Wiersze - Jan Kasprowicz strona 6

Xiv

W poniedziałki, pogoda czy słoty,
Czy na sucho, czy człowiek się schlasta,
Hej, z tłumokiem na plecach do miasta,
Aż na czole srebrzyste lśnią poty. Bo cóż robić?... Te troski niecnoty!
Sama jedna na świecie niewiasta!...
Jak na drożdżach potrzeba wciąż wzrasta,
Trza podatku, trza odziać sieroty! I dziś z targu pospiesza w swą stronę.
Nakupiła to soli, to krupy,
Nawet niesie dla dzieci kołacza. Ale jakże wróciwszy rozpacza!
Tlą się jeszcze resztki jej chałupy,
A dzieciska na węgiel spalone.

Xix

Leży chory dwa miesiące blisko,
Rwanie w krzyżach, ból piersi, ograszka -
Nie pomoże ni piasek, ni kaszka,
Aż się zwija na kłębek płachcisko. Jakie było to z niego chłopisko!
Zwinniejszego nie ma we wsi ptaszka:
Machać cepem lub kosą to fraszka;
Fraszka mokre wyrzucać torfisko. Teraz blady jak ściana i słaby...
Darmo leki przynoszą mu baby,
Śmierć zagląda z każdego otwora.
 
Trzeba księdza, niech grzechy przebaczy,
A ksiądz łaje: "Jedźcie po doktora - "
Księże, za co?... Doktór dla bogaczy...

Xl

Aż mu cała rozpala się dusza,
Tak naukę wciąż chłonie i chłonie,
A nauka w szlachetne pogonie
Za ideą i serce mu zmusza. I braterstwo do głębi go wzrusza,
Chciałby wszystkich pomieścić w swym łonie,
Choć mu Spartak szepce o swym zgonie,
Choć go nieraz straszy cień Mariusza... I raz siedząc w ławce, zadumany,
Schwyci rękę panicza-sąsiada,
Szepcąc: "Bracie!" z okiem, co nie kłamie. Ale panicz snadź nie tak kąpany -
Jakby uczuł ukąszenie gada,
Dłoń mu wyrwie i spyta: "Co?... chamie!?..."

Xv

Miała rolę, sprzedali jej rolę -
Były czasy gradu i posuchy,
Kubę dawno zamknął grób już głuchy,
A skąd płacić, gdy pustki w stodole? Pożegnała ze łzami swe pole,
W służbę poszły nieletnie dziewuchy,
I na plecach kawał starej pstruchy,
Tak na wiatr się puściła - na dolę. Wędrowała od wioski do wioski:
Tu się najmie do żniwa, tam pierze,
Pokąd lata, pokąd siły świeże... Ale starość spada funt po funcie:
Trza pójść w żebry, trza żyć z łaski boskiej...
I dziś zmarłą znaleźli na - gruncie.

Xviii

Wiatr zadmiewa i straszną szarugą
Pcha go na wstecz i bije mu w oczy:
Przygarbiony, z pękiem chrustu, broczy
W zaspach śniegu, aż pot ciecze strugą. Drogą krótką, a jednak tak długą...
Serce bije, aż się w oczach mroczy -
Patrzy w zmroki, czy wioski nie zoczy -
A! tam pewnie, za tą mglistą smugą... A, tak! pewnie... Lecz trza spocząć chwilę,
Dech zamiera i nogi się bronią -
Wypoczynek wszak wzmacnia na sile. A w chałupie aż zębami dzwonią -
"Ojciec poszedł zbierać drzewo w lesie -
Wnet przyniesie..." Ej-że, czy przyniesie?!...

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 9 28 29 ››