Wiersze - Anna Achmatowa strona 4

Anioł Boży mroźnym rankiem

 
 
Anioł Boży mroźnym rankiem
Potajemnie nas połączył
I nie spuszcza ciemnych oczu
Z naszych dni niefrasobliwych

To dlatego tak kochamy
Niebo, wiatr, powietrze rześkie
I konary czerniejące
Za żeliwnym ogrodzeniem.

To dlatego tak kochamy
Ciemnowodne srogie miasta,
Pokochaliśmy rozstania
I godziny krótkich spotkań.
 
przekład Zbigniew Dmitroca

Bieżeck

Tam są białe cerkwie i dźwięczne, iskrzące kry lodu,
Tam bławatkami śmieją się syna miłego oczy.
Nad starym miasteczkiem rosyjskie jarzące się noce
I sierp księżyca jaśniejszy od lipcowego miodu.

Tam zamieć w kurzawie od pola zza rzeki się zrywa,
I ludzie, jak aniołowie, świętem weselą się bożym,
Sprzątnięte świetlice, u ikon lampeczki się mnożą
I Księga Najświętsza na stole dębowym spoczywa.

Tam pamięć dotychczas surowa i skąpa, a teraz
z głębokim pokłonem otwarła powoje swe w darze;
Nie weszłam tam jednak i odrzwia straszliwie zawieram...
A miasto aż tętni w wesołym gwiazdkowym rozgwarze.

tłum. Gina Gieysztor

Chociaż to nie mój kraj rodzinny...

 
 
Chociaż to nie mój kraj rodzinny,
Ale w pamięci go zatrzymam.
Smak soli jest w tym morzu inny
I woda delikatniej zimna.
 
Piach na dnie niby kreda biała,
Powietrze jak upojne miody,
Różowozłote sosen ciała
Obnażył cichy czas zachodu.
 
A zachód sam jak wiatr skrzydlaty,
I nie odgadnę, nadaremnie:
To koniec dnia czy koniec świata,
Czy znów są tajemnice we mnie.
 
1964
 
 
tłum. Gina Gieysztor

Cinque

 
 Sam wiesz przecież, że nie będę sławić
Dnia spotkania, gorzkiego żałobnie.
Co ci mam na pamiątkę zostawić?
Może cień mój? A po cóż cień tobie?
Dedykację spalonej dramy?
Nawet popiół z niej się nie ostał.
Albo może ten, co wyszedł z ramy,
Noworoczny okrutny portret?
Albo ledwie, ledwie dosłyszalne
Podzwanianie węgli w okna smudze?
Albo słowa niedopowiedziane
Przez znajomych o miłości cudzej.
 
Przełożyła
Eugenia Siemaszkiewicz

Druga rocznica

 
O, nie, nie wypłakałam ich,
One wezbrały we mnie same
I wszystko mija przed oczami
Już bez nich dawno, wciąż bez nich.
 
Bez nich zadręcza mnie i dusi
Cierpienia i rozłąki ból...
Przenika krew i pali, suszy
Ich spalająca wszystko sól.
 
Roi mi się: w czterdziestym czwartym,
Czy to nie w czerwca pierwszy dzień -
Jak na jedwabiu wpółprzetartym
Zjawił się twój męczeński cień.
 
Jeszcze na wszystkim pozostało
Znamię niedawnych burz i klęsk
I ja swe miasto też ujrzałam
Przez tęczę mych ostatnich łez.
 
1 czerwca 1946, Leningrad.
 
 
tłum. Bohdan Ostromęcki
 

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 15 16 ››