Wiersze - Julian Tuwim strona 21

W lesie

 
 
Na twardych korzeniach ślisko,
Na mchu głęboko i miękko,
Mrowi się wściekłe mrowisko:
Kopiec drgający męką.

Przez drzewa miga drzewami,
Mokro i ciepło po deszczu,
Pachnie miękkimi grzybami,
Gałązki skrzypią-trzeszczą.

I wtem - jak z cebra - na świerki
Słońce chlusnęło, wylało,
I poszły ćwierki-przećwierki,
Zaświegotało, załkało...

Zatriotrulitreliło,
Frunęło śpiewem z wierzchołka,
Ptakom się w dziobkach sperliło
I niebem płuczą gardziołka!

Jarzeniem ocieka wszystko,
Lepko na korze pod ręką, -
I wre rozwścieczone mrowisko:
Kopiec drgający męką.

Wiatr ją prosi

 
 
W dzień jest wietrznie, słonecznie i wrześniowo złociście,
Nocą wiatr ociemniały suche przewraca liście.

Wiatr śpiewak swe tęsknodie zawodzi triste, triste,
O, polonezy żalu - szelestne, posuwiste!

Czasem w szyby uderzy rozpaczliwym porywem,
Jęknie w ramie okiennej przypomnieniem tęskliwem:

'Rozsyp, rozsyp się liśćmi złocistemi po ziemi,
Ja tak proszę, tak płaczę pod oknami twojemi'.

Jakieś dzikie pradzieje śpiewa, śpiewa, zamiera,
U szyb wisi, całuje, do pokoju się wdziera.

Potem płacząc opada, zrozpaczony, zmęczony,
Zawierusza się w nocy, bijąc korne pokłony...

Ja go słuchać nie mogę, gdy tak błaga i płacze,
Bo mi bledniesz, bo serce rozdzwonione ci skacze.

Słyszysz? słyszysz? znów szlocha, za oknami znów wzdycha,
Nie, nie wyjdziesz, zostaniesz... On tam przykląkł, tam czyha...

Runę w noc jego ślepą, w jego płacz uprzykrzony,
Nożem w ciemność uderzę - i nóż będzie skrwawiony!

Wiersz

 
 
O czym? O pewnym wieczorze.
Od wina i czerwca był ciepły.
Gwiazdy, jak kwiaty ze szczęścia,
Na łąkę niebios uciekły.
 
Jechało się Alejami
I koń był wniebowzięty,
I księżyc co jechał nad nami,
W strzępiastą chmurkę wcięty.
 
Ani się nic nie działo,
Ani się nic nie mówiło.
Zresztą sam byłem wtedy,
Ciebie tam wcale nie było.

Wiersz

Natchnienie jak śmierć nadciąga. Och, senność ostateczna
i szklane zapatrzenie, i strach wielkiego zawrotu!
Skończyła się rzecz doczesna, idzie samotność wieczna
I światłość wiekuista zaczyna płynąć z przedmiotów.

Oto czas, rozerwany tą chwilą na dwie otchłanie,
A oto przestrzeń, krążąca bezcelem dookolnym.
Boże, zamknięty w człowieku! Śpiewające konanie!
Jużeśmy rozdzieleni! Już obaj wolni!

Wiersz powściągliwy

Nie wiem jak to wyrazić... Bo wszystko
ma swoją miarę i stopnie i skalę...
Zakochałem się w tobie, pani,
w pewnej mierze, rzekłbym, niebywale.
   
Do pewnego stopnia... bo miłość
ma swą skalę i miarę, i stopnie.
Słowem... nie wiem, jak to wyrazić...
Kocham ciebie nieomal okropnie

Jestem bliski mniej więcej szaleństwa
i poniekąd w miłosnym obłędzie,
niezupełnie, ale, rzekłbym, prawie,
bo kto może przewidzeć, co będzie.

Jeśli pani... także coś takiego,
coś... plus minus... na ogół, powiedzmy,
oczywiście - bez zobowiązań,
pod uwagę wziąwszy stan obecny...

Jednakowoż (bo kto może wiedzieć?)
jeśli sądzisz, że przypuszczalnie -
proszę jakoś mi o tym powiedzieć
z zastrzeżeniem, ewentualnie.

‹‹ 1 2 18 19 20 21 22 23 24 33 34 ››