Wiersze - Tadeusz Miciński strona 5

"Natchnienie"

Na koralowych snu księżycach
Ciebie me skrzypki sławią, Pani!
do ciemnej schodząc mar otchłani
zapalasz kwiaty na łzawnicach.
Uwiędłe serce, jak dzieciątko,
tulisz do piersi obłąkanej
i dziwnej pieśni - nie wygranej -
bawisz nadziemną pamiątką.
Już się godzina zaćmień zbliża,
kiedy mię z Tobą Bóg rozdzieli -
Ciebie uniosą w chór anieli,
a mnie przybiją do stóp krzyża.

"Samobójca"

Biją w mą czaszkę, jak w dzwon, głuche grzmoty
i krwawa ręka pisze mi przekleństwo.
Ja wybierając los mój, wybrałem szaleństwo
i porzuciłem raj i zeszłem w czarne groty.

I płynę w mrok - i wiem, że oto zgasnę,
jako pęknięte słońce. W imię Ojca, Syna!
mam w sercu głaz, a tu głębina -
jam tułacz - ale będę miał królestwo własne.

Ta lufa zimna - lecz ogień gorący -
dobry to ogień, co ucisza serce -
na górach wschodzi blask błogosławiący
me wrogi i płaszcza królewskiego zdziercę.

Jako pelikan - krwi mojej żywicą
karmiłem - nicość! - a dzieci me z głodu
umarły - a moja Matka niewolnicą
obraca w żarnach krew i łzy narodu.

Wezmę mój pług - ja Piastów pogrobowiec -
ja dumny kneź - zaoram ziemię czarną -
i będą iskry iść - jak złote ziarno.
- A na Łomnicy - strzaskam z porfiru grobowiec
i wyjmę moje serce...

"Sen"

Tyś umarł? nie wiem, lecz się zbudziłem ze łzami i jeszcze grają chóry tych anielskich lutni i moje serce, jakby fala, łka mi i słyszę - cicho szepcą Twoi ucznie smutni. Czytałem księgę w prześwietlonych zbożach - kronikę Twoich męczarń i Twych bólów świętych - wtem, jakby światy mi roztęczył się w oczach i jakby kwiaty szumią w stepach wniebowziętych: tak-żeś się cieszył, gasnąc - tak radował w Panu, konając - i czułem ból Twojego ciała i dusza moja - ach, gorzko płakała, żeś jej tam nie wziął -jak kłos zżęty z łanu i rzucony na drogę pod żelazne koła w pył... Mikołajowi N. w Kriestowozdwiżeńsku.

"Serenada"

Indyjskie zwiewne kwiaty,
kwitnące raz w sto lat -
o piękna, wyjdź z komnaty,
jak księżyc spoza krat.
Na harfie gram Ci słowa,
które się lśnią jak żar -
czemuż Cię otchłań chowa
i Ty nie wstajesz z mar?
Ach, głupcy nie szaleją -
powiedział biedny Wil -
w nim bogi płaczą, lwy się śmieją
z przelotnych szczęścia chwil.
A smutek go pożerał
do Imogeny lic
i kwiaty z drzew odzierał,
rzucając w nicość - nic.
Wyjdź do mnie, o królewno,
choć mam żebraczy strój -
a rzeką gwiazd ulewną
firmament olśnię Twój.
Lecz biedne drzewko zsycha,
umarły siejąc kwiat -
i piosnka we mnie ścicha,
jak więzień spoza krat.

"Stygmaty św. Franciszka"

O wzgardź mną Panie, bom niegodny Ciebie - lecz w piersi mojej słyszę harfy granie i ręce moje wyciągam w zaranie - ku Tobie. Uderza na mnie blask Mocy i Tronów - gwiazdy mi grają wśród wieczornych dzwonów - na niebie krwawe błyskają purpury - Twoich tajemnic otchłanie i góry. A duchy z twarzą posępnie ukrytą - oczy im świecą przez wór San-Benito. I patrzę w zimne ich oczodoły - gdzie bezwstyd w dzikie zamarł szaleństwo - w krypcie kościoła tajne męczeństwo - za filarami błyszczą anioły. I podszedł do mnie Upiór-strach nocny - ręce mi związał, bym legł bezmocny. A harfę podał w gasnące dłonie - serce, co wiecznym pożarem zionie. I umęczyłem jeszcze raz drugi to smętne i krwi mej polały się strugi. Odejm mnie. Panie, moim szponom - odejm mnie, Panie, błotu mojemu - czemu nie przychodzicie mi, łzy? i darmo trzymam twarz odwróconą - widzę Twe oczy zachodzące - widzę, jak czarne zimne słońce zakrywa Ciebie mi. Stoję na ostrym cyplu góry - pode mną w głębi czarnopiórej - nade mną - wkoło - Ty. Idę ku Tobie, Tajemnico - wsłuchany w poszept kwiatów - otwarte szczęścia mego rany - oh, serc mam więcej niźli światów - niż gwiazd - A płomień ku mnie z Twego słońca - a burze ciepłe przelatują jestestwo moje - zodiakalne światło nad horyzontem, jako lodowe framugi. Nie chcąc zakrwawiłem kwiatki i poruszyłem umarłego w trumnie - gałązki ciernia oplotły mi głowę - z rąk płyną świetlane smugi. Ptaszki lecą pytać się, com widział w niebiosach: duszyczki wasze bardzo tęskniące. Umarli pytają mnie o swych losach - i tylko kwiatki cicho na skoszonej łące oddają aromat, jak siostra Łazarza, Panu. Czcigodny K. Baykowski przyjąć raczy.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 21 22 ››