Wiersze - Johann Wolfgang Goethe strona 6

LIST DO KAROLA LUDWIKA MOORSA LIPSK, 10 PAŹDZIERNIKA 1766

ANNA KATARZYNA SCHÖNKOPF
(ANETTE)
1746—1810
 
DO KAROLA LUDWIKA MOORSA
Lipsk, 10 października 1766
Mój kochany Moorsie! Wreszcie piszę do Ciebie. Zamęt, w jakim żyję, niechaj mnie usprawiedliwi; długo nie byłem zdecydowany, co czynić. Wreszcie postanowiłem wszystko Ci wyjawić, a Horn wziął na siebie trud napisania Ci o sprawie dla mnie nie najprzyjemniejszej. A więc wszystko już wiesz. Z tego wnosisz, że Twój Goethe nie zasłużył sobie na taką karę, na jaką go zasądzasz. Pomyśl jak filozof, a tak musisz myśleć, jeśli pragniesz być na tym świecie szczęśliwszy, i cóż w końcu w mej miłości zasługuje na pogardę? Cóż to jest pochodzenie? Marny pokost, jaki wynaleźli ludzie, aby nim polakierować tych, którzy nie są tego godni. I pieniądz jest równie nędznym przymiotem w oczach myślącego człowieka. Kocham dziewczę bez urodzenia i bez majątku i po raz pierwszy wiem, co to szczęście, które przynosi prawdziwa miłość. Przychylność mojej dziewczyny zawdzięczam nie małostkowym zabiegom kochanka, zdobyłem ją tylko dzięki swemu charakterowi, jedynie dzięki swemu sercu. Nie trzeba mi podarków, by ją zatrzymać, i z nienawiścią wspominam owe starania, którymi niegdyś okupywałem okazywane mi względy niejakiej W. Szlachetność mojej S. jest mi rękojmią, że nie opuści mnie nigdy, chyba że obowiązek i konieczność zażądałyby od nas rozstania. Gdybyś znał tę cudowną dziewczynę, najlepszy mój Moorsie, wybaczyłbyś mi to szaleństwo, jakie popełniam kochając ją. Tak, ona jest godna wielkiego szczęścia, którego jej życzę, nie mając nadziei, że się kiedyś do tego przyczynię.
Bądź zdrów. Napiszę do Twego brata; to nie pycha, tylko niedbalstwo sprawiło, że o nim zapomniałem. Kończąc muszę Ci w imieniu przyjaźni nakazać najświętsze o tym wszystkim milczenie. Nie zdradź nikomu tajemnicy, nikomu bez wyjątku. Możesz sobie przedstawić, jakie nieprzyjemności mogłyby stąd wyniknąć. Bądź zdrów.

