Wiersze - Tadeusz Miciński strona 3

"BĄDŹ ZDROWA"

BĄDŹ ZDROWA Bądź zdrowa! (jak dziwnie brzmi dzwon!) Bądź zdrowa! (lecą liście z drzewa...) Bądź zdrowa! (miłość jest jak zgon...) Bądź zdrowa! (wiatr złowrogi śpiewa...) - Już nigdy - Rwie serce Twój płacz! - Wydarł się z piersi niespodzianie, - Żegnam cię - trzeba - i Ty Boże racz - - Litości!... - - W konie!... Chryste Panie!...

"Białe róże krwi"

Białe róże krwi rosną przy mej celi - a dokoła bór w swych upiornych snach. Kiedy zimna noc - jako czarny ptak - na wierzchołkach gór zostrzy krwawy dziób - dwie siostrzyczki me - ach, dwie obłąkane z lśniącymi oczyma, jak zaklęte skarby - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - i słucham piosenek - i drżą srebrne rosy - odmykam okno gotyckiej wieżycy. I łkają słowiki i z szumem drżą fale - do groty umarłych wszedł księżyc. Węże znad jezior prężą się uśpione, a drzewa olbrzymy pośród chmur i nieba. Gwiazdy jak róże kwitną wśród gałązek, taniec szkieletów - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Na katafalku z czarnych kamieni leży blady królewicz i litośnie patrzy na swą zabójczynię. Ona, jak posąg, bezmowna - w ekstazie bólu uśmiecha się przez zasłonkę grobu. Patrzy litośnie królewicz - dwa jeziora oczu ścinają mu się w lód. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Dwie siostrzyczki moje palą kwiat paproci. Ziemia rozpęka w urwisko. Nad jeziorem śmierci siedzi nagi człowiek i w zielonkawą patrzy toń, jako w źrenice święte Ureusa. A strojne karły i wesołki tańcząc na nitkach pajęczych zawodzą spiżowy chorał o narodzinach gwiazd. Mój brat: przed obliczem siedmiu posągów skrzyżowaliśmy nasze miecze i czaszę krwi piliśmy na braterstwo. Całą wieczność szukałem - odnalazłem weseląc się w płaczu moim. Zaklinam go w dawne imiona anielskie - przypomina - budzi się, jak ze snu - uśmiecha się, jak Jehowa, spoza mgławicy, a strumień piany toczy się po zoranych ustach. Prosi bym do uścisku podał dłoń - chwycił mocno rękę moją - zataczając się w okropnej radości, wykręcił i z całej mocy złamał na żelazach. Zmiażdżoną ręką uderzył mię w twarz i wyzwał na straszny - zagrobny bój - w nurtach głębokiej wody. Łzy płyną mu anielskie, rzewne po zbrużdżonym obliczu piorunami, jak ziemia - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Dwie siostrzyczki me rzucają do ognia pszeniczną śnieć. Siedzę na ganku wśród odwiecznych lip, szafranowe krokusy pachną mi świętem Wielkiejnocy, lilowe malwy i czarne bratki szepcą opowiastki o tych, co minęli. A słońce rozsypało krwawe róże na obłokach - i gdy zagasły - stało się, jakby ktoś ogród zamienił w żuzle i popiół. Pies wierny skomli przez sen u moich nóg. Prowadzi do mnie małe dziecię żona - za rączkę. I cisza taka święta wśród omglonych łąk i lasów. Świerszcze sykają pod progami, żaby rechocą - jakby szklane, grające wirowały sfery. I poszedłem, ach - na drogę pod krzyż i nie wrócę już - nigdy nie wrócę. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - O siostrzyczki moje, podłóżcie smolny żar i niech rozszumi oceanowym śpiewem ognia ta puszcza. W płonących wirach dymu zapadną się moje czarne księstwa - w roztopach żywicy skamienią się moje napowietrzne jeziora - upiorne skrzydła moje zanurzę w prastarych wulkanach - i tylko serce me złóżcie z modlitwą do ziemi. Nad popiołami zaszumią zboża - będą ludzie pożywać - i błogosławić. Moim Siostrom i Matce.

"Błękitnym echem letniej żarzy..."

Błękitnym echem letniej żarzy,
szumem kwiecistych traw -
głęboko na dnie lśni i marzy
w czarze krateru staw.
 
Podziemnych duchów serce szklane
gra Bogu dziwną pieśń -
jak Anioł dumne, nieskalane
przez łzy ni pleśń.
 
Tu chciałbym marzyć w noc gwiaździstą,
na czole mieć Twą dłoń -
i zejść przed jutrznią w uroczystą
głęboką zimną toń.
 
Lecz wiem, że wznosząc nad anioły
rajów Ci oddam moc -
sam w głuche muszę iść padoły
w głęboką zimną noc.
 

