Wiersze strona 2

Artysta i Znawcy

Rozbemboszeni wielmoże napuszają bomby,
Bombochy wzdęte pępią rozpuczone trąby.
Mały chudzielec tykwi patyczkiem w swej szparce,
Suchą bułeczkę rozciera na metalowej tarce.

Rozbemboszył się w baczambarę chudzielec,
Patyczek - rozpuchł mu się w pałę,
Wielmoże - jako flaczki się stali w Popielec,
A bomboszki w trąbki gwiżdżą małe.


Poświęcony Zofii Stryjeńskiej. 18 III 1921

Duszne rondo

Wróciłam na stancję przy ulicy Lelewela.
Na materacu studentki wkuwały fizykę
zagłodzone jak hagiograficzni mędrcy
w ostatnim stadium umartwiania, odkryły
nowe prawo zepsutej łazienkowej wagi,
że kobieta może być lżejsza od powietrza.

Wróciłam z pierwszą wypłatą w kieszeni.
Zamiast uczyć się na egzamin z historii,
oglądałam Jagiełłę na wymiętym banknocie
- jako mężczyzna mógłby się rozmnożyć.
Zdjęła uniform śmierdzącego fryturą
i wyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza.

Wróciłam, a koleżanka z testem ciążowym
w tym miesiącu nie wywiodła w pole matki
natury. Oblała egzaminy Byczą Krwią.
W ślepej łazience podcięła sobie żyły
tępym kozikiem do obierania kartofli.
Kiedyś będziesz lżejsza od powietrza?

 Filarze Stonehenge! Tak dumny by dać
wskazówkę a mimo to zachować
Swe sekrety, Ty, który kochasz stać i
słyszeć
Równinę rozbrzmiewającą wiatrem
trąby powietrznej,
Więźniu bezkresnego roku osamotnionej
Natury;
Jeśli nawet widziałeś nikczemny ryk
olbrzyma
By złożyć w ofierze jego tłumy żywych
 ludzi,
Czy przed twym obliczem kiedykolwiek
 pojawił się nędznik,
Który w swym sercu jęczał od bólu
śmiertelniejszego
Niż ten, który przywiedziony przez burzę,
 u Ciebie schronienie może zdobyć.

Gdy oczy zamknę, widzę ciebie wcześniej,
Bo w dzień na wszystko patrzę bez czułości;
Gdy śpię, me oczy widzą ciebie we śnie
I w ciemnym blasku są blaskiem ciemności.
Więc jakże cień twój, co rozjaśnia cienie,
Mógłby swym cieniem w dzień jasny i biały
Zajaśnieć jeszcze jaśniejszym promieniem,
Jeśli w snach oczom daje blask swój cały!
I jakże mówię wzrok mam zaspokoić
Widzeniem twojej postaci na jawie,
Jeśli w noc głucha twój cień we śnie stoi
Tak piękny oczom, że aż obcy prawie!
   Dzień, to noc ślepa, która cię zaćmiła,
   Noc to dzień jasny, gdy sen ciebie zsyła.

Kiedy już siwa twa głowa

 
 
Kiedy już siwa twa głowa, osnuta snem, zamyśleniem,
Pochyli się nad kominkiem, weź w ręce tę książkę i czytaj,
Czytaj powoli i wspomnij, jak niegdyś twój uśmiech rozkwitał,
I wspomnij, jakim głębokim oczy mroczyły się cieniem.
 
I wspomnij, jak wielu kochało uśmiech łagodny i jasny,
Kochało — szczerze lub złudnie — czar, co radość twą zdobił.
Lecz jeden człowiek miłował duszę wędrowną w tobie
I wtedy miłował najbardziej, gdy w żalu twe oczy gasły.
 
Schylając się nisko, nisko ponad tlejącym ogniskiem,
Pomyśl, trochę ze smutkiem, o tym, jak miłość odeszła.
Czy uleciała na skrzydłach, by w górach wysokich zamieszkać?
Czy może twarz swą ukryła wśród gwiazd zamieci srebrzystej?
 
 
Przełożył Zygmunt Kubiak
 

‹‹ 1 2 3 4 5 43 44 ››