Wiersze - Marcin Świetlicki strona 6

Marcin Swietlicki - *** (Budząc się z ręką)

Budząc się z ręką złożoną spokojnie
na genitaliach, w żadnym grzesznym celu,
spokojnie i niewinnie, przysłuchujac się
urojonemu deszczowi i znajdując w nim
jeden cienki i głośno mamroczący głosik
powtarzający mojotwoje imię,
zagłuszany przez dżunglę, w chwilę potem znowu
wyraźny i natrętny - bardzo mocno wierzę,
że już się obudziłem, a jeśli już nie śpię,
to to, co słyszę, pewnie dziś się ziści.


Budząc się i nie wiedząc, czy ktoś przy mnie leży,
nie poszukując nikogo, nie sprawdzając, czekam
aż się ze zgiełku ciemności wynurzy
ręka i dotknie, nawet jeśli bywasz
niemożliwie daleko, poza granicami
rozsądku, upiornie na zewnątrz,
to tak się stanie, bo tak się stawało
zawsze, a to nie pamięć, to jest wiedza,
pewność, konieczność, skoro mam płeć i
jestem sennie gorący - to dziś się to ziści.


Więc nie masz twarzy. Musisz się pogodzić
z tą sytuacją. To za każdym razem
jest jednakowo silne. To za każdym razem
jest jednakowo martwe. Urojony deszcz
zamalowuje podwórze na nieco ciemniejszy
odcień szarości. Jednocześnie zjawia
się zjawa słońce - więc kolory, zdaje
się, pozostają jednakowe. Całkiem
anonimowa historia, tu nikogo nie ma,
wymięta pościel z szybko znikającą
plamą o kształcie ciała i otwarte okno.

...ska

Dlaczego twój niepokój tak obraca się wokół wyrazów:

niepodległość - wolność - równość - braterstwo - Polska

od morza do morza - bezrobocie - podatki - Gazeta Wyborcza?

Czy nie wiedziałeś, że są to małe wyrazy?

Czy nie wiedziałeś, że są to wyrazy najmniejsze?

Dlaczego właśnie o nie zahacza twój język?

Czy nie wiedziałeś, że tym wszystkim rządzi ta szczupła dziwka,

ta którą kochasz a raczej masz na nią ochotę?

która wybiera sobie tego, którego akurat ty nienawidzisz?

Który znęca się nad nią i wbija w nią gwoździe?

Przez nią siedzisz w więzieniu! Przez nią jesteś głodny!

Przez nią!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

...i gładka, głośno kochająca się dwójca,
dwie jaskinie wzajemnie się pochłaniające,
dwa kościoły doszczętnie wypełnione Bogiem...

Blachy liści na blachę ziemi.
Myszy liści po zwiędłych myszach.
Chłód.                   Chłód.
Już krwawe szmaty wgrzebane głęboko.
Świeży zimowy jasny w dłoni nóż

Cały pokój jest obwieszony Marcinami.
Przynajmniej raz w tygodniu wieszam jednego Marcina.
Mgła wisielcowa jest prawie tak gęsta,
jak chmura papierosowego dymu.

Ten- bo nie chciał. Tamten- bo nie umiał.
Tamten- bo go zmęczyło. Tamten- bo nie wierzył.
Obracają się w rytmie kłótni za ścianami
i nic nie znaczą. Najważniejszy- nowy

Marcin wisi pod lampą, wciąż podnoszę głowę
i robię straszne miny w jego stronę, wierząc,
że skoro drży- to wstyd mu tego, że tak
czeka i że nie umie czekać, że czeka jak dziecko

na Gwiazdkę, czeka na kobietę,
która przyjdzie, na pewno przyjdZie, wszystko się odbędzie
tak jak zawsze, jak zawsze, z jakimiś małymi
niespodziankami, te się również zawsze

zdarzają. Wisi Marcin, drży, obraca się.
Wieczór. Gwałtownie wschodzi żarówkowe słońce.
Żyję dłużej niż wszyscy młodo zmarli poeci.
Żyję dłużej niż wszyscy młodo zmarli poeci.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 9 29 30 ››