"Bojan"

Patrz, mój synu - kry płyną wśród bezbrzeżnej rzeki -
nad nią drzewa z gałęzi obcięte - kaleki.
Patrz, mój synu - nie wody szumią, lecz pacierze -
nie kry płyną - lecz z sztandarów obdarci rycerze.
Nie kamienie - ale maski tam grabarzy -
nie jodłowych lasów drżenie -
lecz śpiew budzonych pod ziemią cmentarzy.
Nie sierpy dzwonią - ale noże -
nie mgły czernią - ale się wali na nas czarne morze.

Nie myśl, że Bóg nas rzucił wśród powodzi,
jako szczenięta. Przy Tobie dwa duchy dziewicze -
jedna Cię umarłego położy na znicze,
a druga Cię, jak matka na nowo odrodzi.

Jest Bóg maluczkich i tryumfatorów -
Bóg tajemnic nad niebem Twej duszy
i Bóg trzeci - okropny - Bóg pozorów -
i On hufcem najedzie i pod kopytami skruszy.

Ja stary umrę - a umarli rządzą
w ogrójcach życia, jako pasieczniki -
ptaki nie mają dróg - lecz nie błądzą -
dusza ma własne gwiazdy i tajniki -
a teraz idź, witeziu.

"Czarne Xięstwo"

Pną się we mnie czarne kwiaty -
złote kwiaty,
krwawe kwiaty.
Nim Adonai przeklął Kainowe plemię,
wirowały już te światy
w ogniach Mocy i Tronów -
i z kryształowych dzwonów
płynęły w rajskich melodiach na ziemię.

Ach, moich szaleństw złowieszcze bachmaty
wichrem spadających komet
uniosły mię w zamek Chimery -
gdzie na krzyżach rozpięte
ciała umęczonych Andromed
i niemych Sfingów twarze wniebowzięte.
(...fosforycznie przyświecają
w studniach głębokich -
jednookich
olbrzymów do się zapraszają...)

Na rubinowym szczycie, oplątana w liany
zodiaków i sennych mgławic protosfery -
ta Jeruzalem piekielna.
Jako płonące świeczniki
żarzą się wichrem rozszumione cedry.
Wśród kolumn czarnych olbrzymiej katedry
zaklęta postać leży Bereniki.
(...a hymn jej grają
zimowe bezdroża -
a skrzydła nad nią roztaczają
Samumy...)

***

Pośród nocy miesięcznej przez bory
orszak magów płynie w adoracji -
nad słoniami złota kiść akacji -
to królowie wyklętej Gomory.
W tańcu zwiewnym czarne bajadery
lśnią skarbami podziemnej Golkondy -
na warkoczach skrzą gwiazdy, drżą szmery,
jak kwiat mango w ściskach anakondy.
Wrzask tympanów, brzmią dzikie litaury,
od pochodni goreją świątynie -
to na Olimp się wdarły Centaury
i w zadumie patrzą na boginię:
(...a hymn jej grają
zimowe bezdroża -
a skrzydła nad nią roztaczają
Samumy...)
Nad cysterną - wśród gorącej, splątanej zieleni
kwiat niewoli brudną krwią się mieni
i zatapia w mrok siny swe łona -
duch za kratą wytęża ramiona.

***

Kiedy w rajskim dziwnym śnie,
kołysany szeptem tulipanów,
w mgły srebrzyste przyoblokłem Cię
na dalekiej wyspie Oceanów
(w dziwnym rajskim śnie) -
szafirową w ogniach różę
wydałem z mego łona
i łzy szczęścia w gwiazd wichurze
przetopiłem w blask Oriona -
ach, ujrzałem Cię:
przeze mnie wyśnioną,
przeze mnie na wiek potępioną.

Bóg mściwy wyrwał ten mój serca kwiat
i wśród jaskiń księżyca pustyni
duchy wężów się wzniosły w las pinii -
a ze skał niebosiężnych, gdzie był chram,
patrzył na mnie fosforyczny zimny gad -
ze skał, gdzie się tuli śmierć do bram.

***

Ponad głębiami czarnych wód
leżę w bezchwiejnym, cichym śnie
i marzę - że ty przyjdziesz mnie
tam strącić - w swój piekielny gród.
Na uczcie króla Baltazara
sfałszował mag żydowski, Daniel,
jej złote imię Upharisim.
A imię znaczy:
- nieśmiertelny
- i bogom równy!
- zejdź w zimny wilgotny loch kościelny
- i zabij tę, co w trumnie śni -
- Mene - Mene - co w mroku lśni -
- jej duszę - serce twe -
- Mene - Mene!...
- a ja Cię wzniosę - bóg piekielny -
- ponad aniołów czyn niedokonany
- ponad najgłębszą z gwiazd
- o której mędrce marzą i szatany...

O pani konających, nasyć oczy moje.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 21 22 ››