Wiersze - Kazimierz Przerwa-Tetmajer strona 10

Mastodonty

Burza drzew! Pniów przepaście, ocean konarów,
huragan życia, wulkan wzrostu i rozwoju,
kaskady złotych liści, fontanny powoju,
huk kwiatów pękających od słońca pożarów.

Cicho - wtem wielkie płazy dźwignęły z moczarów
potworne łby, złociste od złotych much roju;
jeleń, co z krysztalnego zbiegł napić się zdroju,
stanął, nastawił uszy i pomknął przez parów.

Głuchy grzmot wybiegł z lasu dalekich zakątów,
zadrżały drzewa jako przed nadejściem tuczy -
grzmot rośnie, cala ziemia dygota i huczy;

błysnęło - to kły białe - na kształt morskiej fali,
co się wzburzona naprzód bez pamięci wali,
wybiegło z głębi puszczy stado mastodontów.

Melodia mgieł nocnych

Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,
lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie...
Okręcajmy się wstęgą naokoło księżyca,
co nam ciała przeźrocze tęczą blasków nasyca,
i wchłaniajmy potoków szmer, co toną w jeziorze,
i limb szumy powiewne i w smrekowym szept borze,
pijmy kwiatów woń rzeźwą, co na zboczach gór kwitną,
dźwięczne, barwne i wonne, w głąb wzlatujmy błękitną.
Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,
lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głebinie...
Oto gwiazdę, co spada, lećmy chwycić w ramiona,
lećmy, lećmy ją żegnać, zanim spadnie i skona;
puchem mlecza się bawmy i ćmy błoną przezroczą,
i sów pierzem puszystym, co w powietrzu krąg toczą,
nietoperza ścigajmy, co po cichu tak leci,
jak my same, i w nikłe oplątajmy go sieci,
z szczytu na szczyt przerzućmy się jak mosty wiszące,
gwiazd promienie przybiją do skał mostów tych końce,
a wiatr na nich na chwilę uciszony odpocznie,
nim je zerwie i pląsy znów pogoni nas skocznie...

Memu synkowi

Mój synku mały, dźwignio życia
mego i celu duszy mej:
nad twoim czółkiem od powicia
zabłysł zły uśmiech doli złej --

i całym mego bytu celem
jest walczyć o cię z dolą tą,
klątwy nad tobą być mścicielem
i spłacić dług mój choćby krwią.

Krwią mą serdeczną, trudem, męką,
gdyby tak padło za twą rzecz --
mój synku mały: tą piosenką
budzę cię rano gdzieś tam precz...
Otwierasz oczy jasne, duże,
jak mądry anioł oczy masz --
mój synku mały: tam, na chmurze,
tam musi być nad tobą straż.

Mój synku mały: teraz czuję,
jak w sercu wiara rodzi się --
cóż ja potrafię, cóż zbuduję,
jeśli inaczej fatum chce?
I szukam Boga koło siebie,
i szukam jakichś dobrych sił,
aby mi strzegły, synku, ciebie,
abyś ty żył mi, abyś żył...

I moje błędne w myślach czoło
jam gotów wbić w modlitwy próg
i czekać, czy mnie ręką gołą,
gołą Swą ręką nie tknie Bóg --
czy mi nie powie tam, z tym czołem
śćmionym przez błędny myśli wian,
zgiętemu tam pod błądzeń kołem:
Jam jest nad twoim synem - Pan!...


Synku mój mały: rośnij duży,
rycerz bez skazy i bez trwóg,
do świętej ręce podnieś róży,
święty na piersiach zawieś róg:
ta róża - to szlachetność duszy,

to cudna, męska, lśniąca stal;
róg: to Achilla głos wśród głuszy,
królewski głos goniący w dal...

Ty bądź poetą - ty ziść w sobie
wszystko, co ojciec marzył, śnił,
wszystko to, po czym jest w żałobie,
oby twych krwią się stało żył --
gorzki zawodu i zwątpienia
trujący uśmiech z twoich ócz
niech się tryumfem wypromienia -
ty mój zgubiony odnajdź klucz...

I ojca twego, co milczący
u nóg by twoich siedzieć chciał
i słuchać, jak ty, anioł grzmiący,
słowem twym wierchy zginasz skał:
ty nie potępiaj, że tak mało,
tak mało zdołał zrobić sam --
nie żyłem próżno, umrę z chwałą,
że ciebie, o mój synku, mam...

Już słyszę pieśń twą - wiatr, co leci
przez morza, kraje, świata zew --
słowo nabrzmiałe krwią stuleci,
zwiastuna rannej zorzy śpiew;
w twej pieśni ból i radość świata,
i mądrość jego, czyn i sny:
wszystko się w jeden akord splata
i tym poetą jesteś ty!...

Ty jesteś tym poetą, który
śnił mi się, gdym był młody ptak --
nie doleciałem tam, do góry,
czułem go tylko -- tamten szlak...
O synku! ty mi tam wylecisz,
ty stamtąd spojrzysz, z góry tam --
jak słońce w niebie ty zaświecisz
i dumny będę, że cię mam!
I zmarnowane moje życie
objaśni blask twój, synku mój --
będę cię śledził tam, w błękicie,
z radością, z trwogą wolał: stój!
Wiara i trwoga będą żarem
wstrząsać mą duszą, w sercu drgać -
lecz ty nie będziesz mi Ikarem,
jak bóg lśnić, jak bóg będziesz trwać!
I po raz pierwszy w moim życiu
będzie mnie błogosławił tłum,
żem dał mu duszę, że już biciu
serc jego dał ktoś wichrów szum
i po raz pierwszy ja do rzeszy
wyciągnę ręce, ja, com stał
z boku, jak jeździec obok pieszej
ciżby, lecz nie wódz dusz i ciał.
Dziecino moja! Ciebie bawi
zabawka, ale w oczach twych
już się duch jasny, mocny jawi
i dumę myśli ma twój śmiech.
Dziecino moja! Zapłać za mnie
ten, com był winien światu, dług
i na mym grobie powieś dla mnie
złamany miecz, złamany pług...

Moja kochanka

Nie z \"mojej sfery\", Bogu dzięki,
     Była kochanka ma.
nie miała wypieszczonej ręki,
     kocham pisała przez h a.

Zupełnie była bez maniery,
     mówiła często \"cas\".
a jednak wszystkie z \"mojej sfery\"
     oddałbym za nią wraz.

Na dawno ścięty las w Zakopanem

Rano. Świta zaledwie. na Giewontu głowie
opierają się senne, błękitne niebiosy,
na trawie wokoło mnie swiecą krople rosy
i las się rosą mieni srebrnie i różowie.

Cudny górski las w słońca wschodzie promienistym!
Ach, jakże go pamiętam! każde drzewo w ciszy,
każdy pień, strom radosny, co ku słońcu dyszy
żywiczną ostrą wonią i w błekicie czystym

dumna dzidę wierzchołka z zielonego złota
wyrzyna dijamentem w niebieskim krysztale,
a po pniach ciemnych światło słoneczne migota...

Las stoi w pieśni lasku i w słonecznej chwale -
o święty, o w mą pamieć dijamentem wcięty
las o świcie przed wyjściem w góry - dawno ścięty.

‹‹ 1 2 7 8 9 10 11 12 13 45 46 ››