Wiersze - Anna Achmatowa strona 5

Drugi głos

II

W ten dawny czas, gdy miłość zapłonęła
Jak krzyż w ołtarzu - w twym sercu skazanym,
Tyś nie przylgnęła potulną gołąbką
do mojej piersi - jak jastrząb szarpałaś.
I zdradą pierwszą i winem przekleństwa
Tyś przyjaciela swojego napoiła.
Ale na ciebie przyszedł czas by spojrzeć
w zielone oczy i u warg okrutnych
na próżno błagać o rozkoszny dar
i o przysięgi jakich nie słyszałaś,
jakich nie wypowiedział jeszcze nikt.
Tak człowiek, który w źródłe wodę zatruł
dla tego, co w pustyni za nim idzie,
zbłądziwszy, silnym pragnieniem trapiony,
nie poznał źródła w mroku nieprzebytym.
I piję zgubę przyglnąwszy do wody
ale czy zguba pragnienie ukoi?

tłum. Leopold Lewin

Elegie północy, trzecia

ELEGIE PÓŁNOCY
 
                                           Wszystko pamięci twej na pastwę…
                                                                                      Puszkin
 
 
 
TRZECIA
 
          Mnie jak rzece
Surowa epoka zmieniła bieg.
Zamieniono mi życie. Innym nurtem
Obok innego życia popłynęło
I oto nawet nie znam swoich brzegów.
O, ileż to widowisk opuściłam,
Beze mnie podnosiła się kurtyna
I opadała. Iluż mych przyjaciół
Nigdy, ni razu w życiu nie spotkałam,
I ileż to zarysów obcych miast
Z mych oczu mogłoby wycisnąć łzy,
A ja znam na tym świecie jedno miasto
I we śnie po omacku je odnajdę.
I iluż to nie napisałam wierszy,
Chór ich tajemny wokół mnie się błąka
I może jeszcze przyjdzie taka chwila,
Gdy mnie zadusi…
Wszystkie początki znam i zakończenia,
Życie po końcu życia i coś jeszcze,
Czego wspominać teraz nie należy.
I jakaś obca kobieta zajęła
Jedynie mnie przysługujące miejsce,
Nosi moje najbardziej własne imię,
Mnie zostawiając przezwisko, z którego
Zrobiłam chyba wszystko, co możliwe.
Niestety, nie we własnym legnę grobie.
 
 .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .  
 
Lecz jeślibym spojrzała skądś z zewnątrz
Na me dzisiejsze, teraźniejsze życie,
To chyba wreszcie poznałabym zawiść…
 
Leningrad, 1944
 
                        przeł. Seweryn Pollak

Gdyśmy się po raz ostatni spotkali...

 
 Gdyśmy się po raz ostatni spotkali
Na bulwarze, dokąd zwykliśmy przychodzić,
Newa groziła przyborem fali
I miasto żyło w obawie powodzi.

Mówił o lecie, mówił także o tym,
Że być poetką — to absurd po prostu.
Jakże pamiętam sobór białozłoty
I twierdzę Pietropawłowską!

Bo i powietrze dziwne -jak dar boży
Cudowne, że odetchnąć nie śmiesz.
I w chwili tej dane mi było stworzyć
Ostatnią z wszystkich obłąkanych pieśni.

 Przełożyła
Irena Piotrowska

I nawet nikt nie wyszedł

...I nawet nikt nie wyszedł
Z latarnią mi naprzeciw.
I weszłam w domu ciszę,
Gdy blady księżyc świecił.
Pod zielonym kloszem,
Z uśmiechem wymuszonym
Rzekł mi: "Kopciuszku, proszę,
Czemu masz głos zmieniony?"
W kominie gaśnie płomień,
Świerszcz ćwierka smętne trele.
Ktoś na pamiątkę po mnie
Wziął biały pantofelek.
I trzy goździki podał,
W bok odwracając oczy.
O, miłe mi dowody,
Gdzież schowam was tej nocy?
A sercu trudno wierzyć:
Nie minie czasu wiele -
On wszystkim zacznie mierzyć
Mój biały pantofelek.
tłum. Wanda Grodzieńska

I takie dni bywają przedwiosenne...

 
 
I takie dni bywają przedwiosene:
Łąka pod śniegiem ubitym oddycha
I szumią drzewa suche, lecz promienne,
I ciepły prężny wiatr powiewa z cicha.
Dziwi cię w ciele twym lekkość i siła,
Swych progów nie poznajesz ze zdumieniem
I piosnkę, która już ci się sprzykrzyła,
Jak nową śpiewasz z radosnym wzruszeniem.
 

tł. Leopold Lewin

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 15 16 ››