stala



Que, le ventre d'air gonflé,
Le gros soufflet
Fasse du charbon noirâtre
Jaillir en flamme rougeâtre
Un grand feu clair!
A l'oeuvre, mon gaillard! Gonfle
Le soufflet d'air,
Qu'il ronfle
Contre ce fer
D'oů sortira, bien trempée
L'Épée!

Plus fort, plus fort! Mort de Dieu!
Je vois le feu!
Souffle! Le noir fourneau fume,
Et je veux, moi, qu'il s'allume
Comme un enfer
Oů, pareil ŕ ce noir ange
De Lucifer,
Qu'il change
En feu, ce fer,
D'oů sortira, bien trempée
L'Épée!

Plus fort! La flamme mugit!
Il a rougi,
L'acier, ainsi qu'un nuage
Que rend rouge en son passage
Le soleil fier.
Souffle! Il faut qu'il soit livide
Comme l'éclair
Qui ride
Le ciel, ce fer,
D'oů sortira, bien trempée
L'Épée!

Sus! apprčte les marteaux
Durs aux métaux!
Maintenant de la muraille
Arrache-moi la tanaille
Qui n'a de pair!
Un, deux, trois! Le temps s'échappe!
Un, deux! Mon fier,
Tords, frappe,
Bats le chaud fer
D'oů sortira, bien trempée
L'Épée!

Sus! Bâille encor sur ce bout,
Un dernier coup!
Et la voilŕ terminée,
Cette besogne damnée,
Coűtant si cher!
Aux grands vents ouvre la porte!
Le diable vert
M'emporte!
Comme du fer
Brun nous l'avons bien frappée,
L'Épée!

Vois comme son tranchant luit,
Il éblouit!
Mort de Dieu! vois, la coquine!
On dirait qu'elle a famine
D'un peu de chair?
Elle en aura, que je sache,
Car elle a l'air
Froid, lâche,
D'un serpent-fer!
Tant nous l'avons bien trempée,
L'Épée!

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 18 19 ››