Wiersze - Tomas Tranströmer strona 3

Fasady

I
Przy końcu drogi patrzę na władzę
i przypomina mi cebulę
z pokrywającymi się twarzami
które odpadają jedna po drugiej.

II
Pustoszeją teatry. Północ.
Litery płoną na fasadach.
Ulica listów bez odpowiedzi
zapada się w zimnym migocie.

Funchal

Smażalnia ryb na plaży, prosta szopa zbudowana przez rozbitków. Wielu zawraca w drzwiach, lecz nie podmuchy od morza. Cień w dymiącym boksie smaży dwie ryby według dawnej receptury z Antlantydy – małe eksplozje czosnku, oliwa ścieka na plastry pomidorów. Każdy kęs zapewnia, że ocean jest nam przychylny, murmurando z głębin.
Ona i ja wpatrujemy się w siebie. Jakby się wspinać po dziko kwitnących zboczach, nie czując śladu zmęczenia. Jesteśmy po zwierzęcej stronie, dobrze przyjęci, nie starzejemy się. Lecz tyle razem przeżyliśmy – wszystko pamiętamy, nawet chwile, gdy niewiele byliśmy warci (jak wtedy stojąc w kolejce, by oddać krew olbrzymowi w pełni sił, gdy on zarządził transfuzję), zdarzenia, które mogły nas rozdzielić, gdyby nas nie połączyły, a także te, o których oboje zapomnieliśmy, lecz one nie zapomniały o nas! Zmieniły się w kamyki, jasne i ciemne. Fragmenty rozproszonej mozaiki. I właśnie teraz układają się w całość – mozaika się ukazuje, czeka na nas. Jaśnieje na ścianie hotelowego pokoju wzorem gwałtownym i czułym – może to twarz – nie wszystko do nas dociera, gdy zrzucamy z siebie ubrania.
O zmierzchu wychodzimy. Potężna granatowa łapa przylądka leży leży rzucona w morze. Idziemy w ludzkiej ciżbie, poszturchiwani przyjaźnie – delikatne kontrole, wszyscy rozmawiają ochoczo w obcym języku. „Żaden człowiek nie jest wyspą”. Stajemy się silni przez nich, ale również przez siebie samych. Przez to, co jest w nas, a czego drugi nie widzi. Przez to, co tylko siebie może spotkać. Najgłębszy paradoks, kwiat w garażu, wentylacja w dobry mrok. Napój musujący w pustych kieliszkach. Głośnik nadający ciszę. Ścieżka, co zarasta za każdym krokiem. Książka, którą można czytać tylko po ciemku.

Głęboko w Europie

Ja ciemny kadłub płynący między obiema bramami śluzy
spoczywam w łóżku hotelowym gdy miasto wokół się budzi.
Cichy zgiełk i szare światło się wdziera
i unosi mnie wolno na następny poziom: ranek.

Podsłuchany horyzont. Chcą coś powiedzieć ci umarli.
Palą ale nie jedzą, nie oddychają ale zachowali głos.
Będę śpieszył ulicami jako jeden z nich.
Sczerniała ciężka jak księżyc katedra powoduje przypływ i odpływ.

Grudniowy wieczór

Oto nadchodzę ja niewidzialny człowiek, może zatrudniony
przez wielką Pamięć żeby żyć właśnie teraz. I przejeżdżam obok

nieczynnego, białego kościoła - w środku stoi święty z drewna
uśmiechnięty, bezradny - jakby mu zabrano okulary.

Jest sam. Wszystko inne to teraz, teraz, teraz. Prawo ciążenia które nas przyciska
do pracy w dzień i do łóżka w nocy. Wojna


***

A oto ja niewidzialny człowiek zatrudniony może
przez jakąś wielką Pamięć by żyć właśnie teraz. No i mijam

zamknięty na czetry spusty biały kościół w którym stoi świątek
uśmiechnięty, bezradny, jakby mu odebrano okulary.

Samotny. Wszystko inne jest teraz, teraz, teraz. Prawo
 ciążenia, które wtłacza nas
w pracę za dnia i w łóżko nocą. Wojna.

Haiku zebrane

Słońce znajduje się już nisko.
Nasze cienie są olbrzymami.
Wkrótce wszystko będzie cieniem.

* * *

Dwie ważki
wczepione w siebie
przemigotały.

* * *

Obecność Boga.
W tunelu ptasiej pieśni
otwiera się zaryglowana brama.

* * *

Dęby i księżyc.
Światłość i ciche gwiazdozbiory.
Zimne morze.

* * *

Przejmujący wiatr
ciągnie przez dom nocą -
imiona demonów.

* * *

Niesiony przez mrok.
Napotkałem wielki cień
w dwojgu oczu.

* * *

Na skalnej półce
szpara w ścianie trolli.
Sen góra lodowa.

* * *

Zdumiewający las
gdzie mieszka Bóg bez grosza.
Świeciły mury.

* * *

Wytrwaj skowronku!
Z głębi to wyrasta -
jesteśmy przebrani.

* * *

Śmierć pochylona
pisze po tafli morza.
Kościół tchnie złotem.

* * *

Coś się zdarzyło.
Księżyc rozświetlił pokój.
Bóg o tym wiedział.

* * *

Rozstąpił się dach
i umarły mnie widzi.
To oblicze.

* * *

Scena na peronie.
Jaki przedziwny spokój -
głos wewnętrzny.

* * *

Objawienie.
Ta stara jabłonka.
Morze jest blisko.

* * *

Wielki powolny
wiatr z biblioteki morza.
Tu mogę spocząć.

* * *

Człowiecze ptaki.
Zakwitły jabłonie.
Wielka zagadka.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 11 12 ››