Wiersze - Marcin Świetlicki strona 17

Pedagogika

Wojna podobno to najwyższa forma
pedagogiki. A zabici
to są uczniowie
najlepsi.

Chlubna hodowla - przekształcanie chłopców
w żołnierzy - poprzez piłkę nożną i cyrk.
Wojna się przyczaiła,
udaje, że śpi.

Pierwsze dni lata. Zatrzęsienie malin.
Dziś jestem dezerterem, a co będzie jutro?
Czekam i piszę listy do abstrakcji.
Nigdy już ulgi.
Cisza nagli.

Piekło

 
 
Piekło,
Piekło,
Przestało. Grube skóry, groby
Gadające. A wschód
Słońca w południe następuje, kiedy
Samotnie zamówiwszy wódkę i drożdżówkę
W „zwisie” , w którym pracuje pani, co nas lubi,
Palimy sobie papierosa. Podstawowy zestaw,
Wywołujący wschód słońca oraz nową miłość
Do niewiadomo czego, na nic konkretnego
Nas nie stać i nie będzie nas stać, a za chwilę
Nie będziemy tu stali, pan tu stał a teraz
Nie stoi, poszedł. Piekło i przestało.

Pierwsza zmiana

Żadnych widoków! Dzień jest, dzienne światło
moszczące się na dole, tutaj, żadnej
architektury! i żadnej przyrody!
Baba na ławce w świetle, przebudzona chłodem.
Czym ona karmi te gołebie? to wyglada jak mieso.

Pierwszy dzień wieczności

 
 
Nie było mnie i teraz też nie jestem w stanie
stwierdzić wyraźnie, że wyraźnie jestem.
Ten samobójczy tydzień oto owocuje.
Ty zaprzyj jaźni się ze mną.
 
Nie było mnie i martwa powłoka zasiadła
za stołem, wodę sobie puściła do kąpieli.
Trzeba wymienić szyfry, już zbyt wiele razy
klucz wymieniałem. Zaprzyj jaźni się.
 
Wyspa się nie nazywa, nie ma flory, fauny,
słodkiej i gorzkiej wody, żadnych właściwości,
żadnej własności. W środek wbiłem patyk,
tu centrum, tam obrzeża, wschodzę i zachodzę,
 
żywię i bronię, może jest wzburzone,
wzmożona czujność, nocą,
dniem, nigdy już
 i dotąd dotąd.

Pieśń profana

telefonu, żetonów i brata bliźniaka,
ojca i matki, bezpretensjonalnej
oraz ślicznej i mądrej żony, łóżka i kościoła,
dzieci, kuchni, wakacji, wanny i przeszłości,
przyszłości oraz wyrzutów sumienia
- miłość nie ma.

‹‹ 1 2 14 15 16 17 18 19 20 29 30 ››