List do Państwa SCHÖNKOPF

DO PAŃSTWA SCHÖNKOPF
3 października [1768]
Pański sługa, Czcigodny Panie! Jak się czuje Madame, dobry wieczór Mamsell, dobry wieczór Piotrusiu!
Wyobraźcie sobie Państwo, że wchodzę małymi drzwiami do pokoju, Pan siedzi na kanapie przy ciepłym piecu, Madame w swoim kąciku za biurkiem, Piotr leży pod piecem, a Kasia siedzi przy oknie, tak że wystarczy tylko wstać i zrobić miejsce obcemu. No i zaczynam rozprawiać.
Długo mnie nie było, prawda? Całe cztery tygodnie, od kiedym Państwa nie widział i nie mówił z Nimi, przypadek, jaki się w ciągu tych trzech i pół roku ani razu nie zdarzył, a teraz niestety często się będzie ponawiał.
Państwo chcecie wiedzieć, jak mi się żyło? Mogę powiedzieć: nędznie, bardzo nędznie!
A propos, wybaczyliście mi Państwo chyba, że się nie pożegnałem. Byłem w sąsiedztwie, stałem nawet na dole przy bramie, widziałem świecącą latarnię, wszedłem na schody, alem nie mógł wejść na górę. Po raz ostatni — jak potem zejść na dół? Czynię więc teraz to, com winien był wówczas uczynić, dziękuję Państwu za tyle miłości i przyjaźni, którą mnie tak wytrwale darzyliście, nigdy jej nie zapomnę. Nie proszę o pamięć, znajdzie się tysiąc sposobności, kiedy będziecie Państwo musieli pomyśleć o pewnym osobniku, który trzy i pół roku stanowił cześć Ich rodziny, który nieraz dawał Państwu powód do niezadowolenia, ale przecież jednak nie najgorszym był chłopcem i którego brak, mam nadzieję, od czasu do czasu odczuwacie. Przynajmniej mnie często Państwa braknie...
Prawda, Madame, że to niezbyt wielkie żądanie, abym przynajmniej raz na miesiąc dostawał list z domu, w którym dotychczas tyle dni przeżyłem.
A jeśli nie otrzymam wiadomości, nie szkodzi. To nic, pierwszego listopada i tak napiszę znowu...
Adieu, żegnam Państwa. Kasiu, jeżeli mi Pani słówka nie napisze, to Pani zobaczy!

Pieśń wędrowca w nocy

Która z nieba ku nam spływasz,
Wszelki trud i boleść koisz,
Tego, kto w dwójnasób nędzny,
Dwakroć twą ochłodą poisz -
(Ach, jak nużą życia pęta,
Szczęścia nicość, próżność mąk!)
Ciszy święta,
Zstąp do piersi mojej, zstąp.


przekład: Juliusz Kleiner

Radość

Nad zdrojem w blasku słońca
Fruwa libella migocąca,
Ów motyl nadstrumienny,
To ciemny, to promienny,
Jak kameleon zmienny.
Czerwony i szafirowy,
Błękitny i szafirowy.
O, gdybym mógł ujrzeć z bliska
Barwy, którymi połyska.

Właśnie nadleciał- i w tej chwili
Na gałązeczce siadł u zdroju.
A tuś mi, motylu!
Teraz mam go na odległość ręki,
Widzę żałobnie ciemny błękit.
Tak ty rozszczepiasz radość twoją.

Śpiewak

Przekład J. Weyssenhoffa

"Co słyszę tam, u zamku wart,
Na moście co rozbrzmiewa?
Niech na pokoje wejdzie bard,
Przed nami niech zaśpiewa!" -
Powiedział król, podbieżał paź,
Powrócił w mig, król rzecze zaś:
"Dawajcie tu starego!"

"Pozdrawiam was, rycerze cni,
Pozdrawiam piękne panie!
Na świetnym niebie trudno mi
Przeliczyć gwiazd nazwanie!
Wspaniały blask i pełnia kras
Zamyka oczy mi; nie czas
Napawać się podziwem".

Na oczy spuścił powiek cień
I w struny wieszcze uderzy;
Rycerze dziarsko patrzą weń,
A damy na rycerzy.
Królowi piosenka poszła w smak,
Więc na wysokiej łaski znak
Nieść każe łańcuch złoty.

"Nie dla mnie, panie, łańcuch twój,
Rycerskiej daj go młodzi,
Przed ich to blaskiem groźnych zbrój
Strwożony wróg uchodzi.
Daj kanclerzowi taką cześć
I każ mu złoty ciężar nieść
Przy innych służb ciężarach.

Ja śpiewam tak, jak śpiewa ptak,
Co w górnym mieszka lesie;
Nagrodą moją wolny szlak
I pieśń, co w piersi rwie się,
Każ mi przedniego wina dać
W pucharze szczerozłotym".

Do ust go wzniósł, wypija tchem:
"O trunku płynny czarem!
O, błogo w zacnym kole tem,
Gdzie to jest małym darem!
Wspomnijcie mnie w pomyślny czas
I dajcie Bogu dank, ze was
Obdarzył takim winem!"

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 ››