Wiersze strona 3

Oh why was I born with a different face
Why was I not born like the rest of my race
When I look each one starts
When I speak, I offend
Then I'm silent and passive and lose every friend

Improvement makes straight roads
But the crooked roads without improvement
Are roads of genius

I went to the Garden of Love
And saw what I had never seen
A chapel was built in the midst
Where I used to play on the green
And the gates of this chapel were shut
And "Thou Shalt Not" writ over the door
So I turned to the Garden Of Love
That so many sweet flowers bore
And I saw it was filled with graves
And tombstones where flowers should be
And priests in black gowns were walking their rounds
And binding with briars, my joys and desires


The ancient tradition that the world will be consumed in fire
At the end of 6.000 years is true as I have heard from Hell
The whole creation will be consumed and appear infinite and holy
Where as it now appears finite and corrupt
This will come to pass by an improvement of sensual enjoyment
But the first notion that man has a body distinct from his soul is to be
expunged
This I shall do by printing in the infernal methods
By corrosives which in Hell are salutory and medicinal
Melting apparent surfaces away and displaying with infinite which is hid
If the doors of preception were cleansed
Everything would appear to man as it is... infinite
For man has closed himself up
Till he sees all things through narrow chinks of his cavern

Why art thou silent and invisible
Father of jealousy
Why does thou hide thyself in clouds
From every searching eye
Why darkness and obscurity in all thy words and laws
That none dare eat the fruit but from thy wily serpent jaws
Is it because secrecy gains females loud applause

Śnie(ż)nie

jesień zzimiała - sypie przenikliwym wiatrem
po szczelinach ciała niedokrytych płaszczem
a pogięte fale włosów na kosmyki kruszy
zatuleniem zatraceniem w puchu kusi kusi

zadymić widzenie zamglić wszystkie szyby
stworzyć pozór baśni choćby tak na niby
niechże wycieraczki chłoną płatki śniegu
które coraz gęściej ścielą ściany niebu

Widzenie

Niebo --- lazur bez skazy,
morze --- turkus zaspany,
słońca nie widzę, ale wszystko tutaj leży pod jego palącym wejrzeniem.
Wszystko --- to jest: próżnia, cząstki powietrza oraz mrowie molekuł wody
Poza tym nic.

I oto cokolwiek poniżej zenitu
na wklęsłej powierzchni nieba wyrysowuje się z wolna
--- jak wzór spod ręki kreślącej ---
mandala: już rozpoznaję
ogromną macicę perłową, misternie karbowaną.
Na niej trup podany. Kościotrup. Taki z Totentanzu.
Długi. Ugięty w kolanach. Usmiechnięty. Żywy.

Sześć znaczących pejzaży

 


Stary człowiek siedzi
W cieniu sosny
W chinach
Widzi ostróżkę
Biało-niebieską
Na granicy cienia,
Która porusza się na wietrze
Jego broda porusza się na wietrze
Tak woda płynie
Nad wodorostami

II

Noc ma barwę
kobiecego ramienia:
noc, kobieta,
Enigmatyczna
Pachnąca i gibka,
Skrywa się,
Staw błyszczy
Jak bransoleta
Potrząsana w tańcu

III

Porównuję siebie
Z wysokim drzewem
Odkrywam, że jestem znacznie wyższy
Bo sięgam słońca
Wzrokiem
I sięgam morskiego brzegu
Słuchem
Jednak nie podoba mi się
Sposób w jaki mrówki pełzną
Do i od mojego cienia

IV

Gdy mój sen zbliżał się do księżyca
Białe fałdy jego sukni
Napełniły się żółtym światłem,
Podeszwy jego stóp
Poczerwieniały.
Jego włosy napełniły się 
Dziwną niebieską krystalizacją
Pochodzącą od gwiazd, 
Niezbyt odległych

V

Nawet wszystkie noże ulicznych lamp,
Nawet dłuta długich ulic,
Nawet młotki kopuł
Czy wysokie wieże
Nie potrafią wyrzeźbić
Tego, co wyrzeźbić potrafi jedna gwiazda
Migocząca wśród winorośli

VI 

Racjonaliści w kwadratowych kapeluszach
Myślą w kwadratowych pokojach,
Patrzą na podłogę,
Patrzą na sufit
Ograniczają się
Do trójkątów prostokątnych
Gdyby spróbowali rombów,
Stożków, zaokrągleń,elips-
na przykład elipsy półksiężyca-
racjonaliści nosiliby sombrera.
 
 
Tłum. Jacek Gutorow
 
 
__________________________________________________________
 
Wallace Stevens (ur. 2 października 1879 w Reading, Pensylwania, zm. 2 sierpnia 1955 w Hartford, Connecticut) — poeta i eseista amerykański.
W języku polskim ukazały się dwa zbiory przekładów utworów Stevensa: Wiersze (wybór, przekład i słowo wstępne Jarosław Marek Rymkiewicz, wyd. PIW, Warszawa 1969) Żółte popołudnie (wybór, przekład i posłowie Jacek Gutorow, wyd. Biuro Literackie, Wrocław 2008)
Poecie temu jest też częściowo poświęcony nr 12 "Literatury na Świecie" z 2000 roku.

Algieria

 
 Algieria
 
 
Kiedyś byłaś karą
którą mogłem widzieć we własnych dłoniach
coraz bardziej twoim pyłem spalonych
aby zatracić pamięć o innym cierpieniu.
jakże mną wstrząsasz odrodzona gorączko
której mi brakło i w lustrze wieczystym
dziś na mojej twarzy płoniesz
jak w mrocznym porcie czynią dzień
niewypowiadalne znaki z okrętów.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 43 44 ››